KTO NAPISAŁ HAMLETA?
Najpopularniejszy obecnie norweski pisarz Erlend Loe postanowił wzorem amerykańskich kolegów po piórze zabrać się za rozwiązywanie historycznych zagadek zakodowanych w utworach wielkich artystów. Po sukcesie powieści Dana Browna stał się to bowiem bardzo dobrze finansowo wróżący motyw.
Erlend Loe jako konsul zajmował się od czasu do czasu finansowaniem filmów. Pewnego dnia zjawił się u niego Petter Amundsen z ekipą filmową i propozycją wydania pieniędzy na film dokumentalny o Szekspirze, a raczej o tym, kim tak naprawdę Szekspir był. Szekspirolodzy, jak wiadomo, od dawna spierają się o tożsamość wiktoriańskiego dramatopisarza. Najczęstszym kandydatem do tej roli jest Francis Bacon, jako osoba światła, wykształcona i obdarzona niezbędnym talentem literackim i wiedzą, której powinno brakować zwykłemu aktorowi podrzędnego teatru.
Petter Amundsen jako organista jednego z kościołów w Oslo zainteresował się sprawą tożsamości Szekspira z racji posiadania jednego z egzemplarzy pierwszego wydania jego dzieł, tak zwanego primo Folio. Jest to pierwsza opublikowana wersja utworów Szekspira, bardzo cenna przy braku rękopisów, gdyż uważana za najbliższą oryginałowi.
Po dokładnym przeanalizowaniu zawartości, wyszło mu, że w dziele tym pojawia się wiele błędów, które tylko z pozoru wyglądają na drukarskie wpadki. Amundsen, podobnie jak wielu jego poprzedników zaczął doszukiwać się w odwróconych czcionkach, brakujących stronach i specyficznej typografii ukrytych znaczeń. Mając przy tym za sobą doświadczania wolnomularskie zaczął doszukiwać się tajnych szyfrów, mających odsłonić prawdę o prawdziwym autorze dramatów Szekspira, który obowiązkowo musiał spiskować z Zakonem Templariuszy…
Zapowiada się ciekawie, prawda?
Niestety, tylko zapowiada. Całość nie jest ani powieścią, ani dziełem naukowym. Kompozycja utworu składa się z czternastu spotkań pisarza z organistą, podczas których miłośnik spiskowych teorii wyjaśnia kolejne zawiłości w odczytaniu tekstów Szekspira. A robi to, rysując na wydrukach trójkąty, krzyże, drzewa życia, a nawet całe gwiazdozbiory, badając akronimy, zaszyfrowane przekazy ukryte w poszczególnych literach rozrzuconych pozornie przypadkowo w całym tekście. Wywód jest tak fascynujący, że… łatwo przychodzi przerzucane kolejnych kartek bez czytania, tym bardziej, że na początku i końcu każdego spotkania znajduje się podsumowanie.
W trakcie lektury dowiadujemy się o istnieniu „tajemniczej” wyspy zwanej Wyspą Dębów (Oak Island), gdzie ma być ukryty skarb, do którego klucz stanowi prawidłowe odczytanie tekstów Szekspira, oczywiście w duchu różokrzyżowców, specjalistów od historycznych zagadek, kodów i ukrytych znaczeń.
W książce brakuje fabuły, czegoś co posuwałoby akcję do przodu. Równie dobrze mógł to być artykuł w jakimś czasopiśmie literaturoznawczym. Sam autor zauważa, że Dan Brown również zaczął pracować nad „sprawą Szekspira”. I pewnie powstanie z tego kolejny bestseller, nadający się do sfilmowania. Gdy tymczasem norweski pisarz, gardzący oczywiście metodami amerykańskiego kolegi, jest przekonany, że jego dzieło przetrwa komercyjny sukces przeciwnika. Być może, choć będzie to pewnie lektura wyłącznie dla wtajemniczonych, którym sprawia frajdę kreślenie po książkach i szukanie w nich ukrytych map do skarbów. Książka Loe’go tak naprawdę niczego nie odkrywa, nie docieramy do owego skarbu, a wszystko zatrzymuje się na poziomie dyskusji. Odnosi się wrażenie, że otrzymaliśmy w ten sposób nie gotowe dzieło, a jedynie notatki do niego. Cała nadzieja w Danie Brownie, że uratuje ciekawy temat...