"Nowe fotografie" Janusza Andermana to zbiór licznych opowiadań - portretów zarówno ludzi, jak i wydarzeń z czasów PRLu oraz współczesnej Polski. Wśród opisywanych osób znajdują się zarówno bohaterowie masowej wyobraźni - gwiazdy sportu, sceny czy kina, postacie znane znacznie węższemu gronu, jak i całkiem zwyczajni "bohaterowie szarej codzienności", jak ojciec autora, emeryci, którzy przysiedli na ławeczce czytając gazetę czy przypadkowo spotkani przechodnie.
Wprawdzie książka nazywa się "Nowe fotografie" (jest to bowiem kontynuacja - pierwsza część, wydana w 2002 r., nosi nazwę "Fotografie"), to z nowymi zdjęciami łączy ją tylko wielobarwność. Całość przypomina raczej stare zdjęcia - nie te robione "idiotkamerą", lecz wywoływane w warunkach domowych, artystyczne, pełne dbałości o każdy szczegół, przede wszystkim o grę światłocieni, na którą Anderman wydaje się być szczególnie uwrażliwiony. Wprawdzie opowiadania są utrzymane w konwencji reportażu, jednak nie ma tu zbyt wiele z chłodnego spojrzenia zawodowego reportera. Owo "niewiele" to obiektywizm w pisaniu o różnych osobach, unikanie ocen. Całość jednak w wielu momentach sprawia wrażenie, jakby pisał ją poeta, a nie dziennikarz. Opisy otoczenia, pełne gier światłocieni, momentami zapierają dech w piersiach. Prócz poetyckiego stylu uderza poczucie humoru i dystans do siebie samego. Autor wspomina wiele wydarzeń ze swojego życia, także tych, które można byłoby uznać za wpadki. Jest całkowicie szczery, niczego przed nami nie ukrywa. Jakby mówił:
"Zapraszam cię, drogi czytelniku, do mojego świata. Jesteś moim przyjacielem i ufam ci, więc pokażę ci nie tylko ludzi, których spotkałem na swojej drodze, ale i swoje wnętrze, swoje wspomnienia."
Książka mieni się różnymi kolorami. Czasem jest pełna dziwnej nostalgii, innym razem skrzy się humorem. Zdarzają się, na szczęście bardzo rzadko, fragmenty obrzydliwe (wyjątkowo mocno działa na przykład na wyobraźnię wspomnienie o kompletnie pijanym motocykliście, który po wylądowaniu na poboczu... wymiotował do kasku!), a także wstrząsające i przerażające, mimo lekkiego tonu. Dla mnie osobiście najbardziej wstrząsający był następujący fragment:
"Zszedłem na dół do pobliskiej knajpy, było w niej pusto, bo wcześniej ogłoszono prohibicję. Przy stoliku siedziała kobieta z sąsiedztwa z podbitymi oczyma i rozciętym łukiem brwiowym i nagle ożywił ją głos jej mężczyzny, który zawołał od baru: - Napijesz się soczku może? Bo nie podają coś alkoholu? - Nie, Zdzisław, dziękuję ci za wszystko - odrzekła pogodnie. To ten przypływ nagłej troski rozczulił ją i kazał zapomnieć o niedawnych krzywdach."
Ile takich kobiet znamy z własnego doświadczenia, prawda? Szczerze mówiąc jestem zachwycona książką. Nie znalazłam w niej żadnych słabych punktów. Po prostu rewelacja. Zapraszam serdecznie do lektury.
Kalina Beluch
Czy w realizmie magicznym lody obszarów polarnych mogą zastąpić tropikalną dżunglę amerykańską? Per Olov Enquist udowadnia, że tak. Jego magia splata wiele...
Rozliczenie z ostatnim 30-leciem naszej historii. Janusz Anderman powraca! Dzień po katastrofie smoleńskiej przed Pałacem Prezydenckim zbierają...