Frontschweine
Co pozostawimy po sobie, po swoim życiu? Co zostawimy dzieciom, wnukom, kolejnym pokoleniom? Takie pytanie w pewnym momencie życia zadaje sobie każdy z nas. A przynajmniej - każdy powinien je sobie postawić.
Hans Roth pozostawił dzienniki wojenne. Trzy prywatne diariusze, których przejrzenia i wydania podjęły się jego wnuk i wnuczka. Dzienniki Rotha zostały odnalezione trzydzieści lat po wojnie, na strychu. To świadectwo okrucieństwa, rzezi i śmierci, które stały się udziałem niejednego żołnierza walczącego na froncie wschodnim. Trzydziestoparoletni Hans Roth został powołany do służby w armii niemieckiej, w Wehrmachcie. Jak wielu innych, musiał on porzucić swoje dotychczasowe życie prywatne i zawodowe, rodzinę i dobrze prosperującą firmę. Musiał iść, by walczyć za Führera i tysiącletnią Rzeszę. Musiał wziąć udział w najbardziej krwawym konflikcie zbrojnym w historii. Co ciekawe, Roth nie wydawał się powołaniem specjalnie zmartwiony. Wszak miał nieść wolność, lepsze jutro, wyzwolenie narodom ciemiężonym przez Sowietów. Miał walczyć za wielki kraj, który był jego ukochaną ojczyzną.
W czasie walk niemiecko-radzieckich, rozpoczętych w czerwcu 1941 roku, na froncie znalazła się gigantyczna liczba żołnierzy, w początkowej fazie co najmniej siedem milionów ludzi, tysiące czołgów oraz samolotów. Ginęły tysiące, jeszcze więcej ludzi zostawało rannymi, do niewoli trafiały setki tysięcy osób. Starcie dwóch totalitaryzmów, komunizmu sowieckiego i nazizmu niemieckiego, cechowała wyjątkowa brutalność, wykraczająca poza jakiekolwiek wyobrażenie. Na okrucieństwo wojny składała się suma pojedynczych aktów przemocy. Przy takiej skali działań wojennych, przy trudnej do zrozumienia zaciętości walk, wszystko to nabrało cech rzezi.
Hurra! Największa batalia wszech czasów rozpocznie się pojutrze! (19.06.1941)
Hans Roth walczył w batalionie niszczycieli czołgów 299. Dywizji Piechoty. Wkraczał do Kijowa, brał udział w bitwie pod Stalingradem, w bojach o Charków i Woroneż. Jego dzienniki obejmują lata 1941-43. Ich autor zaginął bez wieści podczas walk, znanych jako rozbicie Grupy Armii „Środek” w 1944 roku. Pozostałe po nim zapiski są żywym, plastycznym, porażającym, pisanym na bieżąco zapisem wydarzeń i emocji im towarzyszących. Roth opisuje nie tylko walki, atmosferę, swoje przeżycia, lecz również pozwala sobie chwilami na własne przemyślenia. Ponieważ pisał dla siebie, prywatnie, mógł notować swobodnie, czasami tylko ulegając widocznej autocenzurze. Pisał, by nie zwariować w piekle, w jakim się znalazł.
Rosyjski żołnierz to bardzo dziwna istota. My, Niemcy, nigdy ich nie zrozumiemy. Z jednej strony Rosjanie są niezmiernie pogodnymi, pomocnymi i gościnnymi ludźmi. Z drugiej odznaczają się makabrycznym sadyzmem. (s.21, 1.07.1941)
Piekło na froncie wschodnim. Dzienniki niemieckiego żołnierza 1941-1943 to obraz wojny, widziany oczami człowieka zindoktrynowanego, przekonanego o wyższości swojego narodu, rasy panów, o słuszności prowadzonej wojny i jej celów. Ślepo wierzącego w to, co robi, usprawiedliwiającego własne czyny, patrzącego na świat subiektywnie. Roth pisze szczerze, nie kryjąc się z pogardą dla Żydów czy z wrogością wobec Rosjan, z podziwem dla żołnierzy niemieckich. Z drugiej strony - nawet jego przerażają niektóre zbrodnie, popełniane przez jego kamratów czy specjalne jednostki SS.
Teraz możemy dostrzec, że nadchodzą - te czerwone dranie, ten azjatycki motłoch. Nocne ataki to specjalność tej bandy. (s.35)
To, co widzę, jest potworne. Do końca życia nie zapomnę tego przerażającego widoku. Na krawędzi wąwozu stoją Żydzi, serią z karabinów maszynowych zmiatani 50 metrów w dół.
Cokolwiek pozostało na górze, „uprząta się” i po osiągnięciu normy, czyli 1000 trupów, następuje detonacja i zasypanie wąwozu.
„Świetny pomysł ta detonacja, nie?” - blondyn uśmiecha się. Ma twarz dziecka. (...)
Chłopak ma 19 lat! To pozostawia ślady. Nie tylko na ubraniu - co będzie, kiedy ci ludzie wrócą do domu, do swoich dziewczyn, do kobiet? (s.90, 26.09.1941)
Relacje Rotha pokazują, że Rosjanie nie do końca - jak się często przekonuje - byli zaskoczeni atakiem z 21. czerwca 1941 roku. Obserwowali koncentrację i przygotowania Niemców, stawili im zacięty opór, nękali atakami, nalotami, kontruderzeniami. Na terenach oddalonych od granicy z Rzeszą mieli przygotowane umocnienia, tworzone latami.
Pewien dezerter powiedział, że setki leśniczych i żołnierzy pracowało przez lata na tym terenie, aby nadać mu obecny kształt. Wsie, które wciąż znajdują się na naszych mapach, poznikały. (s.36, 12.07.1941)
Od entuzjazmu do przygnębienia, od euforii do zniechęcenia, od upału lata do zaskakująco mroźnej zimy, z naiwnego idealisty (we własnym mniemaniu) do posępnego, wyczerpanego i zobojętniałego na los innych żołnierza - to wszystko daje się odczytać z notatek Rotha. Szokujące jest zestawienie śmierci, bestialstwa z wielką i szczerą miłością do żony i córki. Zaskakuje mocna ocena metod walki stosowanych przez Czerwonych i zestawienie z własnymi, nie mniej barbarzyńskimi.
Nie pamiętam szczegółów tej rzezi. To niewiarygodne, ale prawdziwe. Pędziliśmy naprzód jak oszalali zabójcy. Strzelaliśmy, cięliśmy i tłukliśmy. Padaliśmy, powstawaliśmy i nacieraliśmy dalej. Po prostu nie potrafię sobie przypomnieć wszystkich szczegółów. I jak teraz wyglądamy! Mam rozdartą koszulę, dłonie i kolana pokrwawione, ślady krwi na całym mundurze. Do cholewy lewego buta przywarł kawałek zmiażdżonego mózgu. Muszę zwymiotować. (s.38, 14.07.1941)
Notatki Rotha miejscami są niezwykle patetyczne, do końca wierzy on w misję, którą ma do spełnienia on i jego naród. Wierzy, że Bóg jest po jego, ich stronie.
Jesteśmy tu, żyjemy i znosimy wszelkie cierpienia, jakie człowiek może znieść, wszelkie potworności, które inny człowiek jest w stanie wymyślić. Nie sposób ich nazwać ani zliczyć. Podobnie jak podczas Wielkiej Wojny, teraz też największe zasługi dla zwycięstwa odnoszą walczący w okopach, bagnetami i granatami ręcznymi. Walka wręcz stanowi tu codzienność, a huk dział to muzyczne tło dla śmierci. A mimo to trwamy jak niezniszczalna twierdza i opieramy się zatrutym strzałom wroga. (s.135, 28.02.1942)
W zapiskach ukazana jest cała bezwzględność i zaciekłość, związana z walkami frontu wschodniego, pokazane zostaje ludobójstwo na niespotykaną dotąd skalę. I to po obu stronach. Roth pisze o mordowaniu jeńców i podejrzanych, Żydów i partyzantów. O strzelaniu w plecy wycofujących się własnych żołnierzy przez radzieckich oficerów politycznych. O wysyłaniu przez rosyjskie dowództwo setek ludzi na pewną, bezsensowną śmierć. O więzieniach NKWD w zdobytych ukraińskich miastach, pełnych zmasakrowanych zwłok więźniów, wymordowanych w pośpiechu przed wkroczeniem Niemców. O stosowaniu zakazanych międzynarodowymi konwencjami min-pułapek, pocisków typu dum-dum czy pocisków fosforowych przez Rosjan. O masowym mordowaniu Żydów przez jednostki niemieckie, głównie przez specjalnie wyszkolone oddziały SS. O walce bez zasad, bez współczucia, bez ludzkich odruchów wobec wroga, w ogłupieniu i ślepej nienawiści. To jedna z najmroczniejszych książek o II wojnie światowej, jaką dotąd czytałem. Mówiąca o wiele więcej o tym, co się działo podczas tej nowoczesnej wojny niż podręczniki potraktowanej analitycznie, wygładzonej historii. Wydaje się, że taka książka, jak ta, powinna stać się lekturą obowiązkową w liceum. Mówi o wojnie więcej niż eleganckie, mądre, rozbudowane zdania większości historyków.