W zbiorze felietonów Jerzego Pilcha „Pociąg do życia wiecznego” jedno natychmiast narzuca się czytelnikom: specyficzny rytm tekstów, niecodzienny rytm narracji, odwracający momentami uwagę od tematu. W „Pociągu do życia wiecznego” poetyka felietonów jest równie ważna – a może i ważniejsza od spraw bieżących.
Tom gromadzi teksty zamieszczane w „Polityce” i „Dzienniku”, a obejmuje lata od 2002 do 2006. Jak wyjaśnia autor – umyślnie pominął niektóre teksty o futbolu i literaturze, chcąc z nich ułożyć osobną książkę. Wadą „Pociągu do życia wiecznego” jak niemal każdej współcześnie wydawanej książki z felietonami jest jej nietrwałość. Ponieważ zebrane tu wypowiedzi Pilcha to w przeważającej części komentarze do spraw bieżących – dla tych felietonów upływ czasu jest zabójczy. Kolejne tematy, choćby i najbardziej atrakcyjne, błyskawicznie przestają być interesujące, za kilka lat „Pociąg do życia wiecznego” będzie tylko wymarzoną lekturą dla historyków, reliktem przeszłości, mało tego – zacznie wymagać wyjaśniających społeczno-polityczny kontekst przypisów; co całkowicie wykluczy przyjemność lektury. Chyba że ktoś będzie czytał ten akurat zbiorek felietonów Pilcha ze względu na jego barwny język. Co wcale nie jest takie nieprawdopodobne.
Są w „Pociągu…” teksty-odpowiedzi na artykuły czy wywiady publikowane w prasie codziennej – mimo przytaczania cytatów już zaczynające zdychać, są odpowiedzi na listy czytelników – jednym słowem cały ten dialog, jaki literat prowadzi z odbiorcami swoich utworów. Są jednostronne próby podjęcia takiego dialogu – recenzje, świadectwa recepcji. Sporo tu polityki (a że Pilch nie stosuje się do satyrycznej metody unikania nazwisk – tracą rozpolitykowane felietony na uniwersalności i, co tu ukrywać, na atrakcyjności. Aluzje polityczne z natury są krótkotrwałe: w przypadku gazet czy czasopism odległość między wydarzeniem a komentarzem i publikacją tekstu jest stosunkowo niewielka: gdy w grę wchodzi wydanie felietonu w książce, należy liczyć się z błyskawiczną dezaktualizacją. Na szczęście wiele w tym zbiorze tekstów, które – jeśli nawet wywodzą się z jednostkowego i niepowtarzalnego faktu, wykorzystują refleksje o większym stopniu ogólności.
Lubi się Pilch odwoływać do anegdot z własnego życia czy do szerzej znanych prawd, z wirtuozerią łączy wspomnienia i współczesność. Stara się, żeby jego teksty były ciekawym studium politycznego i społecznego życia. Przy tym nie zapomina o potrzebie tworzenia wypowiedzi programowo prowokacyjnych, jest piekielnie ironiczny, złośliwy i przewrotny. Drażni i jątrzy – tylko że nie należy to do jakichś specjalnych czy nietypowych zachowań felietonisty.
Mało jest Pilch oryginalny, bez względu na poruszane zagadnienia. Ratuje go w „Pociągu…” sposób pisania – skarykaturalizowane zdania, trudno powiedzieć czy poetyzacja codzienności czy raczej próba imitowania tejże odgrywa tu główną rolę. Brakuje mi u Pilcha wyraźnych puent, wyznaczonego celu tekstu: mimo wytyczonych ścieżek argumentacji nie ma tych ostatecznych rozstrzygnięć, warto byłoby dołożyć na koniec jakieś silne punkty, efektownie zamknąć wywód. Stać na to Pilcha, stąd poczucie braku. Można sobie „Pociąg do życia wiecznego” poczytać, póki się jeszcze nie zdezaktualizował do końca…
Żywy duch i duchy Oto Jerzy Pilch jakiego nigdy dotąd nie czytaliśmy! Ostatni na statku szaleńców Zagłada cicha jak kot? Potop bez opadów? Terrorystyczny...
Autor portretuje własny naród jako Europejczyków w prasłowiańskich gaciach, uczy nas protekcjonalnie jak chodzić, odmalowując tanim sarkazmem...