Czy na Dolnym Śląsku są skarby?
Kończy się II wojna światowa. Niemcy ewakuują sztaby wojskowe, ludność cywilną i tajną dokumentację. Nie wszystko jednak da się wywieźć. Nie ma dokąd. W Niemczech też nie ma już zbyt wielu bezpiecznych miejsc. A tymczasem trzeba ukryć nie tylko dzieła sztuki i pieniądze, ale także to, czym zajmowali się naziści w tajemnicy nawet przed swoim społeczeństwem. Co to było? Tajna broń Hitlera, bomba atomowa, a może zaplecze dla kolejnej, III już wojny, która miała wybuchnąć po zakończeniu tej, którą właśnie przegrywali? Czasu coraz mniej, trzeba gdzieś ukryć dokumenty i złoto, po które wrócą, gdy Amerykanie i Sowieci skoczą sobie do gardeł. A wtedy wielkie Niemcy wrócą na międzynarodową arenę jako fachowcy, doradcy i gotowi do walki sojusznicy. Po której staną stronie? Tego nie wiemy, ale ten, kto ma broń i pieniądze, może liczyć na wiele korzystnych ofert.
Podziemne sztolnie stutysięcznego Wałbrzycha oferują wiele kryjówek. Kilka kopalni i podziemny kompleks wybudowany rękami ofiar z pobliskiego obozu Gross-Rosen to miejsca na schowki, gdzie tajemnice związane z nową, morderczą technologią mogą zaczekać na lepsze czasy. Przecież wiadomo, że wcześniej czy później musi dojść do kolejnego konfliktu na międzynarodową skalę. Naziści bardzo sumiennie się do niego przygotowują. Drogocenne obrazy, złoto i dolary, a także kolekcje zabytków zamożnych wrocławian znikają może w podziemiach Lubiąża, może w piwnicach dolnośląskich zameczków. Dokumentacja tajnej broni, jej prototypy muszą być lepiej ukryte. Wałbrzych nadaje się do tego idealnie.
Rostkowski zadaje wiele pytań, czasami podsuwając odpowiedzi, czasami - snując domysły. Czy słynna Stokrotka z Książa, księżna Daisy, była angielskim szpiegiem? Dlaczego w połowie wojny do górniczego, pełnego specjalistów miasteczka przyjeżdżają ekipy fachowców z Niemiec, które odsuwają od kopalń całą dotychczasową załogę? Co robią w podziemiach i sztolniach pod miastem? Czy Sowieci o tym wiedzą? Dlaczego miasto zostaje poddane bez walki, jakby obie strony nie chciały ryzykować wybuchów i uszkodzeń terenu? Co do połowy 1946 robi w mieście NKWD i dlaczego znikają kolejki wąskotorowe, prowadzące m.in. do zamku Książ i do okolicznych miejsc zwiększonej aktywności Niemców?
Rostkowski sugeruje, że w grę nie wchodzą błyskotki czy zagrabione w Europie dzieła sztuki. Dolny Śląsk był wyjątkowym dla faszystów miejscem. Jeśli dbający o opinię Hitler odrzucił zbyt wystawny dom w Ziegenberg, to dlaczego zgodził się na swoją siedzibę w Książu, olbrzymim zamku, gdzie w czterystu komnatach zgromadzono niewyobrażalne skarby? Co znajduje się w zamurowanym pod Hotelem Śląskim, dzisiejszym Domem Uzdrowiskowym nr 1 w Szczawnie Zdroju, pomieszczeniu? Dlaczego ten wspaniały budynek, bliźniaczo podobny do Hotelu Grand w Sopocie, był tak popularny wśród najwyższych rangą towarzyszy Hitlera? I dlaczego tam, w Salzbrunn Hubertus Strughold prowadził swoje zbrodnicze aerodynamiczne eksperymenty na ludziach? Czy kilometry podziemi były doskonałą bazą dla nazistowskich naukowców? Zbyt wiele, według autora, jest w Wałbrzychu dziwnych miejsc, wejść do podziemi, które prowadzą donikąd, aby przejść nad tym do porządku dziennego. Zatem Rostkowski pyta i szuka. Pokazuje mapy, zeznania naocznych świadków, dokumenty. Szukajmy z nim. Tym razem to nie kolejna "strefa 11", ale pełna dokumentów podróż po mieście, które być może miało być kluczem do sukcesu Niemiec po wojnie.
Znam Wałbrzych i Szczawno i setki razy słyszałam od dziadków opowieści o tym, co Niemcy robili w nim w czasach, gdy Polska nie była jeszcze w stanie na dobre opanować tych terenów. W wielu domach do końca lat czterdziestych mieszkali niemieccy specjaliści, którzy uczyli Polaków obsługi maszyn w wałbrzyskich kopalniach i fabrykach. Ci ludzie opowiadali dziesiątki historii, które długo potem krążyły wśród napływowej ludności Wałbrzycha. Czyżby mówili prawdę?
Rostkowski nie jest historykiem i wiele z podanych przez niego informacji nie ma źródła. Autor zasłania się obietnicą poufności, przysięgą, że nie poda nazwiska informatora. Ale nawet, jeśli snuje jedynie niepoparte faktami historie, czyni to z wdziękiem, dzięki czemu ta książka, choć chropawa w formie (osiemnaście rozdziałów o raczej „technicznej” konstrukcji) uwodzi jak niejeden kryminał.
Książ, architektoniczna perła Dolnego Śląska zawsze krył niezbadane tajemnice. Rodzinne tajemnice władców zamku, niepenetrowane kilkupiętrowe podziemia...
Wnikliwa monografia Muszkieterów, tajnej organizacji o charakterze wywiadowczym działającej na terenach polskich pod okupacją niemiecką. Wobec szczupłości...