Osiemdziesiąt kartek za dużo
Ten świat, którego częścią stopniowo się stawałam, był królestwem szeptanych do ucha tajemnic, ciemności ukrytej w fałdach światła. Przyciągała mnie do niego nie tylko fizyczna przyjemność , ale też magia rytuału, konspiracyjna wspólnota, która wiązała uczestników od chwili, kiedy wchodzili w swoje inne wcielenia i wkraczali za niewidzialną kurtynę, oddzielającą codzienność od królestwa zmysłów. Te słowa kryją w sobie tajemnice, ale są też pełne obietnic. Uchylają przed nami wrota do świata cielesnych rozkoszy, zaprawionych łzami i bólem oraz „orgazmiczną” wprost przyjemnością. Do świata BDSM…
Patrząc na dorastającą Lily, nikt by nie pomyślał, że grzeczna panienka z dobrego domu, córka szanowanych lekarzy, przyszła studentka literatury, może mieć w sobie takie pokłady walki o własną niezależność. Tymczasem ona ma dosyć bycia nudziarą, dosyć przeciętności i bylejakości. Powieść Osiemdziesiąt Dni Białych Viny Jackson stała się tym samym symbolem walki o samą siebie, o odnalezienie prawdziwego „ja” i wolność w świecie obwarowanym zakazami i nakazami.
To już kolejna książka z przepojonego erotyzmem cyklu. Poczynając od pierwszej powieści - Osiemdziesiąt Dni Żółtych - kolejne tomy nie schodzą z list bestsellerów, zaspokajając ciekawość czytelników, rozpalając żądze tysięcy kobiet i stanowiąc przykład literatury, która tak naprawdę z literaturą niewiele ma wspólnego. Trudno tu mówić o rozbudowanej fabule, interesujących dialogach czy analizie psychologicznej bohaterów. Dominuje wyuzdany seks i mniej lub bardziej szczegółowe opisy praktyk sado-maso oraz – niestety – coraz bardziej odczuwalna mierność.
Nie inaczej jest w książce Osiemdziesiąt Dni Białych, w której autorce weny twórczej starczyło zaledwie na kilka pierwszych stron. Wspomniana Lily próbuje pozbyć się etykietki grzecznej dziewczynki już podczas studiów w Sussex. Wyrazem buntu i zerwania z dotychczasowym życiem ma być tatuaż, ale nie dla niej słodkie motylki czy serduszka na ramieniu. Lily chce tatuażu w kształcie łzy spływającej z oka. Tatuażu wykonanego na policzku. Tatuażu, który naznaczy ją już na zawsze.
Ukończenie studiów przynosi tylko rozczarowanie. Upragniona posada w księgarni wydaje się być nie do zdobycia, a wieczna łza nie budzi zaufania pracodawców. Nasza bohaterka przenosi się zatem do Londynu, zdobywając posadę kelnerki, a następnie sprzedawczyni w sklepie muzycznym. Choć praca jest poniżej jej aspiracji, to przynajmniej muzyka, którą uwielbia, stała się częścią jej życia. To dzięki pracy Lily ma też możliwość poznać nowych ludzi, nawet tak fascynujących, jak Leonard czy Dagur. Pierwszy z mężczyzn jest dużo starszy od Lily, ale intryguje ją swoją tajemniczością i delikatnością. Jest wdowcem, a w sklepie zjawił się, chcąc sprzedać używane skrzypce. On sam nie jest wirtuozem, choć muzyka, jaką wygrywa na ciele dziewczyny, przeczy temu stwierdzeniu.
Wraz z poznaniem Leonarda dla Lily rozpoczyna się ekscytujący okres w życiu. Ich tajemne spotkania przerywają monotonię codzienności, a weekendy w Barcelonie czy Paryżu wnoszą nową jakość, ale i ulotność do życia seksualnego. Kiedy mężczyzna odchodzi, Lily długo nie może się z tym pogodzić, zaś tęsknoty nie zagłuszają nawet dodatkowe zmiany w klubie, w którym dorabia sobie wieczorami. Klub ten jest rajem dla wszystkich zwolenników sado-maso, zrzeszając wszystkich miłośników tego typu miłosnych igraszek. Królują tam dominy i ich męscy ulegli oraz niewolnicy, a na porządku dziennym są lateksowe kostiumy, wysokie szpilki i erotyczne gadżety.
Spanking, biczowanie, duszenie – to przyjemności, których Lily mimo zajmowanej posady nigdy nie próbowała i nie rozumie. Przynajmniej do czasu, kiedy nie poznaje słynnego perkusisty rockowego, Dagura Sigurdarssona. I choć to nie muzyk odsłania przed nią techniki BDSM, to dzięki niemu w życiu Lily pojawia się Grayson, znany fotograf oraz jego partnerka – Ona. Bezimienna domina staje się mentorką Lily, wciągając ją coraz głębiej w świat przyjemności, które do tej pory wydawały jej się grzeszne, perwersyjne…
Powieść Osiemdziesiąt Dni Białych razi schematycznością, a ograniczone słownictwo służy jedynie wtajemniczeniu czytelnika w zagadnienia związane z BDSM. Główna bohaterka irytuje swoją infantylnością, zaś jej rzekoma przemiana polega nie na odkrywaniu swojej seksualności, ale na szybkiej zmianie partnerów. Romans z Leonardem został potraktowany zbyt płytko, niemalże marginalnie, choć to przecież on był bodźcem do metamorfozy.
Odnoszę wrażenie, że Vina Jackson miała ambicję stać się drugą Eriką Leonard, choć książce Osiemdziesiąt Dni Białych do Pięćdziesięciu twarzy Greya daleko. To tylko uświadamia, że rynek rządzi się swoimi prawami, a podaż zaspokoić ma popyt na seks. Szkoda tylko, że wszystko odbywa się w takim stylu, zaś produkt – celowo nie określam powieści mianem literatury – jest tak marnej jakości.
Taki bal nie ma początku ani końca - w czasie i przestrzeni. Tu miłość staje się najbardziej wyrafinowaną sztuką... Aurelia żyje w poczuciu niewyjaśnionej...
Summer nie wytrzymała niebezpiecznego związku z Dominikiem. Uciekła z Londynu. Teraz pod czujnym okiem atrakcyjnego dyrygenta nowojorskiej orkiestry rozkwita...