Jeffery Deaver to w literaturze sensacyjnej marka bardzo solidna. Jego cykl powieści o śledztwach prowadzonych przez niepełnosprawnego kryminalistyka Lincolna Rhyme'a i jego partnerkę - Amelię Sachs stanowi lekturę obowiązkową dla każdego miłośnika gatunku. Deaver jest rzemieślnikiem z ogromnym doświadczeniem - sprawnie buduje napięcie, zna reguły gatunkowe i z żelazną konsekwencją ich przestrzega. Posiada w zanadrzu zestaw pisarskich trików, które sprawiają, że jego thrillery czyta się z ogromną przyjemnością. Czy jednak w przypadku Pokoju straceń - najnowszej odsłony bestsellerowego cyklu o Lincolnie Rhyme - to wystarczyło? Czy ewoluujący od lat cykl może jeszcze zaskakiwać?
Robert Moreno uchodzi za wroga Stanów Zjednoczonych. Czynił wszystko, by skompromitować kraj, z którego pochodzi. Działał do tego stopnia aktywnie, że wzbudził zainteresowanie jednej z amerykańskich agencji bezpieczeństwa i podejrzewany był o terroryzm. Gdy więc ginie, zastrzelony przez snajpera, cień podejrzeń pada na amerykańskie służby specjalne i działające na ich zlecenie prywatne korporacje. Śledztwo w tej sprawie okryte być musi najściślejszą tajemnicą, zbyt szybkie bowiem ujawnienie prowadzonego dochodzenia mogłoby doprowadzić do tego, że sprawcy zaczęliby usuwać ślady swoich działań. Wydaje się oczywiste, że nikt nie zajmie się tą sprawą tak skutecznie, jak Lincoln Rhyme, który jest przecież jedynie konsultantem na usługach wymiaru sprawiedliwości. Rhyme, który po przebytej operacji odzyskał sprawność na tyle, by móc osobiście wybrać się na Bahamy w celu zbadania miejsca zbrodni oraz odkrycia motywów i sprawcy zamachu. Nie trzeba chyba dodawać, że jego gorliwość będzie musiała ściągnąć na kryminalistyka śmiertelne niebezpieczeństwo?
- Nuda - można by rzec, spoglądając na w zasadzie dość zgrany punkt wyjścia. Śledztwo prowadzone przeciwko innym przedstawicielom wymiaru sprawiedliwości. Zagrożenie, w obliczu którego stają śledczy. Walka Lincolna Rhyme z własnymi ograniczeniami. Wszystko to już znamy, wszystko to już było - często w mocno zbliżonych konfiguracjach.
A jednak trzeba powiedzieć, że Deaverowi po raz kolejny udało się ożywić mocno utarte schematy. Niewielu autorom udaje się tak długo kontynuować cykl powieściowy z tak dobrym efektem. Zwykle szybko zaczynają się powtarzać, a ich powieści coraz mocniej przypominają popularne seriale, których większość nawet da się oglądać, ale które nazbyt mocno przypominają produkcje już znane i okazują się zbyt przewidywalne. W przypadku Pokoju straceń Deaver potrafi zaskoczyć. Jego bohaterowie rozwijają się, ewoluują. Rhyme wciąż ogarnięty jest obsesyjnym pragnieniem odzyskania pełnej sprawności. Czy mu się to uda? Jak wiele będzie gotów poświęcić dla realizacji tego celu? Co ciekawe, w poważnych tarapatach jest tym razem jego partnerka, nękana dolegliwościami, których naturę dopiero przyjdzie nam poznać. Momentami obserwowanie tego duetu bohaterów okazuje się nawet ciekawsze niż samo śledztwo. Rzadka to rzecz w przypadku literatury popularnej.
Ale, powiedzmy szczerze, nie czyta się thrillera dla portretów psychologicznych. A przynajmniej nie dla nich przede wszystkim. Tymczasem Pokój straceń nie nudzi. Oczywiście, że Deaver stosuje chwyty zgrane. Stosunkowo krótkie rozdziały, obserwowanie na przemian perypetii poszczególnych bohaterów i cliffhangery, mające nas skłonić do kontynuowania lektury. Jednak "fajerwerki" nie mają tu ukryć niedoskonałości fabuły. Jedynie uwypuklają one zgrabną intrygę kryminalną, sprawiając wrażenie, że wszystko wydaje się być w tej powieści na właściwym miejscu.
Pokój straceń to więc interesująca układanka, sprawnie budowane napięcie, wciągająca fabuła, zaskakujące zwroty akcji. - Nuda - można by rzec. Nuda - bo czy czegoś więcej można oczekiwać w przypadku solidnego thrillera autorstwa jednego z mistrzów gatunku?
Małym, sennym miasteczkiem wstrząsa seria tragicznych wydarzeń. Kilkunastoletni Garret, znany z odrażającego, dziwacznego hobby - hodowli owadów...
Przy autostradzie w Monterey pojawiają się tajemnicze krzyże. Okazuje się, że nie upamiętniają ofiar wypadków, lecz zapowiadają przyszłe zbrodnie...