Boska moc na ludzkiej ziemi
O kościele katolickim w tym roku mówiono bardzo wiele za sprawą Benedykta XVI i jego rezygnacji z pełnionej funkcji. Czy może raczej w związku z jego "przejściem na emeryturę"? Decyzja ta wzbudziła wiele kontrowersji i podzieliła wiernych na tych akceptujących i popierającuch decyzję papieża oraz tych, którzy przeciwni były takiemu ruchowi. Niezależnie od opinii, decyzja była niepodważalna. Nie mniejsze emocje wywołał wybór nowego papieża, Franciszka. Dlaczego o tym wspominam? Bo kontrowersje te skłaniają do sięgnięcia po powieść Jana Warty Piąty stygmat, traktującej o próbie zamachu na papieża i zniszczenia Kościoła. To interesująca odskocznia od tego, co faktycznie dzieje się wewnątrz kościoła, pozwalająca na snucie pomysłów dotyczących tego, jak mógłby wyglądać świat pozbawiony tak ważnej instytucji.
Piąty stygmat to powieść sensacyjna, której akcja skupia się wokół próby dokonania zamachu, mającego na celu zniszczenie Kościoła, jego struktur, pozycji, a także idei, jakie głosi. Zamachowcy to ludzie niebezpieczni, wywodzący się ze środowiska hakerów, a ich przywódca nie stroni nie tylko od przemocy wirtualnej, ale i fizycznej. Wszystko to zaś rozgrywa się w wielkiej dla Kościoła chwili, tuż przed ujawnieniem wiernym z całego świata jednej z największych tajemnic kościoła, związanej ze stygmatami Chrystusa. By skompromitować kościół, grupa IoC - hakerów i antyklerykałów w jednym, morduje osoby strzegące stygmatów. Rozpoczyna się walka z czasem i starcie dobra ze złem, by zapobiec tragediom na jeszcze większą skalę. Jaki spisek obmyślili członkowie IoC i dlaczego tak łatwo udało im się poznać najbardziej skrywane tajemnice kościoła? Tego dowiedzieć się można z książki Jana Warty.
Choć powieść trudno nazwać mistrzowską, czyta się ją całkiem przyjemnie. Krótkie rozdziały, które czyta się bardzo szybko, nadają akcji solidnego tempa. Wydarzenia rozgrywają się błyskawicznie, brak tu zbędnych udziwnień i komplikacji, dzięki czemu historia opowiedziana w powieści wydaje się bardzo prawdopodobna. Jedna rzecz może razić. Autor, podejmując tematykę, nazwijmy ją: mistyczną, chyba nie miał pomysłu na rozwinięcie wątku dotyczącego dogmatów. Wyjaśnienie tej kwestii okazuje się bowiem dość powierzchowne i irracjonalne. Być może o to chodziło, że wiara nie opiera się na logice, jednak takie wyjaśnienia wypadają mało wiarygodnie. Ponadto Chrystus w książce Warty praktycznie nie ma ludzkiego oblicza. Tymczasem kościół głosi, że Chrystus łączy w sobie boskość i człowieczeństwo.
Historia jest ogromnie interesująca, jednak pewne nieścisłości mogą irytować, podobnie jak mało wiarygodne wyjaśnienia, rozwiązania akcji czy motywy bohaterów. Miejscami intryga jest naprawdę naciągana, a powieść po prostu płytka. Żal trochę, że autor skupił się głównie na wydarzeniach mających miejsce we Włoszech. Równorzędnie rozgrywała się ciekawa akcja profesora Uznańskiego. Wątek ten, bardzo ciekawy, został niestety zarzucony, a zapowiadał się naprawdę atrakcyjnie. Wraca dopiero w kulminacyjnym momencie, ale nie wywołuje już takich emocji, jak na początku. Duży atut to wykorzystanie wątku internetowego, poruszenie kwestii przestępczości w cyberprzestrzeni. Autor świetnie ukazuje stosunek wielu ludzi do oczerniania innych w sieci, pisze też o głupich zagrywkach, które mogą wyrządzić wiele szkód.
Powieść Jana Warty to więc interesująca lektura, choć z kilkoma niedociągnięciami. Na szczęście zalet jest tu więcej niż błędów. Bardzo dobry początek, interesujące rozwinięcie, słabsze zakończenie. Miłośnicy gatunku powinni być, mimo wszystko, lekturą usatysfakcjonowani.