Jeden taki ogród
Claire Harris Stone, a tak naprawdę Clara May Wagner od najmłodszych lat pragnęła tylko jednego – dostatniego życia. Tak więc, gdy tylko nadarzyła się stosowna okazja, uciekła ona z rodzinnego domu i zmieniła w sobie wszystko, co mogła - od imienia zaczynając, a na pochodzeniu kończąc. Trafiła do Nowego Jorku, gdzie w szybkim tempie poznała ludzi, dzięki którym wspięła się po drabinie społecznej. Tak oto zbuntowana nastolatka z Oklahomy stała się bywalczynią salonów, doskonale urodzoną panną na wydaniu – Claire Harris. W niedługim czasie osiągnęła to, czego pragnęła. Poznała Russella Stone’a, bardzo bogatego właściciela hut, który potrzebował kobiety z wyższych sfer, by zyskać nobilitację. Nie trzeba było więc długo czekać na ślub tej dwójki. W tamtej chwili Claire sądziła, że spełniły się wszystkie jej marzenia i już nic więcej do szczęścia jej nie potrzeba. Każdy dzień spędzała na zakupach i plotkach z kobietami dorównującymi jej pozycją. Dużo starszy mąż dość szybko się nią znudził, nie zamierzał jednak rezygnować z doskonałego układu, jaki stworzył ze swoją małżonką. Wbrew oczekiwaniom, Claire zupełnie nie przeszkadzało, że nocami mąż do swojej sypialni przyprowadza inne kobiety. Dzięki temu dziewczyna nie musiała zmuszać się do nieprzyjemnego obowiązku współżycia z mężem. Tak we względnym spokoju wiedli oni życie aż do maja 1940 roku, kiedy to, wkrótce po dwudziestych dziewiątych urodzinach Claire, małżeństwo zorganizowało przyjęcie. Na takich przyjęciach kobieta pełniła dość specyficzną rolę – miała nie tylko zabawiać gości, ale wobec tych najważniejszych dla jej męża miała być wybitnie miła, aż do granic przyzwoitości. Wtedy właśnie wydarzyła się katastrofa, której Claire - a właściwie Clara - nigdy się nie spodziewała – znalazł ją mężczyzna, którego znała w przeszłości, i zaczął ją szantażować. Niefortunnie o wszystkim dowiedział się Russell i tak właśnie skończyło się szczęście kobiety, która niezwłocznie, jeszcze nim mąż wyrzucił ją za próg, postanowiła opuścić Stany Zjednoczone. Udała się więc do Europy, do Paryża, gdzie mieszkał jej były kochanek, artysta-fotograf – Laurent Olivier. Czy wielka ucieczka się uda? Czy na zupełnie innym kontynencie i w obcym kraju Claire sobie poradzi? Czy bariera językowa nie będzie zbyt duża? Czy Laurent wciąż będzie na nią czekał? Jak wyglądać będzie ogarnięta wojną Europa? Czy w tych warunkach dziewczyna odnajdzie to, czego ponownie zaczęła szukać? Czy nowy kraj będzie dobrym rozwiązaniem? Żeby dowiedzieć się tego wszystkiego, trzeba przeczytać powieść Ostatnie spotkanie w Paryżu.
Powieść tę czyta się raczej długo i nieco żmudnie. Być może wpływa na to bardzo mała czcionka, która potrafi w lekturze solidnie przeszkadzać. W efekcie powieści należy poświęcić dwa razy więcej czasu, niż miałoby to miejsce przy normalnej wielkości tekstu.
To nie jedyny zarzut, jaki można postawić tej książce. Drugim, już stricte dotyczącym lektury, jest to, że bywa ona nudna a opisy miejscami najzwyczajniej w świecie się dłużą. Przez sporą część Ostatniego spotkania w Paryżu, wbrew oczekiwaniom, kompletnie nic się nie dzieje. Mijają dni, miesiące, lata. Raz na jakiś czas ma miejsce bardziej znaczne wydarzenie, a później ponownie czas zaczyna się dłużyć. Zupełnie inne skojarzenia wywołuje powieść, której akcja rozgrywa się w czasach wojny. Być może niektórzy czytelnicy, pod wpływem impulsu, na pewien czas odłożą lekturę. Warto jednak później do niej wrócić, bowiem...
Bowiem na ostatnich kilkadziesiąt stron naprawdę warto poczekać. Czyta się je z zapartym tchem, narracja tu zaskakuje i porywa. Warto więc, wbrew pierwszemu wrażeniu, sięgnąć po Ostatnie spotkanie w Paryżu. To lektura pełna sprzeczności. To również książka, która potrafi solidnie zaskoczyć.