Kryminał (podobno) humorystyczny dla mało wymagających
Jak były żołnierz, to twardogłowy, głupkowaty osiłek. Wielbiciel jedzenia i bezmyślenia, rozkazów i braku wątpliwości. Taki jak Nicolao Armato, pułkownik wojsk powietrzno-desantowych w stanie spoczynku. Jak Chińczyk, to przekręcający wyrazy, dziwnie sepleniący, niedowidzący i śmiesznie wyglądający. Taki jak Lam Pion. Jak szczury, to ogromne i inteligentne, choć nie bez jakiejś słabości (tu: do jedzenia). Wszak słabostki to oznaka inteligencji. A zatem pewne dobrze wyrośnięte berneńczyki. Jak łotry, to bogate i głupkowate. Nieprzyjemne, nieobyte i o zakazanych gębach. Jak przywódcy małych państw, to kanalie. Jak koty, to niezłe cwaniaki, a jak kocie sny, to stuprocentowe przepowiednie. Wszystko przewidywalne, oparte o stereotypy - i to nie najwyższych lotów. Pomysł na serię o przygodach P.G. nie był może i najgorszy, ale wykonanie to mało smakowity kąsek dla koneserów porządnej literatury.
I w tej powieści znowu spotykamy dziwaczną drużynę imć pana Phillippe`a Gratina. Galerię stałych postaci cyklu uzupełniają tym razem: Milzan Kontusa - prezydent Nowenii, komisarz Alfonso Fonsik Twarożek, Lord Palmerston oraz panna Palmina Promienna. Trochę ożywiają to i tak żwawe towarzystwo, choć na ogół w tych powieściach tempo akcji nie jest ich najsłabszym punktem.
Humor jest prosty jak uderzenie cepa. Śmieszne i zaskakująco adekwatne do osobowości nazwiska postaci. Stereotypy wyciśnięte do ostatka jak cytryny w czasach szalonego boomu gospodarczego premiera Rakowskiego. Humor jak przysłowiowy niemiecki dowcip: siermiężny, ludyczny.
To nie jest tak naprawdę kryminał. Nie ma tu bowiem zagadki kryminalnej, policja występuje w formie zdecydowanie szczątkowej, a zbrodnia nie jest aż taką zbrodnią, na jaką się ją kreuje. Są za to niekończące się popisy sprawności, zdolności i cudownych zbiegów niesamowitych okoliczności. Dominuje nie tyle logika i związki przyczynowo-skutkowe, co swobodna przesada, beztroskie wyolbrzymienie i wszechobecne uproszczenia.
Ilość zdań ze słowem myśleć i jego wszelkimi odmianami, mogłaby sugerować, że jest to rozprawa filozoficzna. Nic bardziej błędnego - to zwyczajna zmyłka. Myślenia jest tu bowiem tyle co świeżej, chłodnej wody na piaszczystej, wygrzanej w słońcu pustyni.
Akcja tym razem ma miejsce we Włoszech, w Rzymie i skoncentrowana jest jak zwykle wokół kradzieży dzieł sztuki. Tym jednak, którzy sądzą, że przy okazji dowiedzą się czegoś sensownego o Wiecznym Mieście, miny szybko zrzedną. To nie ta proza.
Zalety powieści: lekkość, lekkość, lekkość. Lekkość wszystkiego. Książka jest lekka, sposób pisania również, treść waży tyle, co nic, a po lekturze nic nie obciąża zbytnio naszej pamięci.