Polskie piekiełko Sławomira Kopra dostarcza mnóstwo wzruszeń i refleksji. Żywy tok narracji sprawia, że opisane przez historyka postaci, tworzące narodowy panteon, stają się bliskie czytelnikowi. Koper popełnił pasjonującą i gorzką zarazem książkę o naszych cechach narodowych: mściwości, małostkowości, podejrzliwości, chorobliwej pamiętliwości oraz... o odwadze, bohaterstwie i umiłowaniu wolności ponad własne życie na przykładzie wojennego losu elit państwowych, wojskowych i artystycznych.
Obserwowane dziś gorszące rozgrywki międzypartyjne oraz festiwale wzajemnych oskarżeń i chamskich słów, określane przez publicystów jako wojna polsko-polska, nie są wytworem wyłącznie współczesnej krajowej sceny politycznej. Polscy prominenci potrafią tworzyć sobie nawzajem "piekiełko" w każdych warunkach; czynili tak nawet wtedy, kiedy naród, któremu mieli służyć, został przez najeźdźców skazany na zagładę!
Członkowie emigracyjnego rządu, choć kraj pozostawał pod okupacją, nie potrafili zapomnieć o osobistych animozjach i z olbrzymim zacietrzewieniem tropili wszelkie, nawet drobne nadużycia (zwłaszcza finansowe) znienawidzonych przeciwników politycznych. Ważniejsze były dla nich takie sprawy, jak lemoniada, kapelusze czy proszki przeciwbólowe, niż to, że rodacy przeżywali prawdziwą gehennę, zgotowaną przez obydwu agresorów… Historyk przywołuje i syntetyzuje mnóstwo porażających wręcz faktów, które nie najlepiej świadczą o postawie najwyższych dostojników państwowych i wojskowych w obliczu wyzwań, jakie niosła ze sobą straszliwa II wojna światowa.
Historyk obala błędne teorie i mity narosłe przez lata nie tylko wokół życia i działalności Polaków żyjących na emigracji w czasie wojny, lecz także wokół żołnierskich wyczynów, jak choćby tych pod Monte Cassino. Niektóre przywołane przez historyka zdarzenia (jedne szerzej znane, inne - mniej) w opisanym przez niego kontekście wojennym wprawiają w prawdziwe osłupienie, a owiane legendą postaci, zaliczone do narodowego panteonu, okazują się nie tak kryształowe, jak przyzwyczailiśmy się sądzić wskutek śpiewanych od lat pieśni czy lektur literackich utworów, opartych nierzadko na zabiegach mitologizacyjnych.
Naczelny Wódz, generał Śmigły-Rydz porzucił, jak wiadomo, walczących bohatersko we wrześniu 1939 roku żołnierzy polskich i zbiegł do Rumunii, ale mało kto wie, w jak bardzo żenujących okolicznościach. Otóż oficer, próbując bezskutecznie zatrzymać generała na granicy i obronić tym samym honor wojska, w obliczu hańby zdecydował się dokonać zamachu na swoje życie... i strzelił do siebie. Generał Sikorski tak bardzo nienawidził piłsudczyków, że po 1926 roku dopuścił się nawet zdrady stanu, a jego obsesje i ambicje w nie mniejszym stopniu targały nim także w czasie wojny; kiedy zarówno on, jak i generał Anders z tych samych pobudek pozostali głusi na rozpaczliwe wołanie o pomoc Sławoja-Składkowskiego - premiera ostatniego rządu wolnej Rzeczypospolitej. Prośba jego dotyczyła pożyczki na operację ratującą życie. Ponieważ członkowie emigracyjnego rządu polskiego nie zareagowali na apel, ciężko chory były premier zmuszony został do napisania listu do prezydenta USA, Franklina Delano Roosevelta. Oto fragmenty polskiego dokumentu wstydu, jak nazwał list jego nadawca:
Pisze do Pana ostatni premier przedwojennego polskiego rządu. Człowiek, który pierwszy w Europie odważył się Niemcom powiedzieć "nie" i wydać swoim rodakom rozkaz walki na śmierć i życie... Dzisiaj ja sam prowadzę walkę o życie... Czy mógłby Pan, Panie Prezydencie, pożyczyć mi 100 dolarów na cel operacji? Zobowiązuję się słowem honoru oficera polskiego zwrócić Panu dług w trzy tygodnie po zakończeniu wojny...
Dzięki osobistej pomocy amerykańskiego prezydenta Sławoj-Składkowski żył jeszcze 20 lat.
Polacy przelewali krew, umierali w łagrach, a batalie antypiłsudczyków z piłsudczykami bądź piłsudczyków z antypiłsudczykami przybierały jeszcze bardziej groteskowe i wstrząsające rozmiary, czego jednym z symboli może być choćby położona koło Glasgow Wyspa Węży, na której gen. Sikorski izolował swoich najbardziej zajadłych przeciwników przez wiele miesięcy.
Koper daleki jest jednak od formułowania jednoznacznych ocen i ferowania wyroków. Wręcz przeciwnie, w portretowaniu stosuje pełną paletę barw, dzięki czemu historyczne postaci zjawiają się przed czytelnikiem nie jak posągi, ale jak ludzie "z krwi i kości". Obrazowo ukazuje nie tylko ich niewątpliwe zasługi dla narodu polskiego, lecz także mniej chwalebne czyny oraz życie prywatne, z wszystkimi jego odcieniami i grzeszkami.
Najbardziej frapujące są opisy sylwetek i losów największych asów polskiego lotnictwa drugiej wojny światowej, pierwszego ułana II Rzeczypospolitej - gen. Wieniawy-Długoszowskiego, żon, partnerek i kochanek najwyższych rangą dowódców, Hanki Ordonówny, ofiarnie ratującej polskie sieroty, hrabianki Krystyny Skarbek - ulubionej agentki Churchilla, a także człowieka o wielu twarzach, szarej eminencji rządu Sikorskiego i zarazem najstarszego skoczka spadochronowego w dziejach drugiej wojny światowej - Józefa Retingera. Z publikacji można dowiedzieć się też, jaką historię związaną z dziejami II Korpusu lubił opowiadać swoim małym synom książę Karol, kto był największym playboyem wśród generałów i pilotów, kto i w jaki sposób wywiózł z okupowanego kraju żonę gen. Sosnkowskiego oraz córkę gen. Sikorskiego. Krótko mówiąc: historyk obficie obdarowuje czytelnika anegdotami i ciekawostkami. Humorystycznych akcentów nie brakuje bowiem w niezwykle barwnych życiorysach, przedstawionych przez Kopra Polaków. Jedną z zabawnych opowieści pozwolę sobie przywołać. Moskwa. Sowieckie więzienie, Łubianka. Poddawany w nim wielogodzinnym przesłuchaniom gen. Anders wspominał później:
Pamiętam wypadek rzucający światło na środowisko NKWD. W czasie dość nieprzyjemnego śledztwa odezwał się telefon na biurku. Słyszę urywki rozmowy:
- O kogo chodzi? Liarus? Zaraz poczekaj.
Sędzia, ręką przykrywając słuchawkę, zwraca się do mnie, czy znam takie nazwisko. Zaprzeczam.
- Kiedy ja wiem, że to wasz znajomy; my wszystko wiemy.
Mówię, że może chodzi o Larousse’a, autora najpopularniejszej na świecie encyklopedii. Z niedowierzaniem zapytuje mnie, czy rzeczywiście był taki. Zapewniam. Z miejsca mój sędzia łupie przez telefon:
- Ty niekulturalny! To ty nie wiesz, że Liarus napisał encyklopedię? Nie wiesz, co to jest encyklopedia? To się dowiedz. Ja z takim niekulturalnym jak ty nie będę rozmawiał, nie mam czasu.
Koper barwnie opowiada także o niezwykle ponurach powojennych losach najbardziej zasłużonych Polaków. Musieli bowiem oni imać się różnych zajęć fizycznych, aby utrzymać się na emigracji: Sosnkowski pracował jako farmer, Maczek jako barman, Sosabowski - jako magazynier, a Krystyna Skarbek - określona przez D. Irvinga mianem "polskiej Maty Hari" - jako kelnerka. Tak po wojnie odwdzięczyli się im sojusznicy, dla których dzielnie narażali życie, walcząc o naszą i ich wolność.
Czytając książkę, trudno nie zatęsknić za zgładzoną przez niemieckiego i sowieckiego okupanta elitą i nie zadumać się nad jej losami. Mimo swoich licznych przywar i grzechów była to jakże inna elita niż ta, która dzierży dziś władzę państwową i medialną. Przede wszystkim dlatego, że - choć może zabrzmi to nazbyt patetycznie - największym marzeniem przedstawicieli wychowanej przed wojną elity było tylko jedno: służba Polsce.
Najnowsza książka jednego z najbardziej popularnych autorów książek historycznych. Jest to opowieść o ludziach, którym z różnych powodów nadano etykietę...
Nowa książka bestsellerowego autora poświęcona elitom PRL. Zofia i Krzysztof Komedowie, Kalina Jędrusik i Stanisław Dygat, Alicja i Piotr Jaroszewiczowie...