(Nie)tylko dla kobiet
Są takie książki, które otulają miękko niczym ciepły pled i przenoszą w inne wymiary. Wzruszają, pobudzają do śmiechu, łez, przywołują wspomnienia, zarówno te dobre, jak i te złe.
To wielki dar pisać tak plastycznie, by wywołać u odbiorcy całą gamę uczuć. Tę cudowną umiejętność posiada bez wątpienia Anna Mazurkiewicz, autorka rozlicznych artykułów w „Filipince” czy „Jestem”, pisząca o kobietach i (nie) tylko dla kobiet. Jej książka „Poszło w diabły” jest znakomitym przykładem literackiego kunsztu i dobrego smaku. Dodatkowo nad tekstem unosi się duch postaci z „Przeminęło z wiatrem”, przydając akcji szczypty dekadencji i posmaku przewrotności Scarlett O`Hary.
Bohaterką „Poszło w diabły” jest Melania, nieśmiała i wrażliwa dusza, której serce wypełniają perełki literatury, a myśli krążą wokół Retta Butlera. Tak naprawdę pod względem charakteru daleko jej go upragnionego wzorca, jakim jest Scarlet, ale może właśnie za to kochają ją słuchacze. Melania prowadzi bowiem klimatyczne nocne audycje, rodem z „Bezsenności w Seatlle”, poza tym pisze słuchowiska i pracuje w redakcji literackiej radia.
Nie wiem, ile w bohaterce jest samej autorki, ale sądzę, że dużo. Autentyzm postaci sprawia, że Melania staje się od pierwszych stron naszą przyjaciółką, chcemy przebywać w jej towarzystwie, jak najdłużej słuchając cytatów z Boya czy Przybory. Daleko jej do wyidealizowanego anioła czy nimfy, przeciwnie – też przeżywa wzloty i upadki, szarpią nią rozterki i nękają pokusy.
U boku Melanii egzystuje mąż Andrzej wraz ze swoim gekonem i dyniami, ale tak naprawdę bohaterowie są setki mil od siebie. Podobnie jak większość z nas, gdzieś zgubili umiejętność rozmowy. Przestali czerpać przyjemność z dialogu i poznawania siebie. Może to jest przyczyną, a może raczej - wynikiem mentalnego romansu dziennikarki z Rafałem. Choć cieleśnie nigdy się nie zbliżyli, duchowo Melania zdradziła męża setki razy. Długie wieczory przy świecach, spacery urozmaicone dotykiem arcydzieł kultury, „nocne Polaków rozmowy” – to wszystko nasza bohaterka rezerwuje dla Rafała, którego łatwo kochać, bo jest nieosiągalny, a co za tym idzie - idealny.
Dopiero rozstanie z mężem na czas kontraktu, odległość, jaka dzieli Polskę od Stanów Zjednoczonych sprawia, że Melania zaczyna zastanawiać się nad charakterem relacji z mężem. Piszę „relacji”, bo czy wciąż jest to miłość? Na to pytanie kobieta znajduje odpowiedź zbyt późno…
Postawa Melanii wobec życia pokazuje, że można być łagodnym i uczciwym, jeśli jest się dosyć elastycznym. Mimo przeciwieństw charakterów, nasza bohaterka znakomicie sprawdza się jako przyjaciółka apodyktycznej i jędzowatej Duśki. A jeszcze lepiej jako matka chrzestna Jagody. Przede wszystkim wspaniałe jest to, że Melania odnajduje swoją kobiecość i spełnienie wewnątrz siebie. I choć nigdy nie zostanie Scarlett, to dla mnie jest cudowną, ciepłą osobą, która w jednej chwili robi owocowe przetwory, a w następnej pisze sztukę o płci pięknej godną wystawienia na deskach teatru (co zresztą jej się udaje).
Anna Mazurkiewicz wciągnęła mnie, zauroczyła i zostawiła z poczuciem, że książkę czyta się zbyt szybko. Ta bohaterka odnalazła wprawdzie swą Tarę, ale ja proszę o więcej takich opowieści! A wówczas świat złagodnieje, uspokoi się, a śpiew Ewy Bem będzie unosił się w przestworzach, kojąc nasze skołatane dusze.
Początek i koniec zimnej wojny w Polce wyznaczają wybory parlamentarne i prezydenckie lat 1947 i 1989, całkowicie odmienne pod względem charakteru i skutków...
Książkę powinni przeczytać wszyscy, niezależnie od wieku, płci, wykształcenia, filozofii życia i zajmowanego stanowiska, a zwłaszcza lekarze, niezależnie...