Koleje losu ludzkiego
Myśląc o portretach, mamy zazwyczaj na myśli malarstwo Thomasa Lawrence`a czy Diego Velázqueza. Tymczasem portrety można nie tylko malować akwarelami czy farbami olejnymi. Nie tylko pociągnięcia kresek służą temu, by oddać subtelności pomarszczonej twarzy, figlarny błysk w oku czy kpiący uśmieszek. Malować można także piórem, z cech charakteru układając słowa, z czynów – całe zdania, zaś z kolei życia ludzkiego całe opowiadania czy nawet wielotomowe historie.
Sergiusz Torwan nie potrzebuje setek stron, by tkać życie ludzi zwyczajnych–niezwyczajnych w swych pragnieniach, tęsknotach czy tajemnicach, jakie skrywa ich przeszłość. Portrety ze słów, opublikowane nakładem Warszawskiej Firmy Wydawniczej, to zbiór sześciu opowiadań-portretów, z których każdy przyciąga uwagę, intryguje, skłania do refleksji na temat absurdów codzienności i sprawiedliwości koła fortuny. Trudno wybrać z tej niezwykłej galerii osobliwości jeden tekst, który szczególnie zapada w pamięć, porusza czy wzburza. Rzadko się zdarza, by antologia prezentowała tak wysoki poziom, by każdy tekst był dopracowany, wręcz dopieszczony, mimo pewnego rysu zamierzonej surowości. Tym samym otrzymujemy zbiór, który zadowoli nawet wybrednego smakosza słowa, który grubą kreską odzieli czas przed i po lekturze, zatrzymując nas w niby-trwaniu nad każdą pojedynczą literą, by chłonąć ją każdą komórką, by wbiła się w serce niczym sztylet.
Sergiusz Torwan zaprasza pod wspólny dach Zenka, dla którego mieszkaniem stały się kanały, zaś współmieszkańcami - podobni jemu straceńcy losu. Tylko Magister, którego przyjęto jako piątego lokatora, różnił się znacząco, ze swym obyciem i miłością do dzieł mistrzów nie pasował do podziemnego życia i śmietników wypełnionych jedzeniem. Pasował wyłącznie do książek…
W śmietniku skarbów szukała także Aniela, której skromna renta nie wystarczała ani na dobre życie, ani na godną śmierć. Jedyną przyjemnością były dla niej piesze wędrówki w poszukiwaniu porzuconych skarbów i adrenalina, kiedy znalazła dobrą rzecz, wyrzuconą przez ofiarę powszechnego konsumpcjonizmu. Stare kable, gazety, dobre jeszcze trzewiki czy metalowe pudełko po ekskluzywnym trunku – oto łup podnoszący poziom adrenaliny. To - i pasiasty, zaplombowany worek, wypełniony pieniędzmi, który znalazł nowe miejsce w tekturowym kartonie, czekając na lepsze czasy. Czasy, które nigdy nie nadeszły…
Los nie oszczędzał również Burana – byłego komendanta-lejtnanta. Aleksandr Marinesko, bo o nim mowa, zyskał przydomek Buran z uwagi na swój gwałtowny charakter i niesubordynację. Te same cechy, dzięki którym aż prosił się o kłopoty, przyniosły mu prawdziwą chwałę. Podczas wojny wsławił się zatopieniem dwóch niemieckich liniowców. Zaledwie kilka minut wystarczyło, by życie straciło prawie szesnaście tysięcy ludzi. Bohater czy kat? Nie nam to oceniać, nie mamy prawa wydawać wyroków. Podobnie, jak i Aleksandr nie mógł ukarać przygarniętego psa, szkolonego na mordercę, który na polu bitwy miał rzucać się z granatami pod gąsienice czołgów. To, że pozbył się naturalnego wroga - innych psów ze swojego otoczenia, to efekt lat tresury i instynktu, który przeniknął każdą komórkę jego ciała. Zrobił tylko to, czego uczony był przez całe życie. Tak samo, jak Aleksandr…
Poznajemy również złodzieja – utalentowanego kasiarza i włamywacza Maksa. Po latach pracy, spędzonych na twórczych włamaniach oraz równie długich okresach pobytu w więzieniach podjął on decyzję o zasłużonej emeryturze. Swego rodzaju ubezpieczeniem na stare lata miał być łup, zdobyty podczas ostatniego włamania, zaplanowanego w szczegółach na więziennej pryczy. Ten przestępca, którego wyczyny obrosły już legendą, nie spodziewa się jednak, że z domu działającego w szarej strefie biznesmena wyniesie coś więcej niż pieniądze i diamenty – zdobył zaś informacje, za posiadanie których grozi śmierć.
Mówiąc o śmierci, nie można nie wspomnieć o kolejnym bohaterze zbioru Torwana, profesorze Matryndze. Teraz szanowany wykładowca, którego dorobek naukowy w dziedzinie psychologii i socjologii budzi podziw w wielu krajach, niegdyś zasilał szeregi Ukraińskiej Powstańczej Armii, bez skrupułów mordując Polaków w imię Samostijnej Ukrainy. Krew na jego rękach nie wyschła nigdy – wszak nawet współcześnie znajdą się ludzie, którzy znają przeszłość naukowca. Ludzie, których trzeba się pozbyć.
Niejedno życie obciąża również sumienie funkcjonariusza SB, bezimiennego przegranego człowieka, który po zwolnieniu ze służby i po śmieci żony nie potrafi odnaleźć się w życiu. Brak środków na życie i na picie skłania go do skorzystania z tajnej broni – akt tajnych współpracowników. Czy to rzeczywiście jest sposób na przetrwanie? Wszak nigdy nie wiadomo, jak potoczą się koleje losu, kiedy szantażysta stanie się ofiarą, zaś ojciec - obcą osobą, której trzeba się wyrzec, jak zrobiła to jego córka. Wszak sam na to zapracował…
Sześć opowiadań, sześć tak odmiennych charakterologicznie postaci i sześć tragedii, budzących współczucie niezależnie od tego, jakich ludzi dotyczą. Sergiusz Torwan tylko portretuje, nie dokonując oceny, nie piętnując. Lekkość, z jaką kreśli koleje losów i podejmuje trudne, niekiedy kontrowersyjne tematy, budzi podziw i zadumę. Portrety ze słów są rzeczywiście utkane ze słów, słów pięknych, a jednak budzących przerażenie i grozę. Słów, które potrafią ranić tak samo, jak torpedy okrętu Burana i kły jego psa. Słów, które odzwierciedlają historię niezależnie od tego, czy chcemy o niej pamiętać, czy też wolimy odciąć się od przeszłości. Torwan przypomina, że nawet, jeśli inni zapomną, my sami będziemy pamiętać…