Żyrafą do podświadomości, czyli kilka przemyśleń po lekturze Obsesji Van Cauwelaert’a
Dzisiaj będzie o ekstremalnych podróżach. Na lewo płonąca żyrafa Dalego rozwijająca niesamowite prędkości, na prawo zaś szalony koń Podkowińskiego. Wydaje się, że już przez kogoś zajęty. Wybieramy się w świat Obsesji. Środek transportu, na pierwszy rzut oka, dowolny. Zasięgnijmy opinii eksperta. Specjalista od podróży ekstremalnych profesor Bukvojed przedkłada przejażdżkę na żyrafie nad galopowanie na końskim grzbiecie. Swoją opinię uzasadnia:
„Podróżując na płonącej żyrafie mamy dostęp do szeregu szuflad, które są dawno nie odkurzaną skarbnicą naszych fascynujących doświadczeń.”
Tak więc dłużej się nie zastanawiamy i podążając za nieocenioną radą tego wybitnego naukowca targujemy się z duchem Salvadora odnośnie ceny za wypożyczenie żyrafy. W przemykających chybotliwie i niekonsekwentnie odcinkach czasu dostrzegamy niepełną, acz ciekawą historię pisarza toczącego walkę ze swoim lękiem i namiętnościami.
Zastanawiamy się nad konsekwencjami uwolnienia ludzkich talentów, ludzkiego potencjału. Książka mogłaby stawiać pytania zasadnicze, z pogranicza filozofii i kultury, ale przyznajmy sobie szczerze nie udaje się jej ta sztuka. W zamian otrzymujemy coś innego – materiał, który mógłby posłużyć do rozważań estetycznych, miesza sensację z psychopatologią, dając czytelnikowi coś na kształt surrealistycznego kryminału. Wciągająca tajemnica momentami bywa rozszarpywana przez niezbyt spójną konstrukcję tekstu. Owszem, czyta się przyjemnie z chęcią podążając za nowymi pomysłami autora, ale brakuje pewnej literatury w literaturze, mówiąc słowami filozofa - esencjonalności. Tekst jest trochę wybebeszony, z jednej strony odrzucający, z drugiej pociągający - nie można pozbyć się odruchu zachłannego, ciekawskiego czytania.
Trzy historie składające się na powieść mogłyby w istocie stanowić trzy odrębne opowiadania. Łączą je postacie należące do tej samej rodziny (typy dobrze scharakteryzowane ale mało zindywidualizowane), fascynacje i chyba wyjaśniona w finale tajemnica. Didier Van Cauwelaert swobodnie oscyluje między tym co rzeczywiste a niewyrażalne, między światem urojeń, a światem codziennej egzystencji, który okazuje się równie chaotyczny co frapujący.
Zatrzymujemy się przy fascynacjach. Przy literaturze. Literaturze jako motywie zbrodni. Wystarczy mieć obsesję. Nie potrzeba już wielomilionowych spadków, scen zazdrości, pisarstwo okazuje się wystarczającą siłą. Pamiętajmy, że wybraliśmy się w podróż płonącą żyrafą, nie jesteśmy w stanie stwierdzić w którym momencie dotkniemy rozwiązania tajemnicy i czy w chwili jej poznania nie będziemy właśnie otwierać zakurzonych szuflad naszej pamięci. Zamykając książkę należy pamiętać, aby jednocześnie pozamykać wszystkie szuflady, szczególnie te, otwierające się z największym zgrzytem, a zmęczoną już żyrafę oddać stęsknionemu właścicielowi. Jeszcze mogłoby się okazać, że przewidywania Umberto Eco, co do powieści kryminalnej się sprawdziły. I że to czytelnik jest winien zbrodni, popełnionej w książce, którą właśnie zamknął.
Zaczyna się od końca: narrator umiera już w pierwszym zdaniu powieści. Krzyki, telefony, karteka pogotowia. Za późno! Lecz 34-letni Jacques Lormeau –...
"Historia przede wszystkim, inteligentna konstrukcja, szczypta humoru i nieco podróży. Można by powiedzieć, że ta powieść wyskoczyła z głowy Umberto...