Środkowe części trylogii mają to do siebie, że czytelnik mniej-więcej wie, czego może się po nich spodziewać. W drugim tomie odpada często długie i nie zawsze ekscytujące wprowadzenie (czytelnik wie już, gdzie się znajduje i dlaczego sprawy przybrały taki, a nie inny obrót), ale trudno także spodziewać się ostatecznego rozwiązania akcji czy wyjaśnienia wszystkich nurtujących kwestii – wszakże przed czytelnikiem jeszcze ostatnia część trylogii. Od tego schematu nie odbiega zbytnio także i drugi tom mrocznej trylogii Matsa Strandberga i Sary B. Elfgren Ogień, po który z przyjemnością jednak sięgną wszyscy miłośnicy Kręgu.
Ida, Minoo, Anna-Karin, Vanessa i Linnea po dramatycznych wydarzeniach, jakie rozegrały się w pierwszej części trylogii, w Kręgu, nie zamierzają spocząć na laurach. Nastolatki wiedzą, że ich zadaniem jest ocalenie świata przed apokalipsą, którą zamierzają zgotować ludzkości demony. Sprawa ta, oczywiście, wcale nie jest prosta. Dziewczyny wciąż nie potrafią do końca zrozumieć i kontrolować swoich mocy, Magiczna Księga nie daje nastolatkom odpowiedzi na nurtujące je pytania, a poczucie winy, związane ze śmiercią Rebeki i Eliasa, nie pozwala im spokojnie spać.
Tyle wiemy od samego początku, kontynuacji takich opisów i sytuacji się w Ogniu spodziewamy. To jednak oczywiście nie wszystko, co autorzy przygotowali dla swoich czytelników. W Ogniu jednym z głównych wątków, zaznaczonym jeszcze na marginesie Kręgu staje się proces Anny-Karin. Dziewczyna oskarżona zostaje o świadome nadużywanie magii dla własnych, egoistycznych celów. Obok wątku sądowego w Ogniu pojawia się wątek dotyczący zwolenników pozytywnego myślenia. Ruch określony wdzięczną nazwą Pozytywne Engelsfors zaczyna dominować w całym miasteczku, z dnia na dzień zyskując nowych zwolenników. Jednak, jak to niestety bardzo często bywa, każda - nawet najbardziej szlachetna w swoich założeniach organizacja - kryje drugie oblicze. Jak głębokie i mroczne się ono okaże, odkryją oczywiście Ida, Minoo, Anna-Karin, Vanessa i Linnea.
Ogień to powieść licząca prawie siedemset stron. Jak na drugi tom, jest niezwykle obszerna, bijąc pod tym względem Krąg. Dlaczego tak się dzieje? Sprawa wydaje się oczywista zwłaszcza dla miłośników książek, w których wręcz roi się od "głównych bohaterów". Pod tym też względem Ogień zbudowany jest na podobnym schemacie co seria Sary Shepard Pretty Little Liars. Zarówno w Ogniu, jak i w Pretty Little Liars mamy kilka (odpowiednio pięć i cztery) głównych, równorzędnych postaci. Każdy z bohaterów ma - lub miał w przeszłości - grono swoich znajomych i przyjaciół. Do tego dochodzi jeszcze rodzina, rodzeństwo, czasami - sąsiedzi. Tłum gęstnieje, a mnogość możliwych splotów zdarzeń zdaje się rosnąć w tempie wykładniczym. Bohaterkami poszczególnych rozdziałów w Ogniu są kolejno każda z dziewczyn, zatem zanim zatoczymy w książce swoisty krąg, kilka rozdziałów mamy już za sobą.
Objętość książki nie powinna czytelnika przerazić – siedemset stron to obietnica naprawdę niezłej rozrywki na co najmniej kilka wieczorów. Krótkie rozdziały mają dynamizować akcję, a często urywane wątki sprawiają, że od książki trudno się czytelnikowi oderwać.
Ogień po wstrząsającym i perfekcyjnym wręcz początku zdaje się jednak nieco osiadać na mieliźnie. Wątek Pozytywnego Engelsfors przemielony zostaje niczym mięso w maszynce, nad którym dodatkowo unosi się obezwładniający zapach zgnilizny. Wątek ten czytelnika ze strony na stronę coraz bardziej nuży - zwłaszcza, że już od samego początku wiemy, że coś w tej organizacji niezbyt przyjemnie pachnie. Kolejnym dość dziwnym problemem powieści jest przewrotne zestawienie ze sobą dobra ze złem – paradoksalnie, uosobieniem dobra ma być Pozytywne Engelsfors, za zaś - Wybrańcy, czyli Ida, Minoo, Anna-Karin, Vanessa i Linnea. Wydaje się zatem, że zło musi zwyciężyć dobro – wszak czytelnik od początku trzyma stronę obdarzonych magicznymi zdolnościami nastolatek. Prosty, lecz efektowny ten zabieg okazuje się nie do końca trafiony. Pozytywne myślenie potraktowane zostało bowiem w Ogniu jako synonim „owczego pędu”, którego zwolennicy przestają racjonalnie rozumować i samodzielnie podejmować decyzje. Oczywiście, kryje się za tym pewna tajemnica i manipulacja, jednak w ogólnym rozrachunku dobre nastawienie do życia zostaje przez bohaterki z góry przekreślone i odtrącone.
Trudno jednoznacznie ocenić Ogień. To powieść schematyczna, prosta, linearna z elementami retrospekcji i dość przewidywalna. Denerwować mogą w książce liczne literówki, błędne użycie imion bohaterów ("Erik" zamiast "Elias") czy też miejscami kulejąca stylistyka.
Z jednej strony Ogień” to wciągająca (choć, niestety, nie pozbawiona przydługawych i nużących elementów), mocno zaprawiona tajemnicą opowieść o nastolatkach, które muszą odnaleźć w sobie nieznane dotąd pokłady siły i odwagi. Z drugiej - to po prostu kolejna młodzieżowa seria z rodzaju paranormal, której bezkrytyczne sprezentowanie przez rodziców swoim nastoletnim pociechom należy solidnie odradzić. Ogień oprócz dobrych przesłanek - takich, jak przykłady poświęcenia się dla innych, ratowania świata czy życia bliźnich oraz wzmacniania wiary we własne możliwości - pokazuje także, jak przyjemnie upływać może życie na imprezach suto zakrapianych alkoholem, paleniu papierosów, zażywaniu lżejszych czy cięższych narkotyków oraz przygodnym seksie. Pamiętajmy, że wciąż mówimy o nastolatkach – dziewczynach siedemnasto- i osiemnastoletnich. Do Ognia podejść więc warto z dystansem, jak do każdej fikcji literackiej. To, jacy okażą się ostatecznie bohaterowie, z jakimi mocami przyjdzie im się zmierzyć, kogo lub co będą musieli poświęcić, by uratować świat, pokaże ostatnia część trylogii - Klucze.
Masz siedemnaście lat. Jest lato i świat wygląda dokładnie tak jak zawsze, ale ty wiesz, co się zbliża. Za miesiąc nie będzie nas wszystkich. Jak to jest...
W ENGELSFORS ZBLIŻA SIĘ KONIEC. Minął niespełna miesiąc od tragedii na sali gimnastycznej w liceum w Engelsfors, lecz Wybrańcy nie mają czasu, żeby dojść...