Co było pierwsze: jajko czy kura? Ta wątpliwość od lat drąży wiele umysłów. Przed podobnym dylematem stawia nas autor w prologu. Czy najpierw pojawiły się na świecie smoki, czy też smokobójcy? Wydawać by się mogło, że sprawa jest oczywista. Jak mógłby istnieć smokobójca na planecie pozbawionej smoków? Zwolennicy przeciwnej opcji mają jednak równie mocne argumenty. Smokobójcy mogli przecież istnieć przed tymi stworzeniami, od których wzięła się ich nazwa, a wcześniej zabijać inne potwory. Niezależnie od tego, jaka jest prawda, zabójcy smoków są potrzebni, szczególnie gdy taka bestia pustoszy kraj i ma na sumieniu liczne ofiary. Tak się dzieje w krainie rządzonej przez miłościwie panującego króla Walisława i jego żonę Dobrodawkę. Apel ogłoszony przez heroldów dociera do uszu Walka- prostego chłopaka mieszkającego w Psiej Wólce (która nawiasem mówiąc kiedyś nazywała się Szczenięca Wólka). Postanawia on opuścić swą chatę i udać się do króla. Po różnych perypetiach dociera w końcu przed oblicze władcy. Chce być tym, który uwolni świat od potwora. Niewątpliwie dodatkowym magnesem jest dla niego nagroda- "pół królestwa oraz cała królewna". Zadeklarowawszy gotowość do walki, nasz dzielny bohater wyrusza w drogę. Król wyrusza za nim, żeby powiedzieć mu coś ważnego. Otóż w rzeczywistości nie ma on prawa zabić smoka ani zadać mu poważniejszej rany (nic dziwnego- bestia należy bowiem do władcy). Oczywiście ta reguła nie obowiązuje w drugą stronę- trudno oczekiwać od smoka, by przestrzegał zasad fair play. Jeśli Walek uniknie śmierci, nagroda zostanie mu przyznana za samo staranie. Jaki będzie przebieg i rezultat tej walki? Przeczytacie Państwo sami. Równolegle śledzimy inny wątek. Poznajemy bowiem lirnika Tabrysa Śpiewaka, który służy na statku pirackim. Niestety pewnej nocy odkrywa on sekret swego kapitana Deyerpotha. Otóż w rzeczywistości jest on kobietą! Tabrys ratuje się ucieczką. Rozwścieczony Deyerpoth próbuje go odnaleźć. Do pomocy ma czarodzieja, który został pewnego dnia podstępem uprowadzony i przetrzymywany pod pokładem. Niestety stracił on większość swojej mocy, ponieważ niezbędną energię czerpał ze słońca, a w miejscu uwięzienia światło słoneczne nie docierało. Na szczęście tego typu akumulatory da się ponownie naładować. Czy Tabrys umknie kapitanowi? A może jednak go dopadną? Nie zdradzę tajemnicy. Treść książki jest właściwie na drugim planie, jest jej zresztą niewiele. Na pierwszym miejscu są różne dowcipy. Niestety są one na bardzo nierównym poziomie. Zdarzają się żarty naprawdę inteligentne (świetny jest na przykład pomysł, że Psia Wólka w "latach młodości" nazywała się Szczenięcą Wólką czy aluzje do znanych utworów). Niestety są one w mniejszości. Przeważają dowcipy niskich lotów, poniżej pasa (całkiem dosłownie- dotyczą bowiem seksu i czynności wydalniczych). Większość zawiera wulgaryzmy. Nie owijając w bawełnę- jest to humor prymitywny, wręcz prostacki, śmieszący głównie ludzi o nie najwyższym poziomie inteligencji. Poza tym takie nagromadzenie żartów odwraca uwagę od treści i jest bardzo nużące. Autor pewnie nas chciał olśnić swoim wspaniałym poczuciem humoru. Rezultat jest jednak odwrotny do oczekiwań. Już po kilkudziesięciu stronach czytelnik jest poirytowany i śmiertelnie znudzony. Trzeba przekopywać się przez grubą warstwę grubych dowcipów, by móc uchwycić główne wątki. Przypomina to pracę w kamieniołomach. Jeśli jednak kogoś nie rażą wulgaryzmy i częste wspominanie o sprawach poniżej pasa, może mieć niezłą zabawę. Ja jej niestety nie miałam. Kalina Beluch
Miraż w konwencji horroru i thrillera, stawia poważne pytania o Polskę ubiegłego stulecia. Stulecia wojen totalnych, zadekretowanego kłamstwa i zbrodniczych...