14-letni Teodor ciężko zachorował. Francuska - szerzej nawet: europejska - medycyna jest bezradna. Ekscentryczna ciotka Teodora postanawia zabrać bratanka w podróż. Podróż dokoła świata... religii.
Istnieje teoria, która głosi, że każda choroba ma podłoże w duszy człowieka. Inna jej wersja dopatruje się genezy chorób w ludzkiej psychice. Obie zwracają uwagę na pozafizyczny, niefizjologiczny aspekt wadliwego funkcjonowania na poziomie - przynajmniej w teorii - czysto organicznym. Idąc za ciosem - lekarstwo leżeć musi także na płaszczyźnie różnej od fizycznej, poza-fizycznej, nad-fizycznej: metafizycznej!
To właśnie główne założenie tej książki. Niesie ono ze sobą pewną niedogodność, która leży w definicji metafizyki. Potraktujmy metafizykę jako pewną potencję, która poprzez kulturową semantyzację ulega konkretyzacji i przyjmuje formę religii lub - bardziej ostrożnie - systemu filozoficzno-religijnego. Podróż w ten świat, jaką proponuje autorka, jest przeglądem różnych systemów osadzonych w różnych kulturach.
Przegląd ten - będący główną osią konstrukcyjną fabuły - ma na celu dotarcie do istoty metafizyki. Konsolidacja kulturowych elementów będących nadbudową "czystej" metafizyki sprawia paradoksalnie, że ten właśnie kulturowy aspekt religii ulega demaskacji. Mały Teo doskonale wyłapuje to, co stanowi metafizyczną esencję religii - i to nie jednej, konkretnej, ale religii w ogóle.
Tytułowy bohater przemierza glob spotykając przedstawicieli różnych religii: katolicyzmu, judaizmu, buddyzmu, hinduizmu, protestantyzmu, totemizmu, animizmu i wielu innych. Dzięki nim zostaje zapoznany z owymi systemami. Ale mimo młodego wieku i wytłumaczalnej fascynacji, Teo nie pozostaje bezkrytyczny. Z właściwą młodym prostotą rozumowania zadaje celne choć niewygodne pytania.
Mimo tego krytycznego (lub raczej: zdroworozsądkowego) podejścia nie ma w książce prób wartościowania, oceniania którejkolwiek z przedstawianych religii.
Postać Teo budzi pewne zastrzeżenia. Czasem jego naiwność jest typowo dziecięca, innym razem poczynania ujawniają wejście w okres młodzieńczy. Być może chciała w ten sposób nakreślić autorka skomplikowany proces dojrzewania, I choć sam mam go już od pewnego czasu za sobą, to nie wydaje mi się, by charakteryzowała go aż tak wielka ambiwalencja.
"Podróż Teo" nie jest zaskakująca. Praktycznie po kilkunastu, może kilkudziesięciu stronach można przewidzieć zakończenie. Nie jest też specjalnie odkrywcza w swych założeniach. A jednak: mnogość wypełniających ją anegdot, wielobarwność kulturowa opisywanych zdarzeń, ciekawe dialogi i swoista "lekkość" odbioru sprawiają, że jej lektura jest pożyteczna pozostając zarazem przyjemną.