Opowieści graficzne to wydana przez korporację ha!art antologia komiksów Juliana Antonisza (Antoniszczaka), wszechstronnego twórcy filmowego, scenarzysty, artysty, kompozytora, grafika i wynalazcy.
Książka przypomina stary brulion, wykonany ręcznie, do którego wklejono stare zeszyty z rysunkami. Są to kopie poszczególnych stron osobistych notatek artysty. Dzięki temu rodzina mogła podzielić się bezcennymi pamiątkami z resztą społeczeństwa. Trzeba przyznać, że ma to swój niezwykły urok. Zeszyty te były swoistymi "pomysłownikami", notatnikami graficznymi przyszłych realizacji. Nie są to zatem dzieła skończone, przeznaczone do publikacji. Pełno w nich poprawek, brudów, plam, zacieków. Zresztą sam papier, na którym wydrukowano książkę, jest gruby, dzięki czemu książka nabiera wagi.
Zawarto tu cztery utwory. W komiksie rysowanym w latach osiemdziesiątych dla "Gazety Krakowskiej" Antonisz pokazał przedziwne przypadki z życia smoka wawelskiego, śliniącego się na widok ponętnych dziewic. Z kolei Jak powstało Muzeum Filmu Non-Camera (komiks fotograficzny) jest zabawną dokumentacją fotograficzną tworzenia muzeum podczas upalnych wakacji. Zdjęcia wywoływane były raczej nieudolnie przez jedenastoletnią córkę autora, a następnie ułożone zostały w fabularną historię z licznymi komentarzami i dygresjami. Trzeba przyznać, że rodzina artysty musiała się nieźle bawić podczas wykonywania tego projektu.
Komiks Przygody Hitlera narysował trzynastoletni Julek chyba również dla zabawy. Oczywiście, trudno wymagać od takich młodzieńczych prac, by były graficznie dopracowane. Widać w nich jednak spore poczucie humoru i próbę zmienienia w żart widma Hitlera.
Ostatnią, najdłuższą historyjką, są powstałe w 1975 roku Pierony, których nie można nazwać komiksem. To raczej graficzny scenopis do filmu animowanego. Narysowana tu historia, przedstawiająca dzielnych górników, którzy w ramach przekraczania wszelkich norm postanawiają przefedrować się na drugą stronę kuli ziemskiej, stanowi niezwykle trafny, mimo swej absurdalności, obraz stosunków społecznych. Z pozoru prosta, banalna historyjka urastać może do rozmiarów metafory tamtych czasów.
Całość stanowi swoisty hołd dla artysty, próbę zachowania dla potomnych jego notatek, a przy tym jest ciekawym sposobem pokazania procesu twórczego, który bywa zawiły, pełen pomyłek, zwrotów akcji, upadków i chwil natchnienia.