Recenzja książki: Okruchy śmierci

Recenzuje: Damian Kopeć

Anonimowa śmierć to największa obraza dla godności ludzkiej

Był osiemnasty maja, przedostatni dzień zajęć z archeologii w terenie. Miałam dwudziestu studentów przekopujących stanowisko na wyspie Dewees, na północ od Charlestonu w Karolinie Południowej.
Doktor Temperance Brennan nie tylko bada, przeprowadza analizy, służy pomocą koronerowi, ale i uczy. Szkoli młodych adeptów antropologii w sztuce umiejętnego grzebania w ziemi pełnej szczątków, ludzkich śladów przeszłości. W swoistych próbach unieważnienia często padającego nad grobem stwierdzenia: niech spoczywa w pokoju. Tym razem niepokój dotyczy cmentarzyska przeznaczonego do likwidacji, miejsca, gdzie ostatecznie życie zdaje się wypierać śmierć, a plany deweloperskie są ważniejsze niż iluśtam-letnia historia. To właśnie Tempe i jej młodzi pomocnicy mają pomóc zachować przeszłość dla przyszłych pokoleń.

Tak się zaczyna ta prosta historia. Pozornie prosta. Jedna z tych, o których na początku zupełnie nie wiadomo dokąd nas zaprowadzą. Pierwsze co rzuca się w oczy, to - szczególnie dla mnie, czytelnika, który skończył lekturę cyklu na tomie czwartym - pozytywna zmiana stylu. Bardziej ożywiony i barwny, bardziej niż dotychczas dynamiczny. Pisarka okrzepła, nabrała pewności siebie i umiejętności. Rozwija się i to w dobrym kierunku.

Studenci Brennan dokonują odkrycia szczątków, zadziwiająco świeżych jak na stare cmentarzysko. To znalezisko może niepokoić, ale nie musi. Może to tylko zwykły przypadek, przykład niezgodnego z prawem pochówku? Zwykły zbieg okoliczności? Tempe trochę się niepokoi, jej intuicja mówi, że nic nie jest w porządku dopóki nie pozna się kim była zmarła i pochowana w ziemi osoba. Niestety, siódmy zmysł pani doktor nie zawodzi, sprawy zaczynają się coraz bardziej komplikować, a czytelnicy przeżyją jeszcze niejedno zaskoczenie nim skończą czytać tę książkę. Brennan jak zwykle trafia bowiem na ślad wielkiej afery związanej ze znikaniem ludzi, a całą akcję skomplikuje znacząco fakt, że jest wiele odmiennych możliwości wyjaśnienia owych wydarzeń.

Orzechowe oczy, jasne, niektórzy mówią, że wyraźne. (...) Wysokie kości policzkowe, nos trochę za mały. Silna szczęka. Parę siwych włosów, ale giną w miodowym brązie. (...) Metr sześćdziesiąt siedem, pięćdziesiąt cztery kilo. W sumie nieźle, gdy na liczniku już ponad czterdzieści.
Tak, to autoportret Tempe. Tej pani doktor, która zdaje się przyciągać kłopoty jak magnes opiłki żelaza. Tej trochę irytującej, ale w sumie bliskiej nam kobiety. Jest przecież dla nas kłębkiem jakże zrozumiałych emocji. Żywą kulą toczącą się od niepewności do zadowolenia, od euforii do skrajnego przygnębienia. Jest nam bliska, bo myli się i popełnia błędy, bo ma sporo wad i wiele zalet, które wychodzą na wierzch w sytuacjach skrajnych. Bo ocenia na podstawie pozorów i nie zawsze jest sprawiedliwa wobec innych osób, ale stara się dbać o pamięć o tych, którzy już sami sobie pomóc nie mogą. Jest nam bliska, bo odkrywamy w niej cząstkę samych siebie. Interesująca, bo co by o niej nie powiedzieć, to na pewno nie jest osobą nudną i przewidywalną.

Reichs dba o szczegóły. Dba o szerokie tło. Oświetla różne życiowe drobiazgi kierując na nie nasz skoncentrowany na innych sprawach wzrok. Pisarka dobrze wyraża emocje, jej bohaterka wprost od nich kipi. A to właśnie emocje są tym co nas ludzi łączy i ułatwia wzajemne zrozumienie, niezależnie od doświadczeń, wychowania, kultury i miejsca zamieszkiwania na Ziemi.

Gdy wracałam od Emmy, emocje walczyły w mojej głowie. Rozdrażnienie z powodu problemów z moim związkiem z Ryanem. Frustracja przypadkiem z Dewees i sprawą Cruikshanka. Zmartwienie Emmą. Złość na własną bezsilność w zetknięciu z jej chorobą.

Sporo jest w tym tomie obserwacji z życia osobistego Tempe. Jest żywiołowa konfrontacja mężczyzn jej życia, Pete'a do którego ciągle czuje wyraźną słabość i Ryana, który staje wobec nowych dla niego wyzwań dowiadując się niespodziewanie, że jest ojcem pewnej dorastającej i sprawiającej kłopoty wychowawcze panny. Jest niezdecydowanie, niepewność własnych uczuć i zachowań.

Tym razem powieść Kathy Reichs zawiera aż kilka dość interesujących tematów. Jest wątek związany z chorobą nowotworową i jej destrukcyjnym wpływem na chorego i jego otoczenie. Jest przyjrzenie się odwiecznej sprawie konfliktu między chęcią budowania, zagospodarowywania nowych miejsc, a rozsądną ochroną śladów przeszłości. Jest jeszcze jeden temat, zasadniczy dla powieści, ale dla przyjemności czytających po prostu go nie wymienię.

Na końcu książki znajdziemy dodatek autorki opisujący trochę tło pisanych przez nią książek. Jak najbardziej godny polecenia wszystkim wielbicielom zdolnej pisarki.

Kup książkę Okruchy śmierci

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Okruchy śmierci
Autor
Książka
Okruchy śmierci
Kathy Reichs
Inne książki autora
Zabójcza podróż
Kathy Reichs0
Okładka ksiązki - Zabójcza podróż

Ona miłuje prawdę… lecz tym razem prawda jest szokująca. Katastrofa samolotu komercyjnych linii lotniczych przywiodła Tempe Brennan, członkinię agencji...

Dzień śmierci
Kathy Reichs0
Okładka ksiązki - Dzień śmierci

Dla antropologa sądowego, Tempe Brennan kolejna sprawa rozpoczyna się w dniu, kiedy policja w spalonym domu na prowincji Qubecu odkrywa zwęglone ciała...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy