Mam przed sobą najnowszą książkę Marka Jóźwika – lekkoatlety, olimpijczyka i publicysty, „Polaków portrety pustynne”. Żałuję, że ten zbiorek to tylko pięćdziesiąt felietonów… Żałuję, bo z chęcią śledziłabym dalej pustynne obserwacje z polskich plaż i fatamorgany z wyjazdów zagranicznych. Teksty wakacyjne miały przyciągnąć uwagę czytelników „Rzeczpospolitej”. Miały bawić, dostarczać rozrywki – ale poza tym przynosiły sporo trafnych i satyrycznych wręcz ocen społeczeństwa. „W końcu od uczonych wywodów są uczone książki, kiedy już zostaną napisane. Tak czy inaczej, warto rzucić okiem na to i owo. Porozmawiać z tym i owym na luzie”.
Pracę reportersko-felietonistyczną łączył Marek Jóźwik z relacjami z Golden League: stąd przeplatanie refleksji nadbałtyckich obrazkami z obcych landów. To połączenie musi się czytelnikom spodobać, bo pozwala jeszcze zaostrzyć rodzime portrety pustynne i na światło dzienne wydobyć absurdy codzienności. Chociaż autor satyrykiem nie jest, dorównuje mistrzom gatunku stylem, zaangażowaniem i poczuciem humoru. Przerasta typowych „ogórkowych” felietonistów (to akurat nie jest aluzja do konkretnej postaci a do sezonu ogórkowego, wyjaśniam na wszelki wypadek). W „Polaków portretach pustynnych” wykazuje się nadprzeciętnym zmysłem obserwacji i umiejętnością przekazywania spostrzeżeń w atrakcyjnym dla odbiorców stylu.
Mało tego – potrafi Marek Jóźwik zaintrygować nawet wtedy, gdy nic się nie wydarzyło – puste miejsce wypełnia śmiechem, trafnymi językowo żartami. Jak nie humor sytuacyjny, to komizm słowny – a w większości tekstów połączenie tych dwóch elementów poprawia nastrój czytelnikom. Nic dziwnego, że od tej książki łatwo oderwać się nie da. Bawi Jóźwik w każdy możliwy sposób – nawet przez specyficzną, nieprzezroczystą ale lekko żartotwórczą składnię. Nie wspominając o rewelacyjnych pomysłach… Tam, gdzie wszyscy narzekają, szukają dziury w całym i krytykują z urzędu, Marek Jóźwik się śmieje. I wychodzi to tekstom na dobre – zamiast kolejnych malkontenckich wywodów mamy bowiem genialną, dowcipną mieszankę mocnej, choć na pierwszy rzut oka niewidocznej, bo zamaskowanej śmiechem, krytyki i humoru najwyższej próby. Stężenie komizmu jest w tej książce ogromne. Tu brakuje – co akurat jest zaletą – zwyczajności. Skondensowany humor zapewnia dobrą rozrywkę przynajmniej na czas lektury.
Kreuje Jóźwik typowych bohaterów, próbuje ich zunifikować – na przykład każdego ratownika przyrównując do pewnego stereotypowego wzorca. Portretuje napotykanych tubylców i turystów, rybaka, ojca z dzieckiem, sołtysa, robotnika i kloszarda. Przytacza zabawne sfingowane dialogi i swoje przesycone mocnym absurdem komentarze. Rozmowy z miejscowymi nie zawsze należą do łatwych, a i wszelkie dwuznaczności i inne efekty komizmotwórcze zostaną przez autora uruchomione. Czytelnicy mogą być pewni, że żadnej okazji do śmiechu Jóźwik, niczym rasowy humorysta, nie przepuści. Czasem zagra nieprzyzwoitym i niedopowiedzianym skojarzeniem, innym razem zabawnym zestawieniem słów. Pisze ze swadą, nie ma u niego miejsc nudnych czy przegadanych, absolutnie wszystko służy tu dobrej zabawie. Jest się czym zachwycać. Można napisać rewelacyjny tekst o niczym. Można idealnie spuentować tekst, którego podstawową funkcją jest lekkość i przynoszenie beztroskiej radości, a nie walka w imię wyższych celów.
Twórczość Marka Jóźwika stanowi dowód na siłę humoru. Autor stosuje rozmaite rodzaje ironii i posługuje się absurdem ze zręcznością zawodowego satyryka. Nie zdezaktualizują się jego felietony, nie ma obaw, że znudzą się czytelnikom. Jako literatura rozrywkowa, spełniają „Polaków portrety pustynne” swoją rolę wyśmienicie. Atutem książki jest również styl – podporządkowany chęci wzbudzania śmiechu, ale – dobrej jakości. Krótkie i celne teksty oraz prawdziwy talent – to sprawia, że od tej publikacji nie można się oderwać.