Skoro życie dane nam jest, by żyć, będziemy żyć, nie ma co. Takim zdaniem kończy się „Pięcioksiąg Izaaka. Opowieść o żywocie Izaaka Jakuba Blumenfelda, który przeżył dwie wojny światowe, trzy obozy koncentracyjne i był obywatelem pięciu ojczyzn” Angela Wagensteina. To słowa-klucze, ponieważ powieść bułgarskiego pisarza i reżysera jest przede wszystkim pochwałą życia, choć opowiada także o Holokauście i wojennym koszmarze. Życie bierze górę nad Historią – to stara prawda ludzkości. Wiedział o tym polski poeta zwolniony z łagru, kiedy pisał:Życie się sprawdza. Śmierć się nie sprawdza.
Tę prawdę przypomina także Wagenstein. Gdy czytałam tę książkę, przypomniał mi się film Roberta Benigniego „Życie jest piękne”, który również opowiada o tym, że nawet w najgorszych czasach możemy sprawić, iż życie będzie dobre. Wagenstein zastosował w powieści taki sam chwyt artystyczny jak reżyser, a jest nim operowanie błyskotliwymi żartami. Śmiech pozwala bowiem odreagować grozę sytuacji, „jest tarczą obronną, źródłem odwagi i dobrego samopoczucia podczas najtragiczniejszych chwil swego istnienia” – tak napisał Wagenstein, dziękując zbieraczom żydowskich kawałów. Zarówno książka Wagensteina, jak i film Benigniego, są oparte na elementach i nastroju farsy – niewyszukanym dowcipie, komizmie sytuacyjnym oraz grze słów. Uwagi ich bohaterów na temat totalitaryzmu śmieszą nie tylko w odniesieniu do czasów faszystowskich i komunistycznych, lecz także - współczesnych. Dlatego tak świetnie czyta się książkę bułgarskiego pisarza oraz ogląda film włoskiego reżysera. Wszak Holokaust to jedno z tych koszmarnych wydarzeń w XX wieku, którego człowiek współczesny nie potrafił zrozumieć i ogarnąć.
88-letni Angel Wagenstein to pisarz i reżyser znany w Polsce. Mimo to warto go bliżej przedstawić. Mówi o sobie, że jest niezachwianym ateistą, ale jednocześnie specjalistą od religii, zwłaszcza judaizmu i chrześcijaństwa. Boga nazywa „głównym ateistą wszechświata”. W wywiadzie udzielonym „Dziennikowi” z okazji ukazania się po raz pierwszy w Polsce „Pięcioksięgu...” powiedział m.in.: „Ostatecznym sensem wszystkiego jest życie. Gdyby nie było sensu, nie byłoby i nas. Nie znaczy to, że jestem mistykiem, który wierzy, że cel wszystkiego został ustalony z góry. Ale z tego, co robimy, z tego, jak żyjemy, rodzi się następny dzień, następny rok, następny wiek”. Po wkroczeniu wojsk niemieckich do Bułgarii uczestniczył w ruchu antyfaszystowskim. Był przywódcą grupy, która zajmowała się sabotażem. W 1944 roku za jeden z aktów sabotażu został aresztowany i skazany na śmierć. Przed egzekucją uratowało go wkroczenie wojsk radzieckich. Po wojnie ukończył scenopisarstwo w Moskwie. Jako reżyser, bardzo ceni filmy Charliego Chaplina, o którym powiedział, że „ma w sobie dobro, z którym zwraca się do świata, chociaż świat jest dla niego okrutny”. Wagenstein jest uznanym twórcą filmów (w 1958 roku film „Sterne” wyreżyserowany według jego scenariusza otrzymał w Cannes nagrodę specjalną jury) oraz pisarzem - „Pięcioksiąg Izaaka” szybko stał się bestsellerem i został przetłumaczony na wiele języków.
Goszczący niedawno w Polsce pisarz we wstępie do tej powieści napisał, że jest ona czystym zapisem wspomnień Izaaka Blumenfelda, w które nie ingerował, gdyż każde dodatkowe upiększenie [jest] jak szczypta zakwasu i soli, które jedynie mogą zbezcześcić świętość paschalnego chleba. Jednak postać krawca z miasteczka Kołodziec koło Drohobycza jest fikcyjna. Pisarz zastosował taki chwyt, by czytelnik uwierzył, że opowiadana historia jest prawdziwa.
A "Pięcioksiąg Izaaka" to tragiczna opowieść o niezwykłych losach mieszkańców Galicji, którzy wskutek kaprysów Historii aż pięciokrotnie zmieniali ojczyznę. Na przykład Izaak Blumenfeld, krawiec z Kołodźca, poszedł w 1914 roku na wojnę jako obywatel Austro-Wegier, a wrócił z niej jako Polak, kiedy Niemcy w przesyłce z banderolą dostarczyli nowego naczelnika Polski, Józefa Piłsudskiego (oby Jahwe go przygarnął do prawego kolana). Niedługo potem, ponieważ wydarzenia następowały jedno po drugim, dowiedział się wraz ze wszystkimi zebranymi na placu miasteczka, że zostali wyzwoleni i przyłączeni do wielkiego Związku Radzieckiego, czyli znaleźli się w przednim posterunku światowej rewolucji. Następnie był pozbawioną wszelkich praw i szkodliwą dla Rzeszy istotą pochodzenia żydowskiego, przebywającą na jej wschodnich terenach, a w końcu stał się obywatelem Republiki Austrii.
Zanim nasz bohater przeżyje piekło Holokaustu, najpierw pod berłem Franciszka Józefa, a potem w granicach Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, krawiec Izaak Blumenfeld wiedzie w galicyjskim sztetlu spokojne i rodzinne życie, dzieląc czas pomiędzy nicowanie kaftanów, grę na skrzypcach, domek z ogródkiem, kawiarnię, w której towarzystwo rozwijało kłębek nierozwiązanych problemów biednego Rothschilda, a bóżnicę, gdzie Słowo Boże wygłaszał rebe Szmul Bendawid, późniejszy przewodniczący… Klubu Wojujących Ateistów. Jednak po pewnym czasie sprawy zmienią się radykalnie, można nawet powiedzieć rewolucyjnie, ponieważ Historia, przyjaciele, jak zręczny krupier tasuje karty i ponownie je rozdaje. Wybucha wojna i Polska wzywa go „pod sztandary”. 17 września 1939 roku nasz bohater stawił się na placyku w Drohobyczu, gdzie niespodziewanie komisarz polityczny uświadamia mu, że znalazł się w nowej rzeczywistości – radzieckiej. Wystarczy powiedzieć, że dalsze losy dwóch Żydów będą dramatyczne. Ich ścieżki będą się przecinać – najpierw w obozie Flossenburg w bawarskim Górnym Palatynacie w Niemczech, a potem na końcu świata (to jest w łagrze w Niżnym Kołymsku w północno-wschodniej Syberii). Przeżyją Zagładę, która jako największa zagadka będzie rozdzierać ludzkie sumienie jeszcze sto i dwa lata i zmuszać do szukania odpowiedzi na nią. Może był to gigantyczny eksperyment Tego, Który Jest, na nas, mrówkach zamieszkujących Ziemię i naiwnie uważających się za panów swego bytu i losu. A czy dane jest mrówce wnikać w sens i cele Bożych eksperymentów? Chociaż, szczerze mówiąc, jeśli wszystko to bawiło Go, osobiście wziąłbym udział w wybijaniu Mu okien!. Wiele lat później Izaak, popijając w Wiedniu kawę, myśląc o swoim życiu i o tym, co się stało z Żydami, przypomni sobie słowa Szaloma Alejchema: Dziękuję Ci, Boże, za wysoki zaszczyt, ale czyś nie mógł wybrać jakiegoś innego narodu?!.
Wyraźny jest sentyment autora do Polski i dawnych miasteczek żydowskich, które odmalował w barwach należących do Mojszy Szagałowa znanego jako Chagalla. Wspólne życie Ukraińców, Polaków i Żydów ukazał jako harmonijne i przyjacielskie, choć wiadomo, że nie zawsze było tak pięknie. Jednak pisarz, jak sam wyznał, wychodzi z założenia, żeczłowiek powinien zwracać się do świata z dobrem, chociaż świat jest dla niego okrutny. To przesłanie narzuca się czytelnikowi w trakcie lektury tej powieści i jest przekonujące, bo gdyby wszyscy myśleli tylko o śmierci i utraconych bliskich, oracze przestaliby orać, młodzi kochać się, dzieci sylabizować zgłoski – owe złote ziarna różańców myśli.
Wydalony z Bułgarii w czasach komunizmu Berto Cohen powraca na krótko do swego rodzinnego miasta jako profesor z okazji międzynarodowego sympozjum bizantynologów...