Recenzja książki: Odyseja kota imieniem Homer

Recenzuje: Natalia Szumska

Z zasady nie przepadam za książkami i filmami (no dobra, wyjątkiem jest "Beethoven") o zwierzętach - typowych familijnych "wyciskaczy łez". Nie jestem też szczególną kociarą, która w każdym towarzystwie opowiada tylko o swoim pupilu i traktuje go jak ósmy cud świata (co, oczywiście, nie znaczy, że nie uwielbiam Puszkina). A jednak Odyseja kota imieniem Homer poruszyła we mnie struny mięczaka, o których istnieniu nawet nie miałam pojęcia. Wyłam co dziesiątą stronę, choć przecież nikt nie umarł - i nie zdradzam przy tym żadnej tajemnicy, ponieważ jasne jest to już od początku prologu.

Odyseja kota imieniem Homer to, wbrew pozorom, książka nie o ślepym kocie, ale o "jego" ludziach. O tym, jak zmienili się w jego towarzystwie. To też historia dwóch innych kotów, poszukiwania swojego miejsca na ziemi, miłości, czekania... I choć to wszystko banały i pewnie gdybym tej książki nie dostała, w życiu bym po nią nie sięgnęła, to jest to pozycja naprawdę godna uwagi. Klucz do zrozumienia historii tkwi w pojęciu faktu, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Inaczej - nie chodzi o żałowanie bezbronnego kotka bez oczu, bo ten bezbronny kot jest ślepy w zasadzie od urodzenia. Nie pamięta, jak to jest - "widzieć", nie wie, że inni widzą, ze czymś się od niego różnią. Jest więc z niego całkiem zwyczajny kot. Jego wyjątkowość to jego charakter, nie niepełnosprawność.

 

Poniższy cytat idealnie pokazuje jego usposobienie:

   (...) gdy rozlegał się warkot śmieciarki albo apokaliptyczne wycie odkurzacza - dźwięki, które przerażały nie tylko Scarlett i Waszti [pozostałe koty autorki], ale każdego znanego mi psa czy kota - Homer natychmiast przybiegał, kołysząc się na boki, z nadstawionymi czujnie uszami: "Ale czad, jakiś nowy dźwięk! Co to za jeden? Mogę się tym pobawić? Da się na to wdrapać? /s. 48.

Odyseję... pochłonęłam w ciągu jednego dnia i była to dawka uderzeniowa. Poza cudnym językiem, jakim została napisana, poczuciem humoru autorki i historią, którą pokazuje, na uwagę zasługuje też jej forma. Ciekawe (no, może poza ostatnim - Ludzie! Wyszłam za niego!) i zachęcające tytuły rozdziałów, a na początku każdego z nich cytat z Odysei Homera, nawiązujący do treści. Polskie wydanie też jest niczego sobie - szczególnie ładna czcionka i cudne rysunki na początku rozdziałów. Mieszane uczucia budzi jedynie okładka - ten wszechobecny róż i serduszka pasują bardziej do Pamiętnika księżniczki niż do tej, mądrej przecież i poważnej, lektury. Ujmuje za to jedyny przypis tłumaczki:

    Purystów językowych, chcących pouczyć tłumaczkę, że koty nie warczą, zapewniam z całą odpowiedzialnością: tak, proszę państwa, warczą. Sama mam takie w domu /s.169.

Znaleźć można w książce Cooper także jeden z najbardziej poruszających opisów wydarzeń  z 11 września 2001 roku. Chyba tak poruszający dlatego, że pisany przez osobę, która była wtedy w samym centrum Ground Zero, ale z drugiej strony nikogo nie straciła. Jest to więc opis nie zaciemniony osobistą stratą, a jednocześnie subiektywny.

Pokochałam chyba tę książkę, ale myślenie o niej boli. Może dlatego, że sama niedawno straciłam starszego, niepełnosprawnego kota, który był z nami ponad 12 lat. Dlatego muszę ją teraz "zaczytać" lekturą kompletnie inną. 

(...) możesz nie widzieć światełka w tunelu, ale to nie znaczy, że go tam nie ma /s. 99

Kup książkę Odyseja kota imieniem Homer

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Odyseja kota imieniem Homer
Autor
Książka
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy