Amelia Mignonette Grimaldi Thermopolis Renaldo. Księżniczka Genowii
Iluż z nas marzy o tym, by być bogatymi nierobami? Sławnymi, bez trosk, zdrowymi, nieśmiertelnymi, pięknymi, uwielbianymi? Być może oficjalnie potępiamy rody magnackie i królewskie, ale wielu w głębi duszy chciałoby być ich członkami. Marzą mniej lub bardziej skrycie by w ich żyłach płynęła błękitna krew, a inni ludzie, popularnie zwani plebsem, zazdrościli im leniwie płynącego, dostatniego życia. Literatura, poprzez wyobraźnię, może jakoś spełnić te życzenia i to bez wielu negatywnych konsekwencji. Tylko czy po takiej lekturze nie pozostaną nam tylko jakaś pustka, żal i frustracja?!
Pamiętnik. Kartki na których można zapisywać swoje myśli, odczucia, obserwacje czy przemyślenia. Milczący przyjaciel, cierpliwy powiernik tajemnic. Może być elektroniczny, może być papierowy, grunt by był własny. Nie każdy go prowadzi lub prowadził. Wszak pisanie pamiętnika wymaga czasu i wysiłku. Teraz modne są blogi, które jakże często straszą formą i niechlujstwem językowym. Blogi, czyli pamiętniki do wspólnego użytku, zaprzeczenie prywatnych, poufnych notatek. One jednak też tak naprawdę wymagają pracy. Myśli hasające po głowie są jak króliki na łące, trzeba je zagonić w konkretne miejsce, wybrany kąt i zapisać, ubrać w słowa. Jak się już to zrobi, jak weźmie się do ręki coś do pisania i zacznie skrobać - na kartce papieru, lub stukać - na komputerowej klawiaturze, to już jakoś pójdzie. Najtrudniej zacząć i nie przerwać po pierwszym razie.
Piętnastoletnia Mia Thermopolis zaczyna pisać pod wpływem mamy, nowoczesnej wybitnej artystki zrozumiałej tylko dla wyrafinowanych koneserów. Czuje się dziwadłem, zresztą największym w szkole, a teraz uważa się już za super dziwadło.
„No bo spójrzmy prawdzie w oczy: mam metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, jestem płaska jak deska i chodzę do pierwszej klasy liceum. Czy można być jeszcze większym dziwadłem?”
Mia nie wie o tym, że można, ale cóż, wiek postaci (i styl autorki) usprawiedliwia wszystko. A zatem pewne nowojorskie dziwadło bierze się do pisania pamiętnika. Pisze barwnie, stylem jako żywo wziętym ze współczesnych mainstreamowych mediów. Programów na żywo typu talk-show, rozmów w tłoku i pogawędek przy skrzypiącym mikrofonie. Pisze w stylu o który trudno podejrzewać przeciętną, a nawet ponadprzeciętną piętnastolatkę. Dlaczego? Bo wie zbyt dużo, oglądała za dużo filmów, seriali, przeczytała za dużo książek, które cytuje. Bo z jednej strony nie ma na nic czasu, uczy się średnio, a z drugiej wydaje się posiadać doświadczenie trzydziestoletniej pani, co swoje już przeżyła i to na własnej skórze.
Pani Cabot pisze sprawnie i z pewnością dla wielu bardzo zabawnie. Widownia wyrafinowanych inaczej seriali z podłożonym śmiechem też jest milionowa, a dowcip Benny Hilla cieszy koneserów dobrego w ich mniemaniu humoru na całym świecie. Nie znaczy to, że autorka pisze w tej książce o czymś ważnym, po prostu stawia na prostą rozrywkę, na ubaw po pachy. Na kpinki i docinki, dla mnie pseudointelektualne obserwacje ala Woody Allen dla niepełnoletnich. Unika tematów trudnych i uroków prawdziwego życia jak ognia. Nawet nowotwór jąder jest potraktowany lekko, jako temat rozrywkowy. Fakt, że podstawowy warunek zostaje dla większości spełniony: czytamy o czymś, co nie dotyka osobiście nas lub kogoś bliskiego. Wtedy może to być śmieszne. W odpowiednim kontekście dla niektórych zabawne jest po prostu wszystko.
Poruszanych w książce tematów jest mnóstwo, czytamy o wszystkim i niczym zarazem. Przede wszystkim własny wygląd (biust, a raczej jego chwilowy brak), chłopcy, seks, zakupy, „co by tu dzisiaj pooglądać w tv”, szkoła, kłopoty rodzinne. Dość powierzchownie potraktowane życie zmieszane z wyobrażeniami o nim niedojrzałej pannicy musi generować śmieszne sytuacje. I generuje. Mniej lub bardziej ciekawe. Zabawne przynajmniej jeśli chodzi o osoby młode. Wielu dorosłych taki humor już nie będzie bawił chyba, że mimo swoich kilkudziesięciu lat są jeszcze małymi dziewczynkami lub chłopczykami, Piotrusiami Panami lub barbiszonkami.
Mamy tu dramat i komedię, wzniosłość przemieszaną z irytująco nieznośną lekkością bytu. Tempo jest oszałamiające, zdania mocno rozbudowane. Jak na pamiętnik to nie ma tu żadnego autentyzmu, spontaniczności. Nie wyobrażam sobie zajętej wieloma sprawami nastolatki, która pisze, i pisze, i pisze. Do tego poprawnie, pełnymi zdaniami i pełnymi stronicami.
Są dwa główne nurty opisywania życia skierowane do nastolatków. Jeden pełen bólu, powagi, problemów, depresji, psychologii (negatywnej), ożywczego pesymizmu. Drugi pełen śmichów-chichów, ironii, wesolutki, momentami nawet głupiutki, lekki jak świeże francuskie pieczywo. Życie zaś mieści się gdzieś pośrodku tego wszystkiego. Nie jest ani zbyt czarne, ani zbyt białe. Nie jest ani czystą rozrywką, ani grecką tragedią. O ile potrafi się patrzeć na nie ze zdrowym rozsądkiem i umiarem.
Postaci są barwne, z pewnością nie zanudzą, ale mogą zamęczyć. Akcja gna od momentu kiedy Mia dowiaduje się, że zostanie następczynią tronu księstwa Genowia. Gna tak, że łatwo o zadyszkę i nadwyrężenie sobie mięśni. Jeden drobny fakt powoduje mnóstwo sytuacji zabawnych i różnego rodzaju komplikacji.
Irytujące jest to, że autorka książki zbyt nachalnie stara się w usta i głowę młodej dziewczyny wpychać łopatką do piasku swoje własne poglądy. Tym bardziej, że jest to raczej zlepek opinii w pełni zgodnych z aktualnym trendem poprawności politycznej. Wyśmiewa się więc to z czego można sobie pokpić bez narażania się na negatywne oceny aktualnych autorytetów medialnych. Oczywiście chrześcijaństwo, papieża, tradycję, obyczaje, kindersztubę. Nie dotyka tematów zabronionych takich jak Żydzi, islam, mniejszości, swoboda obyczajowa, fanatyzm ekologiczny, artyści i celebryci. Nie kpi sobie z tego co nie tyle nie bywa śmieszne, lecz z czego lepiej sobie nie żartować. Autorka bardzo stara się być w zgodzie z tym dziwacznie ukształtowanym sumieniem, które rozumie chyba jako rodzaj tolerancji i otwartości umysłu.
Życie księżniczki Amelii i jej myśli są momentami zabawne, ale w gruncie rzeczy są strasznie puste. Nie widać w tym wszystkim jakiegoś głębszego sensu. Jest chichot, są pląsy, mnóstwo niby błyskotliwych zdań nic w gruncie rzeczy nie mówiących. Rozrywka prosta, lekka, przyjemna i niewymagająca od czytelnika wysiłku, no może poza uciążliwym czytaniem. Młodym kobietom może to się rzeczywiście podobać, choć wydaje mi się, że to raczej kwestia gustu i oczytania. A o gustach jak wiemy nie ma co dyskutować. Osobiście myślałem, że książka będzie podobna do filmu, familijnego w charakterze. A nie jest. Szkoda.
Współczesna dziewczyna porwana w mityczne zaświaty. Odkąd powróciła z Hadesu pojawia się przy niej on. Zawsze wtedy, gdy się...
Hej, tu Mia. A nie, przepraszam, Jej Książęca Wysokość Amelia Mignonette Grimaldi Thermopolis Renaldo. Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie... w teorii...