Na „Orędzie” natknąłem się na krakowskich Targach Książki. Powieść zapowiadała się obiecująco; autor zachwalał, wydawca polecał, na odwrocie znajdowało się ciekawe streszczenie fabuły. Od zakupu odwodziła mnie tylko okładka, ale w końcu się przełamałem wierząc, że nie pożałuję transakcji. Niemniej jednak, już kilka pierwszych stron przyniosło spore rozczarowanie.
Osadzona w niedalekiej przyszłości akcja nie umywa się nawet do reportaży, w których snute są przypuszczenia odnośnie dalszej ewolucji. Całość jest monotonna, historia przedłużana na siłę, ciągnięta przez nudne, usypiające opisy. Pan Preys nie wykazał się zbytnią fantazją, która wszak w fantastyce jest niezbędna. Obcy, których sprowadził na Ziemię są zbyt prości, płascy – niemal nie odczuwa się ich obecności jako kogoś spoza naszego świata. Podupada również mechanika „nowoczesnych” wynalazków. Analogicznie do opisu otoczenia, który jest jak najbardziej słuszny, pojawiają się opisy nowej technologii, rozciągnięte niekiedy na dwie strony. Co z nich wynika? Absolutnie nic. Autor wykazał się tu hipokryzją. Dla przykładu, wyposażył samochody w autopilota, systemy bezpieczeństwa, etc., lecz w trakcie ewakuacji to jeden z bohaterów kieruje pojazdem. Jako że jest to thriller polityczno-przygodowy, spodziewałem się chociaż lekkiego dreszczu emocji i wszechobecnej tajemniczości. W tej kwestii również spotkał mnie zawód. W powieści nie było ani cienia grozy, ani żadnych niespodzianek. Wszystko zostało wyjaśnione i podane na talerzu, jak gdyby czytelnik nie potrafił domniemywać, lub wyciągać logicznych wniosków. Jedynym plusem wydaje się być przygoda – nudna, ale jednak przygoda. Bohaterowie przeżyli to, na co skazał ich autor bez większych komplikacji czy też dramatyzmu. Wpleciono tu również wątek romantyczny będący na poziomie związku nastolatków. Pan Robert próbował dodać doń odrobinę pikanterii, lecz niezbyt mu się to udało. Gdy natrafiałem na zaloty dwójki, zastanawiało mnie, czemu dwoje dorosłych ludzi prowadzi konwersację na poziomie gimnazjalistów, a w czasie gry wstępnej rozmawia o polityce czy trudnościach, jakie mogą ich spotkać w trakcie misji. Pomijam fakt, że główna postać jest w związku małżeńskim, a zdrada przychodzi jej dość łatwo – jak również szybko o niej zapomina.
Szczerze odradzam tę pozycję miłośnikom fantastyki, gdyż nie znajdą oni tu tego, czego zazwyczaj poszukuje się w owej tematyce. Zainteresować może natomiast kogoś, kto poszukuje niecodziennego połączenia trzech gatunków, książki opartej na polityce i ustroju prawnym.
Młode małżeństwo z Polski, które cudem ratuje się z katastrofy lotniczej, trafia w pełen konfliktów świat wojny domowej, niewolnictwa, islamu...