Swoim Cyklem Barokowym Neal Stephenson powiesił sobie poprzeczkę na wysokości, do której niewielu autorów może doskoczyć, a co dopiero - dosięgnąć. Ale jeśli ktoś wychwalał pod niebiosa „Żywe srebro” czy „Zamęt”, stosując przymiotniki w stopniu najwyższym, będzie teraz zmuszony wymyślić nową gramatykę, albo szybko pozmieniać to, co napisał. Wydana niedawno „Peanatema” tego samego autora deklasuje bowiem Cykl Barokowy - i to bez większego wysiłku. Ta najnowsza powieść Stephensona oparta na fizyce, matematyce i filozofii jest bowiem bardziej zwarta, bardziej interesująca, bardziej wciągająca, bardziej fascynująca, bardziej przemyślana… Wszystko w niej jest po prostu "bardziej" niż w Cyklu Barokowym, a także niż w znaczącej większości powieści science fiction, bo do takiego gatunku należałoby „Peanatemę” jednak zaliczyć.
Wszystko zaczyna się bowiem na planecie Arbre, gdzie naukowcy i filozofowie, zwani deklarantami, zostali odseparowani od zwykłego, codziennego świata i żyją, poddając się surowej dyscyplinie, zajmując się głównie własnym rozwojem i rozszerzaniem granic poznania. Ale ta egzystencja w oparach nauki tylko pozornie jest spokojna; przekona się o tym Erasmas, młody deklarant, kiedy postanowi zbadać tajemnicę nagłego wygnania swego przyjaciela i naukowego przewodnika, który zajmował się właśnie tajemniczym obiektem na niebie… Akcja prowadzi czytelnika po wyspach i lodowcach, miastach i odludziach, rzuca w wir walki, by potem uspokajać tętno wśród politycznych zagrywek na szczytach i w dolinach władzy. A to wszystko powiązane i poprzeplatane fizyką kwantową, matematyką, astronomią i filozofią oraz setkami mniej lub bardziej czytelnych aluzji do sztuki, literatury, filmu czy historii. Te wszystkie "smaczki", połączone z wciągającą fabułą i barwnymi postaciami, tworzą tak znakomity koktajl, że nie staje się on mdły i nużący nawet po tych 900 stronach, jakie zajmuje.
Już sam tytuł, czyli zgrabne, ale frapujące połączenie słów pean (pieśń pochwalna) i anatema (klątwa) daje przedsmak tego, co czeka czytelnika, gdy ten zagłębi się w odmęty książki. Gierki słowne, aluzje, puszczanie "perskiego oczka" do czytelnika zaznajomionego z najróżniejszymi dziedzinami nauki i sztuki… W połączeniu z rozbudowanymi i całkowicie niezbędnymi do zrozumienia całości wywodami i dialogami (w sensie platońskim, oczywiście) o zawiłościach fizyki, filozofii i astronomii, otrzymamy dzieło fascynujące i stymulujące intelektualnie, ale przez to przeznaczone dla czytelnika... wypoczętego. Nie można tego uznać jednak za wadę: przedstawiane tutaj teorie i problemy zapewniają intelektualną zabawę na długie godziny, i tylko od naukowych podstaw wiedzy czytelnika zależy, czy lektura jest drogą przez mękę, czy naukową rozrywką.
Stephenson, jak zwykle, bardzo dobrze radzi sobie z merytoryczną stroną swoich filozoficzno-naukowych wywodów, ale trzeba przyznać, że miejscami korzysta chyba ze słownika synonimów, by wszystko brzmiało bardziej "naukowo", "analitycznie" i "akademicko"… Ale - niestety - w takich przypadkach otrzymujemy przede wszystkim pseudonaukowy bełkot. Jest tak, jakby zamiast „Podaj sól” jego bohaterowie czasem mawiali „Przemieść w płaszczyźnie XY pojemnik krzemowo-węglanowo-sodowy z chlorkiem sodu o wektor o kierunku południowo-wschodnim i zwrocie w kierunku persony mówiącej”. Ale i tak jest to o wiele rzadsze niż u większości pisarzy próbujących swoich sił w meandrach prawdziwie naukowego science fiction, którzy używają na przykład odwrócenia polaryzacji jako środka zaradczego na każdy problem w kosmosie.
„Peanatema” to książka dla czytelników zaznajomionych z nauką, których nie przeraża chociażby perspektywa rozważania mózgu jako komputera kwantowego. Jest to dzieło na pewno trudne i nie radzę się za nie zabierać w poczekalni, ale dla tych wszystkich, którzy zdecydują się po nią sięgnąć, będzie na pewno fascynującą i zmuszającą do myślenia lekturą, w której można całkowicie się zatracić. Jest to arcydzieło, będące jednocześnie znakomitą pożywką dla szarych komórek i świetną książką science fiction. Zdecydowanie warta choćby rozważenia.
Oto ostatnia część Cyklu Barokowego - unikalnej w literaturze próbą opisu momentu narodzin racjonalnego świata cywilizacji Zachodu, tak ambitnej i o tak...
Dopiero w XX w. wyszło na jaw, że Newton więcej czasu poświęcał alchemii niż fizyce i matematyce. Współcześni historycy są zdania, że alchemia była w siedemnastowiecznej...