W dziale kulinarnym wydawcy i autorzy przerzucają się pomysłami na coraz to dziwniejsze, bardziej oryginalne, niespotykane książki kucharskie. Obecnie chyba już każdy będący na jakiejkolwiek diecie zdrowotnej, ideologicznej czy powodowanej innymi czynnikami znajdzie dla siebie zestaw książek z przepisami. Choć nie wiem, czy częściej nie jest tak, że to książka zachęca nas do zmian w jadłospisie. Innym wiodącym motywem publikacji kulinarnych jest nie dieta czy wybrany smak produktów (na przykład słodycze), ale sposób przyrządzania. Swego czasu dużą popularnością cieszyły się książki z potrawami do gotowania w mikrofalówce albo na parze. Martin Nordin proponuje przyrządzanie potraw metodami ujętymi w pozostałych dwóch wierzchołkach trójkąta kulinarnego Levi Straussa. Pieczenie i wędzenie. Na ogniu i w dymie.
Od razu przyznam, że metoda grillowania i pieczenia w ogniu, poza okazjonalnymi kiełbaskami na większych spędach towarzyskich, jest mi obca i nie planuję teraz powrócić do pierwotnego modelu kuchni z paleniskiem w centralnym miejscu. Niemniej jednak nietypowe propozycje połączeń smakowych (kto pomyślałby o tym, by wrzucić żarzące się drewno do słoika ze śmietaną, a po odcedzeniu po kilku godzinach moczenia ubić ją na wędzone masło?) i pomysłów na dania kuszą na tyle, by się przełamać i rozpalić w pobliżu ogień, ewentualnie odkurzyć grill i spróbować. Przekonać się, że grillować można nie tylko mięso i rybę. Ogniem i dymem to przede wszystkim zbiór receptur dla wegetarian: wegeburgery, pieczone owoce na deser i prażone w soli, liczne pizze z rzadkim zestawem jarzyn oraz dodatków i wiele innych.
Nie mogę nie zwrócić uwagi na fotografie. Są piękne, zwykle dania serwowane są na ciemnym tle naczynia i blatu, czym podkreśla się ich styczność z węglem i żarem. Zwracają uwagę okopcone, czarne krawędzie grillowanych składników, których intensywny kolor powoduje wyraźny kontrast, cieszący oko. Zdecydowanie Ogniem i dymem można traktować jako album serwujący nadprzyjemność wzrokową, za którą idzie apetyt.