Opublikowany w 2005 roku Pan Lodowego Ogrodu zgarnął wszystkie nagrody, jakie do zgarnięcia były i złotymi zgłoskami zapisał się w świadomości fanów fantastyki w Polsce. Przygody niejakiego Vuko, obywatela ziemskiego wysłanego na misję ratunkową na inną (choć podobną) planetę, okazały się sukcesem literackim i komercyjnym, dzięki czemu autor wkroczył do grona pisarzy rozpoznawalnych i cenionych. Nic więc dziwnego, że kontynuacje były książkami wyczekiwanymi. Tom drugi zaliczył delikatny spadek jakościowy, jednak nadal stanowił solidną i wciągającą opowieść w sposób satysfakcjonujący rozbudowujący świat Midgaardu. Tom trzeci, wydany pod koniec ubiegłego roku, to powrót Grzędowicza do najwyższej formy i erupcja akcji oraz pisarskiej sprawności.
Zaczynamy w miejscu, w którym pozostawiliśmy bohaterów. Vuko (wraz z towarzyszami) wsiada na pokład drakkara, mknącego po wodach wzburzonego morza wprost w „paszczę” króla władającego Lodowym Ogrodem, któremu korona wyrasta z czaszki. Z kolei Filar, syn Oszczepnika, dziedzic Tygrysiego Tronu, dostaje się w niewolę, a życie po raz kolejny już nie szczędzi mu trudów. Opowieści, podobnie jak w poprzednich odsłonach, przeplatają się ze sobą i coraz bardziej uzupełniają, dając do zrozumienia, że moment spotkania dwóch bohaterów zbliża się z każdą stroną. Oczywiście Grzędowicz nie byłby sobą, gdyby poprowadził ich drogą prostą i bez przeszkód, więc usilnie stara się tę wędrówkę utrudnić.
Przekłada się to na tempo akcji. Od pierwszego do ostatniego zdania dzieje się bowiem tyle, że co słabsze serca mogą nie wytrzymać, zaprotestować i gdzieś w połowie przestać bić. Praktycznie nie ma w trzecim tomie Pana Lodowego Ogrodu chwili wytchnienia – nawet, gdy wydarzenia są spokojniejsze, otacza je gęsty, zawiesisty klimat, który niejednokrotnie przyprawić potrafi o ciarki na plecach. Duża zasługa w tym lokacji. Lodowy Ogród, dwór należący do Lśniącej Rosą, czy Dolina Naszej Pani Bolesnej, to miejsca opisane z dużą pieczołowitością, a - co najważniejsze – zróżnicowane i ze wszech miar fascynujące, czy to przez nastrój, swoistą mitologię, czy też dzięki nietuzinkowym kreacjom fauny, flory etc. Wszystko to składa się na bardzo plastyczny obraz Midgaardu, który wraz z tomem trzecim odsłania kolejne mechanizmy swojego funkcjonowania, przez co mniej jest luk w opowieści i w końcu można powiedzieć, że Pan Lodowego Ogrodu zmierza w kierunku finału…
Z tym, że trzeba będzie nań jeszcze poczekać, ponieważ całość ponownie się rozrosła. Gwarantuję jednak, że jest na co. Przede wszystkim dlatego, że zakończenie odsłony trzeciej to impas wszech czasów w polskiej fantastyce! Aż się krew gotuje na samą myśl o tym, jak można było w tak paskudnym punkcie zostawić bohaterów. Oczywiście pojawiają się pytania o to, czy Grzędowicz w sposób wiarygodny wybrnie z zaistniałej sytuacji, ale po przeglądzie jego dotychczasowych osiągnięć - jestem tego pewien. Boję się tylko, że mogą przez to ucierpieć portrety psychologiczne postaci. Jak do tej pory, trudno się do kreacji głównych bohaterów przyczepić, choć w przypadku drugoplanowych postaci w kilku fragmentach czułem pewien niedosyt. Mam nadzieję, że nie zmieni się on w przeciągły pisk zwiastujący rozłam, szczególnie wobec zbliżającej się konfrontacji z piekłem Boscha i jego władcą.
Trzeci tom Pana Lodowego Ogrodu można więc z całą pewnością uznać za kontynuację udaną, znakomicie rozbudowującą uniwersum oraz przyśpieszającą ze strony na stronę. Lektura tej książki to doznanie intensywne w tak wielu wymiarach, że po jej odłożeniu czuć się można obolałym i wyzutym z emocji. Jarosław Grzędowicz użył całego swego talentu do tego, aby czytelnika zafascynować, wciągnąć i by czytającym zaparło dech w piersi z wrażenia. Już teraz saga ta stanowi jeden z najlepszych cyklów fantastycznych w rodzimej literaturze i z powodzeniem stawiać ją można obok Wiedźmina Andrzeja Sapkowskiego. A kto wie, może po opublikowaniu tomu finalnego przebije go jakościowo?
Wierzysz w demony? Większość ludzi nie wierzy. Niesłusznie. Demony istnieją. I potrafią zniszczyć twoje życie. Tylko dlatego, że na kogoś musiało paść...
Nie wiadomo, czy istnieją niebiosa. Nie wiadomo też, czy istnieje piekło. Jedyne, co jest pewne, to popiół i kurz zalegające piętro wyżej, niebo w upiornie...
"Każdy tkwi wewnątrz własnej głowy, wśród tego, co zrozumiał i zobaczył, i co pozostaje zamknięte przed innymi."
Więcej