Żółty
Ta książeczka jest kolejnym tomikiem z serii „W lesie Marcina”. To cykl opowieści o pewnym rodzeństwie, Marcinie i jego młodszej siostrze Natalce, którzy rysują swój własny świat. Taki trochę realny, a trochę fantastyczny. Taki, w którym zwierzęta mówią ludzkim głosem i wszystko jest możliwe, zależne tylko od wyobraźni dzieci. Opowieści te dotykają ważnych spraw, takich, z którymi prędzej czy później zetknie się każde dziecko. Spraw niełatwych, których rozwiązywania trzeba się po prostu nauczyć. Kolejne książeczki z serii traktują o akceptacji, tolerancji, strachu, bliskości, samotności. Narratorem jest tu Marcin. Dzieci rysują i rozmawiają, w wyobraźni przeżywając krótkie przygody.
Tym razem Natalka za pomocą żółtej kredki rysuje dziwnego zwierzaczka.
„To coś było duże i okrągłe, miało malutkie łapki, zadarty nos i uszy podobne do cocker-spaniela naszej sąsiadki.”
Inne zwierzęta nie są zachwycone tym dziwakiem. Nigdy czegoś podobnego nie widziały. Trochę się go chyba boją tak, jak nieznanego, które u wszystkich budzi naturalny lęk. Żółty, bo takie proste ma imię, zamieszkuje na wyspie namalowanej na środku jeziora. Zwierzęta mu dokuczają, obwiniają o różne nieprzyjemne sprawki. Tylko jeden mały królik nie boi się spotkania z cudakiem i rozmowy z nim. Płynie na wyspę i razem się bawią. Kiedy pojawia się Chmuroptak, równie niezwykły jak Żółty, inne zwierzęta także i jego traktują z niechęcią i podejrzliwością. A wtedy oba zasmucone dziwadła odlatują. I niektórym wydają się już tylko męczącym snem na jawie.
Książeczka jest wspaniale ilustrowana i to jest jej największy walor. Tekst stanowi tylko część kolorowych rysunków, a styl narracji niestety nie zawsze zachwyca. W książce dominują ciepłe, pastelowe barwy, ze szczególnym uwzględnieniem koloru żółtego w przeróżnych odcieniach. Ilustracje przykuwają uwagę, są dopracowane, pełne drobiazgów i emocji. Przemawiają zarówno do dziecka, jak i do dorosłego czytelnika. Mocniej niż tekst, który wydaje się napisany trochę na siłę, jakby na zamówienie. Z pozoru dopasowany jest do poziomu młodego czytelnika, ale zbyt nachalne bywa tu moralizatorstwo. Oczywiście, patrzę na to z punktu widzenia dorosłego, dzieci mogą łatwiej przełknąć bezpośrednią i nieszczególnie wyrafinowaną formę opowieści.
Niezależnie od wszystkich jej mankamentów, trzeba pamiętać, że książka ta mówi o inności i konieczności jej akceptacji. Onichimowska pozostawia pewne sprawy w domyśle, nie tłumaczy dziecku źródeł lęków, koncentrując się na negatywnej ocenie postaw według niej złych. Wydaje się, że jest to tekst, który wymaga rozmowy z dzieckiem, szerszych wyjaśnień. Oceniając bowiem zbyt jednoznacznie w sprawach delikatnych i złożonych możemy komuś uczynić krzywdę. Tolerancja - patrząc na świat zwierząt - nie jest rzeczą naturalną, tam liczy się walka o byt i przetrwanie. Tolerancji trzeba się uczyć, trzeba rozumieć, jakie są jej granice, kiedy tolerancja przeradza się w bezmyślną akceptację i zwykłe wygodnictwo. Ta książka może posłużyć jako zalążek rozmowy z dzieckiem i element jego wychowania do życia w zróżnicowanym społeczeństwie.
Marcin i jego młodsza siostra Natalka rysują własny fantastyczny świat, w którym leśne zwierzęta rozmawiają z nimi, zwierzają się ze swoich kłopotów, mówią...
W lesie stworzonym przez dzieci może zdarzyc się wszystko, i wszystko się zdarza. Marcin i Natalka rysują własny świat, a lew ma jedynie połowę grzywy...