Joanna Siedlecka jest reporterką niepokorną – bardziej ceni fakty niż ich gotowe już interpretacje i wyobrażenia narzucone przez apostołów politycznej poprawności. Wystarczy wspomnieć jak weryfikowała mity na temat okupacyjnych losów Jerzego Kosińskiego („Czarny Ptasior”), czy relacjonowała postawę Zbigniewa Herberta w ostatnich latach życia i demaskowała wstrętne imputowanie mu choroby psychicznej jako motoru postępowania („Pan od poezji”). Dodajmy, że książki Siedleckiej czyta się niczym pasjonującą beletrystykę. Z tej reguły nie wyłącza się jej najnowszy zbiór reportaży biograficznych – „Obława. Losy pisarzy represjonowanych”. Ta publikacja nie mogłaby powstać nie tylko bez pracy autorki, ale również bez ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, która umożliwiłą wgląd w akta peerelowskiej bezpieki.
„W Związku Sowieckim unicestwiono fizycznie kwiat niepokornych pisarzy – rozstrzelano Babla, Pilniaka, Gumilowa, Klujewa, w więziennej psychuszce zginął poeta Charm, w łagrze zgnił Mandelsztam, przeżył Szałamow i Sołżenicyn, uniknęła go Achmatowa, ale ukarano ją wieloletnią zsyłką i więzieniem jej syna” – tak brzmi pierwsze zdanie „Obławy”. A jak było w Polsce? Naszych pisarzy Sowieci też mordowali – w Katyniu zginęli Władysław Sebyła i Lech Piwowar, ale nie była to bynajmniej akcja wymierzona przeciw literatom, lecz znacznie szersza, mająca wszystkie znamiona zbrodni ludobójstwa. Władze PRL-u do fizycznej eliminacji się nie posuwały, jednak śmiało można powiedzieć, że byli w naszym kraju pisarze, którym zabrano wszystko – oprócz życia. Także wolność, wszak do więzienia trafili nie tylko Jerzy Braun i Janusz Szpotański, ale także sam Melchior Wańkowicz. W swojej książce Joanna Siedlecka przedstawia sylwetki 13 pisarzy poddawanych represjom w latach 1945-89: Wojciecha Bąka, Jerzego Brauna, Stefana Łosia, Władysława Grabskiego, Heleny Zakrzewskiej, Jerzego Szaniawskiego, Jerzego Kornackiego, Jerzego Zawieyskiego, Melchiora Wańkowicza, Januarego Grzędzińskiego, Pawła Jasienicy, Ireneusza Iredyńskiego i Jacka Bierezina. Właściwie wszyscy oni – poza Kornackim i być może Iredyńskim – reprezentowali nurt niepodległościowy lub katolicki, najczęściej zaś – oba te etosy równocześnie. A – zaznaczmy to wyraźnie – „Obława” nie prezentuje bynajmniej wszystkich ludzi pióra poddawanych represjom – do tego grona trzeba w pierwszym rzędzie dopisać Kazimierę Iłłakowiczównę. A jeśli już o życiu mowa – autorka w dość przekonujący sposób relacjonuje hipotezę, według której to nie samobójczy skok z okna, ale wyrzucenie z niego przez „nieznanych sprawców” było przyczyną śmierci Jerzego Zawieyskiego (rozdział „Mości Zawieyski, już czas, pora skakać!”).
Zwróćmy uwagę na najbardziej chyba dramatyczny wniosek wypływający z „Obławy”: w stosunku do znacznej części jej bohaterów możemy mówić o zwycięstwie ich prześladowców z komunistycznej bezpieki. Jej funkcjonariusze chcieli bowiem wykreślić ich twórczość z polskiej świadomości – i właściwie im się to udało. Czy wymieniając wybitnych polskich poetów XX wieku ktoś dzisiaj pamięta o Wojciechu Bąku? O Jerzym Braunie, który był nie tylko pisarzem i filozofem, ale również członkiem najwyższych władz polskiego państwa podziemnego, w tym delegatem rządu na kraj, wspomina w swoim „Dzienniku 1954” Leopold Tyrmand, powtarzając plotkę z tamtego okresu, że Braun popełnił samobójstwo w więzieniu. Tymczasem pisarz zmarł w samotności dopiero w 1975 roku. Nie są wznawiane książki Pawła Jasienicy, ponieważ spadkobiercą jego praw autorskich jest syn drugiej żony pisarza, która była wieloletnią agentką bezpieki, podsuniętą specjalnie po to, by szpiclować autora „Rzeczpospolitej obojga narodów”. Jego dramat spotęgowało to, że nieświadomy niczego pokochał młodszą od siebie kobietę i zawarł z judaszem (judaszką?) związek małżeński, co nie zakończyło bynajmniej jej gorliwej współpracy z aparatem opresji. Albo czy dzieci mają dziś szansę uczyć się patriotyzmu z książek Heleny Zakrzewskiej? Berman z Gomułką pospołu muszą wciąż nieźle się chichotać w swoich wypełnionych wrzącą smołą kotłach.
Joanna Siedlecka jest rasową fotoreporterką. Dlatego pisząc o twórcach represjonowanych nie ogranicza się bynajmniej do martyrologicznych wątków ich życiorysów. Wręcz przeciwnie – ogląda je w całej rozciągłości. Znajdziemy tutaj więc także passusy o homoseksualizmie niektórych, o ich niezdrowych miłościach, bardziej przypominających amok niż uczucie, o alkoholizmie, niewierności i seksoholizmie. Wbrew pozorom – nie chodzi jej jedynie o sensację i zwiększenie poczytności. Raczej o pokazanie pisarzy jako ludzi dotkniętych i przeoranych przez rozmaite nieszczęścia. Kiedy więc zabrano im ostatnią rzecz, jakiej mogli się trzymać – możliwość funkcjonowania w literaturze, wydawania (a czasami nawet pisania, jak w przypadku Wojciecha Bąka zamkniętego w zakładzie psychiatrycznym mimo braku rzeczywistych objawów choroby) – pozostawało już tylko czyste cierpienie. W takim wypadku można się zastanawiać czy strzał w tył głowy nie był bardziej humanitarnym rozwiązaniem – strach i cierpienie trwały tylko parę sekund, a nie kilka lat.
Bardzo często w publikacjach prasowych poświęconych polskiej kulturze czasów stalinowskich pojawiają się stwierdzenia: pisarzy zmuszano do poparcia systemu. Zawsze wówczas ciśnie mi się na usta pytanie: w jaki sposób ich zmuszano? Wyrywaniem paznokci, biciem pałkami w pięty czy 24-godzinną stójką na betonie w zimnej celi? Tak wówczas zmuszano do składania odpowiednich zeznań żołnierzy Armii Krajowej i powstania antysowieckiego. A może chociażby pozbawieniem środków do życia, zakazem druku i stałą inwigilacją? Otóż nie – pisarze popierali system, bo czerpali z tego korzyści. To prawda brutalna. Zbigniew Herbert pisał w wierszu „Wilki”: „Ponieważ żyli prawem wilka / historia o nich głucho milczy / pozostał po nim w kopnym śniegu / żółtawy mocz i ten ślad wilczy”. „Obława” Joanny Siedleckiej to świadectwo, dzięki któremu mamy szansę poszerzyć pamięć o niepokornych wilkach naszej literatury. Siedlecka sama zresztą deklaruje, że za swoją misję uważa: „Przypominanie, bo komunizm był również zacieraniem śladów, niepamięcią.” MARCIN HAŁAŚ
Tę recenzję napisałem na potrzeby druku papierowego i gwoli otrzymania honorarium za jej publikację ;-) Na witrynę www.granice.pl udostępniam ją z sympatii dla redaktorów witryny.