Czy powrót do korzeni i kontynuacja tradycji narodu wybranego powinny zaprzątać myśli bogatego, holenderskiego Żyda? To pozornie dziwne pytanie staje się kanwą, na której Leon de Winter buduje swoją powieść „Porsche’em do Ziemi Obiecanej”. Ta zabawna, pełna ironii i humoru oraz wszechobecnego sarkazmu książka stawia czytelnika przed najważniejszymi pytaniami, sprawami dotyczącymi sensu życia, drogi, jaką się powinno kroczyć, czy wreszcie własnej tożsamości.
Max Breslauer, właściciel sieci sklepów odzieżowych, pewnego sobotniego ranka pędził do biura swoim sportowym porsche. Zdarzenie to miałoby marginalne znaczenie, gdyby nie zakończyło się potrąceniem Bogu ducha winnego chasydzkiego chłopca. Zdenerwowany zaistniałą sytuacją bogaty Żyd w trybie natychmiastowym stawia się na wizytę u swojego psychiatry. Tam też snuje historię swojego życia, dzieli się problemami i wątpliwościami, na które lekarstwo pragnie znaleźć w gabinecie doktor Jansen.
„Porsche’em do Ziemi Obiecanej” to przede wszystkim monolog wewnętrzny głównego bohatera, który zapoznaje czytelnika z najważniejszymi wydarzeniami z własnego życia. Wypadek drogowy, w którym chasydzki chłopiec doznał niewielkich obrażeń, opisany w niezwykle barwny i żartobliwy sposób, staje się punktem wyjścia do snucia przez Maksa Breslauera w nieco bardziej poważny sposób własnych refleksji. I tak przed oczami czytelnika staje beztroskie dzieciństwo Maksa, burzliwy i pełen buntu okres dojrzewania, kłótnie z ojcem oraz mające niebagatelny wpływ na życie bohatera jego miłosne podboje. Narrator nie szczędzi także historii z życia ojca i brata Maksa, które w mniejszym lub większym stopniu odcisnęły na Maksie piętno.
Główny bohater, leżąc na kozetce w prywatnym gabinecie lekarskim, pragnie uporządkować swoje życie. Mimo bogactwa, brakuje w jego egzystencji jakiejś głębi, metafizyki. Ludzie, których spotyka, z którymi żyje i pracuje w większości kontynuują żydowską tradycję, dla Maksa będącą obcą i niezrozumiałą. Bohater po przeanalizowaniu własnego życia sam musi dojść do wniosku, co tak naprawdę się liczy. Czy, będąc Żydem, ma moralny obowiązek spożywać koszerne potrawy, chodzić co sobotę do synagogi i studiować Talmud? Czy może to dziedzictwo zwyczajnie odrzucić i żyć tak, jakby tradycja nie miała dla niego żadnego znaczenia?
Leon de Winter poprzez rozterki głównego bohatera chce postawić czytelnika przed podobnymi problemami. Nie będą to być może problemy związane z rezygnacją z wieprzowiny czy lekturą Tory, ale ukażą się w postaci bardziej uniwersalnych kłopotów. Autor pragnie zmusić czytelnika do zastanowienia się nad własną tożsamością, nad spuścizną kulturową, którą każdy naród nosi na swoich barkach od pokoleń. Niektóre odziedziczone zasady i nakazy być może na przestrzeni lat uległy zatarciu, jednak tradycja powinna być kultywowana wiecznie, bo wraz z jej śmiercią umiera także naród.
Mimo że powieść Leona de Wintera porusza sprawy ogromnej wagi, autor pozwala sobie na dość swobodny ton i żartobliwy język. Są w powieści fragmenty, które wycisną z czytelnika łzy rozbawienia, inne natomiast skłonią go do głębokich refleksji. Winter stara się przytoczyć czytelnikowi ważne sprawy w sposób jasny, przystępny i do tego zabawny. „Porsche’em do Ziemi Obiecanej” to także nieocenione źródło mądrości i przysłów żydowskich, które niezwykle wzbogacają język powieści. Książka Leona de Wintera to zatem zgromadzone niejako w „pigułce” praktyczne zagadnienia, jak radzić sobie podczas „kryzysu egzystencji”, ale także nieocenione źródło jeśli chodzi o lekarstwo na chandrę.