Pomiędzy nieuchwytnym a empirycznym
Recenzję tę najlepiej czytać przy akompaniamencie muzyki i to nie byle jakiej, być może będzie to pomocne w odbiorze jej treści - odczucia prywatnej muzykologii H. U. von Balthasara...
Muzyka zawsze nasuwa uwarunkowane poprzez wiele czynników skojarzenia. W zależności od indywidualnych zainteresowań i asocjacji powstaje muzyka programowa, bliska fizycznemu „tu i teraz”, namacalnej rzeczywistości. W przeciwnym kierunku zmierza muzyka absolutna, wyzbyta skojarzeń, wyraz tęsknoty metafizycznej. Balthasar wierzył, że istnieje typ muzyki, która połączy oba doświadczenia i pozwoli zrozumieć zwykłemu odbiorcy, to co Absolutne. Prawda jest symfoniczna – brzmi tytuł jednej z jego książek. Spośród ogromnej ilości tekstów pozostawionych nam przez Hansa Ursa von Balthasara lwia część, oprócz swej „naturalnej” tematyki religijnej, porusza kwestie związane ze sztuką. Czasami są to osobne artykuły, niejednokrotnie zaś swoistego rodzaju artystyczna „topika”- korzystanie z metafor i odwołań do sztuki, jako najwłaściwszych dla dzieła filozoficznego czy teologicznego. Liczne pojęcia z zakresu teorii muzyki, dostrzeganie podobieństw między nią a teologią są wyrazem specyficznego pojmowania religijności oraz wyjątkowej osobowości autora, która przejawiała się w jego wszechstronnej wiedzy, a niewątpliwie także w jego ogromnej erudycji.
Czytając drugi tom Pism wybranych nie można oprzeć się wrażeniu pewnej spoistości myśli z zakresu teorii piękna z myślą o transcendencji. Tu należałoby sprostować i przyznać prymarne znaczenie religii katolickiej, która jest uważana przez filozofa za tą, która szczególnie harmonijnie potrafi pogodzić się ze sztuką. Zwłaszcza zaś w tym co piękne i wzniosłe. Piękno tu będzie często łączone, z tym co dobre, a w dalszych wywodach z prawdą. Pamiętajmy o tym w kontekście słów Goethego, który twierdził, że największe dzieła sztuki zawsze zawierają najwyższą prawdę, choć nigdy ani jednego śladu rzeczywistości. Idea muzyczna, będzie w takim układzie częścią wpisanej w człowieka boskości, pozwoli na obiektywizację tego co nieuchwytne, tego co stanowi tajemnicę stworzenia. Człowiek w swym wizerunku najbardziej przypominającym Boga – to artysta, dodajmy artysta rzemieślnik. Taki, który jest daleki od doby romantyzmu, gdzie zdaniem autora nie liczyła się siła przekazu, istotowość jego wytworu, a pochwała samego siebie. Choć nie do końca zgadzam się z tym pomysłem, szczególnie w obliczu swoistej rewolucji, jaka dokonała się w sztuce w wieku XIX, związanej także, a może przede wszystkim z prężnie rozwijającym się przemysłem, Balthasar akcentuje ważne kwestie, które w rezultacie tworzą obraz sztuki jako całości z wyraźnym rysem chrystologicznym. Powstaje idea bliska teorii o sztuce totalnej Wagnera.
Czytamy dalej… Tak, to książka, której treść niesamowicie współgra z formą, a od czytelnika wymaga się przynajmniej podstaw wiedzy filozoficznej. Dzieło nie przeraża swą bujnością, nie stanowi problemu w odbiorze, tu trudne myśli przedstawione są w sposób klarowny, ale jednocześnie dojrzały. Tekst wymaga jednak czasu poświęconego refleksji nad jego treścią, stanowi pewne wyzwanie dla czytelnika, jest także zapowiedzią dłuższych i niewątpliwie trudniejszych prac autora. Czytam Pisma popijając przy tym herbatę miętową, jej aromat pełny i wyraźny jest bliski moim myślom. Włączyłam Arię królowej nocy Mozarta, w ramach akompaniamentu lekturowego. Artysta bardzo na miejscu, fascynacja Balthasara, który poświęca mu dużą część swoich rozważań. Pozwalając sobie na dygresję wspominam dwie, znane anegdoty o kompozytorze. Na początku wypowiedź Karla Bartha, którą z resztą odnajdziemy w jednym z przypisów we wstępie do pism Hansa Ursa: Nie jestem zupełnie pewien, czy aniołowie, kiedy chwalą Boga, grają akurat Bacha – jestem za to pewien, że kiedy są sami, grają Mozarta, a miły Bóg przysłuchuje się im wówczas szczególnie chętnie. Chwila na uśmiech, a tu już przychodzi na myśl krytyk muzyczny James Svejda, który wypełniając podanie o pracę, w pytaniu o religię napisał „Mozart".
Niewątpliwy kult tego artysty, jego dzieło rozbudzające wyobraźnię do dziś, pogłębione o analizy filozofa przykuwa jeszcze bardziej. W analizie Mozartowskiego tercetu wszystko emanuje w przyjazny świat miłości, a sam Mozart to nie tylko postać preferowana ze względu na osobisty gust, a wyraz osądu teologicznego, sztuka katolicka w najlepszym tego słowa rozumieniu. Lektura jest dosyć przyjemna, być może nawet konstruktywna, pozostawia w rozbitym drobiazgowością i subtelnością tonów czytelniku pewne pojęcie całości, które odbijając się echem po jego umyśle próbuje nadać formy wszystkiemu- czyli jakby mógł stwierdzić Balthasar, może być celem samym w sobie – niczym sztuka.
Summa teologiczna naszych czasów. Absolutne arcydzieło teologii katolickiej, a przy tym - genialne interpretacje tekstów kultury i literatury światowej....
Jakie aspekty odróżniają tajemnicę Kościoła "rzymskokatolickiego" od pozostałych konfesji chrześcijańskich? Często są to te aspekty, o których katolicy...