Temat wojny w Iraku jest zagadnieniem na tyle nośnym i medialnym, że wystarczy choćby nawiązanie do konfliktu na Bliskim Wschodzie, by książka zdobyła popularność. Cóż zatem dzieje się, gdy dzieło traktujące o wojnie w Iraku zostanie napisane przez człowieka, który znalazł się w samym centrum wydarzeń? Książka Jasona Christophera Hartleya „Po prostu żołnierz. Rok służby w Iraku” przekazuje refleksje amerykańskiego sierżanta, zdegradowanego pod koniec misji za… opublikowanie swoich wspomnień w Internecie. Hartley prowadził blog, w którym opisywał swoje przemyślenia i doświadczenia z wojny. To nie podobało się jego dowódcom. Po wprowadzeniu wojskowej wewnętrznej cenzury Hartley usunął z sieci swoje wspomnienia, a raczej – wyłączył opcję udostępniania ich internautom. Nie zaprzestał jednak komentowania wydarzeń w listach słanych do przyjaciół. Pod koniec służby w Iraku, za namową kolegów zdecydował się ponownie upublicznić blog, za co zresztą spotkały go spore nieprzyjemności. Książka jest zapisem wspomnień, swoistym współczesnym pamiętnikiem amerykańskiego żołnierza, który po ataku na World Trade Center dostaje rozkaz wyruszenia na misję iracką.
Hartley nie ma żony ani dziewczyny, nie zamartwia się o los najbliższych, może za to poświęcić się całkowicie obserwacji towarzyszy broni i – spisywać co ciekawsze przygody. Hartley podkreśla: „nie licząc Paragrafu 22 nie przeczytałem żadnej książki o wojsku, a wziąłem się za pisanie takiej. Nie jestem historykiem ani reporterem.
Gdybym chciała wszystko dokładnie opisywać, musiałbym odszukać i sprawdzić wiele faktów. Zamiast tego opisuję wydarzenia takimi, jakimi je zapamiętałem. To nie jest wiarygodne źródło informacji”. A spostrzeżenia Hartleya są niezwykle interesujące. Zmysł sarkastyczny pozwala mu na zauważanie absurdów służby i wyłapywanie zabawnych stron żołnierskiego życia. Autor nie zgadza się z zarzutami zdradzania tajemnic wojskowych – starał się nie ujawniać tego, co nie może wyjść poza armię, nie miał także ochoty na oczernianie jednostki, w której służył. Z zapisków wyłania się obraz żołnierza odpowiedzialnego i świadomego sensu swoich działań. Ale Hartley nie ucieka też od tematów tabu, w jakimś stopniu jego wspomnienia łączą się z nastrojami z „Paragrafu 22”. Rubaszne, czasem niecenzuralne wstawki ubarwiają opowieść żołnierza i nieco odmieniają wizerunek walczącego bohatera, komandosa, dla którego istotne jest tylko dobro państwa. Hartley chce szokować i burzyć schematy. Pisze „lubię sobie czasem pożartować z tematów, które większość ludzi omija szerokim łukiem. Uważam, że to dobre dla zdrowia – pośmiać się z czegoś, co jest przyczyną nieszczęścia”. I zgodnie z tą dewizą, konsekwentnie walczy z utrwalonym przez media obrazem żołnierza-herosa, który mechanicznie wykonuje rozkazy, nie cierpi i nie odczuwa strachu. Komentarze Hartleya zakłócają wizerunek idealnego wojskowego. „Służba w wojsku dobrze przygotowuje do bycia bezdomnym” – mówi autor, udowadniając swoje słowa opisem niedogodności na polu walki. Początkowo wizja wojny to strach przed zabijaniem, przed pierwszym spotkaniem z wrogiem. To dylematy – czy w ogóle można pozbawiać kogoś życia tylko za to, że – jak pisał Wittlin – „wraży na nim mundur”? Przygotowania do służby w Iraku w niczym nie zapowiadają późniejszych wydarzeń. Wreszcie – gdy w zasadzkach i walkach z miejscowymi (czasem – terrorystami, czasem po prostu rolnikami broniącymi swego pola) odczuwa Hartley przyjemność walki – to też temat zakazany. Żołnierz nie powinien czuć radości z zabijania. A autor książki udowadnia, że czasem walka z wrogiem jest jak zabawa chłopców w wojnę. Tyle tylko – że z prawdziwą krwią i prawdziwymi ofiarami. Hartley nie boi się wypowiadania kontrowersyjnych opinii. „Ilekroć jesteśmy atakowani, jakaś część mnie pragnie, aby w akcie zemsty pozabijać okolicznych cywilów”. Zdradza też odczucia i pomysły zwykłego żołnierza – przemyślenia, do których oficjalnie bohaterom nie wolno się przyznawać. „Każdy żołnierz chce, aby jego służba była ciężka jak diabli. Nikt nigdy otwarcie tego nie przyzna, ale taka jest prawda. U Hartleya nie ma rozważań na temat słuszności bądź niesłuszności wysyłania amerykańskich żołnierzy do Iraku. Nie ma też zbyt wielu tragedii – jako że oddział nie był przeznaczony do bezpośredniego kontaktu z wrogiem. Jest za to spora dawka humoru, ciekawe obserwacje i ironia. Bo „w końcu po co się wstępuje do wojska, jak nie po to, żeby móc opowiadać fajne anegdoty?”.