Chociaż „Polska szkoła boksu” nosi podtytuł „powieść emigracyjna”, wahałabym się przed nazwaniem debiutu Adama Miklasza „powieścią”. Zbyt długo czeka się podczas lektury na jakieś wyrazistsze wydarzenia, zbyt wolno wszystko się rozwija, jakby autor nie miał odwagi wkroczyć w prezentowany przez siebie świat z mocniejszą ingerencją. Za to kiedy już się rozkręci… to aż szkoda, że kończy. Więc warto poczekać.
Trudno powiedzieć, czy te zachwiania proporcji są zwyczajnym błędem debiutanta, który chce wyjaśnić absolutnie wszystko, czy wynikają z konsekwentnie przygotowywanego tła do wydarzeń w Buckby – jedno jest pewne: mimo fragmentów z dłużyznami, można z przyjemnością tę książkę przeczytać. Wydawnictwo Skrzat, które od pewnego czasu zajmuje się także publikowaniem literatury dla dorosłych, proponuje czytelnikom ciekawy szereg pozycji pisanych z perspektywy młodej emigracji zarobkowej.
„Polska szkoła boksu” ładnie koresponduje z „Którędy” Daniela Emmersona, ale Adam Miklasz cechuje się w swojej opowieści znacznie większą świadomością okołoliteracką, narrator i bohater jego książki zajmuje się trzema płaszczyznami: relacjonowaniem kolejnych wydarzeń, jednoczących środowisko polonijne, roztrząsaniem swoich stanów duchowych (przyjęta perspektywa pierwszoosobowej narracji i postawa obserwatora nakazują jednak wstrzemięźliwość w tej kwestii, czytelnicy otrzymują zatem przemyślenia mocno zredukowane, skrócone do tych najbardziej niezbędnych) oraz analizami języka. To ostatnie szczególnie widać w umowie, jaką z odbiorcami chce zawrzeć Miklasz przy tonowaniu barwnych wypowiedzi jednej z postaci. Nakierowanie uwagi autora na tekst jest niemal tak samo silne, jak koncentrowanie się na sprawach emigracji.
Bo „Polska szkoła boksu” to książka, która próbuje przedstawić także niuanse emigranckiego życia. Pokazuje rozterki bohaterów, którzy powinni przecież trzymać się razem ze względów patriotycznych czy narodowościowych, ale zajmuje się tu Miklasz przede wszystkim całym szemranym półświatkiem. Wśród mieszkających w Buckby rodaków jest wielu wykolejeńców i degeneratów, ludzi, którym nie powiodło się w kraju i którzy wyjechali do Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu lepszego życia. Adam Miklasz konfrontuje marzenia o wyspiarskim raju z dość trudną – chociaż nie beznadziejną – rzeczywistością. Gdzieś w tle przewija się klasyczny wątek trudnej przyjaźni, która trwa mimo przeciwności losu i motyw swoistej dżentelmenerii.
Autor ożywia w swojej opowieści emigracyjnej kodeks honorowy – przy czym robi to niezwykle subtelnie, by nie naruszyć tą wartością wykreowanych portretów typów spod ciemnej gwiazdy. Jest też Miklasz miejscami podobny do cyklu o Socjopacie Daniela Koziarskiego, jednak tam, gdzie Koziarski idzie w fabularyzowanie historii i wyszukiwanie mocnych punktów akcji, Adam Miklasz wybiera refleksję i próby analizowania sytuacji. Daje tym samym ciekawą charakterystykę przedstawicieli siły roboczej w Anglii. Zachowuje się przy tym jakby chciał opisać istotę młodej emigracji, zaczynając od podstaw i powoli przechodząc do coraz bardziej zaawansowanych typologii.
Dla ubarwienia całości sięga po intrygę sensacyjną i wątek obyczajowy (raczej marginalizowany). Chociaż „Polska szkoła boksu” nie jest pierwszą – i z pewnością nie ostatnią – książką poruszającą temat emigracji zarobkowej od strony beletrystyki, udaje się Adamowi Miklaszowi przemycić garść ciekawych opinii i poglądów, potem natomiast – gdy już wszelkie wątpliwości dotyczące młodych ludzi na obczyźnie zostaną rozwiane, zajmie się scenami rodem z filmu akcji.
Może miejscami chciałoby się, żeby książka była trochę ostrzejsza, żeby oceniała zamiast komentować. Ale właściwie po co? Zamiast rozrachunku – jest porządne czytadło, miejscami podbarwione goryczą, poprawnie napisane i interesujące. „Polska szkoła boksu” to udany debiut. Ciekawa jestem kierunku dalszej drogi twórczej Miklasza…
Izabela Mikrut