Historia zaczyna się tak: pewnego spokojnego poranka na tej stronie pojawił się mały chłopiec.
To jedno proste zdanie rodzi szereg pytań: jak to się właściwie stało? Skąd się wziął? Kto był jego „sprawcą”?
Co ciekawe, nurtowały one również samego chłopca – bohatera książki. Oczywiście nie cały czas – zajęty był przecież także zupełnie innymi rzeczami. Zbierał doświadczenia, o których nie sposób zapomnieć.
Takie jak jazda rozpędzonym rumakiem.
Własnoręczne złowienie ryby.
Zasadzenie drzewa.
Gra na akordeonie z przyjaciółmi.
Stanie w strugach deszczu.
Zakochanie się.
Zdobycie szczytu.
I wiele innych.
Ale wątpliwości wciąż do niego powracały: co jakiś czas, kiedy księżyc wędrował po granatowym niebie, zastanawiał się, dlaczego pojawił się na tej stronie.
Czy znalazł odpowiedź? W końcu – tak! I wszystkie wcześniejsze chwile, zdarzenia, spotkania nabrały nowego znaczenia.
Nie trzeba chyba wyjaśniać, że opowieść „O chłopcu, który wpadł do książki" to lektura dla czytelników w różnym wieku. Ma szansę przypaść do gustu już najmłodszym – chociażby za sprawą raczej prostych, stonowanych, z pewnością nie przeładowanych i miłych dla oka ilustracji. Zwłaszcza, że ilustracje te nie tyle towarzyszą krótkim, konkretnym zdaniom, ile raczej dopełniają i wzbogacają całą historię. Właściwie każda z nich stanowi fragment opowieści – opowieści niedopowiedzianej przez autora, a zatem współtworzonej przez czytelników. Ci obdarzeni bujną wyobraźnią i wrażliwością, lubiący czytać „między wierszami", znajdą tu wiele inspiracji.
Nie da się ukryć, że symbolika książki jest dość przejrzysta. Nasuwa się jeśli nie na samym początku, to najpóźniej gdzieś w połowie opowieści. Ale i tak zakończenie nie razi oczywistością czy banałem, chyba nawet zaskakuje. I wywołuje uśmiech. Kto wie? Może komuś przyniesie też nadzieję, zwłaszcza w momentach zwątpienia czy trudnych chwilach? Bo książka Petera Carnavasa, lekka i przyjemna, a równocześnie symboliczna i egzystencjalna, to jedna z tych publikacji, do których warto wracać wielokrotnie.
Edward mieszka w bezbarwnym mieście pełnym betonowych blokowisk i bezdusznych samochodów. Lubi bawić się w cieniu majestatycznego dębu – ostatniego...
Pęknięty kubek, z którego pił kawę.Para znoszonych, zimnych kapci.Nuty, które już nie wybrzmią. Po co nam one, skoro nie ma jego?...