Pożegnani w Ostrzu bohaterowie stają w kolejnym tomie przed nie lada wyzwaniami. Kapitan West musi chronić księcia, następcę tronu, łamagę o gigantycznym ego. Równocześnie biednemu żołnierzowi przypada „zaszczyt” pilnowania, by Północni nie przełamali kiepskiej obrony, jaką postawiły przy księciu wojska Unii, nie wspominając o kontrolowaniu pięciu dzikich, którzy postanowili przyłączyć się do dotychczasowych wrogów.
Inkwizytor Glokta znów ma przed sobą niewykonalne zadanie. Tym razem jego celem jest obrona oblężonej wyspy, która nie ma siły, środków ani ochoty walczyć z najeźdźcą. Glokta również ich nie ma, ale motywuje go wizja potencjalnych obrażeń, jakie jest mu w stanie zadać pracodawca, gdy wyspa padnie przed ustalonym terminem.
Nie weselej jest u czarnoksiężnika i jego wesołej kompanii, udającej się na kraj świata, by tam odnaleźć starożytną broń. Abstrahując już od samego miejsca docelowego podróży - Starego Cesarstwa, będącego wzburzoną zupą drobnych i szalonych księstw, gdzie śmierć czyha na każdym kroku - trudno o bardziej niedobraną drużynę niż tę naprędce zmontowaną przez Pierwszego Wśród Magów. To nie drobne niesnaski i złośliwości, lecz regularna nienawiść do własnego kompana, dominuje w zespole. Każde z prowadzonych przez Pierwszego nie tylko chętnie zawróciłoby na pięcie od razu, ale przy okazji wsadziło nóż między żebra swoim towarzyszom. Może poza Loganem, ale - jak wiadomo - gdy ten wpadnie w szał, jest mu obojętne, kogo rozdziera na strzępy, nawet jeżeli w swoim „normalnym” wcieleniu darzy go sympatią.
Nim zawisną to książka o wiele bardziej dynamiczna niż jej poprzedniczka. Drugi tom trylogii wypełniony jest bitwami, drobnymi potyczkami, scenami oblężeń oraz magicznych pojedynków. Wszystko to, oczywiście, opisane jest z odpowiednim rozmachem i efektownie, stanowiąc literacki odpowiednik pełnych przemocy scen rodem z Tarantino. Drobne błędy i większe zaniedbania większości postaci wpływają znacząco na fabułę, komplikując akcję i prowadząc do dramatycznych wydarzeń. Wielotorowo prowadzona narracja sprawnie przeskakuje z jednej lokalizacji do drugiej, od jednego do wielu bohaterów, a fatum zdaje się wisieć nad głowami wszystkich bez wyjątku.
Amerykański pisarz ponownie sięga po swój sprawdzony arsenał środków: makabryczne wydarzenia, dużo krwawych scen, czarny humor i odrobinę patosu. Dodajmy do tego akcję pędzącą na łeb, na szyję i mamy klasyczną historię, właściwą dla tego autora. Nawet jeżeli zdarzają się potknięcia i niedoróbki, praktycznie ich nie zauważamy, z przejęciem trzymając kciuki za naszych ulubieńców.
Pisarzowi udała się nie lada sztuczka: stworzył całą galerię odstręczających typów, morderców i potworów spod ciemnej gwiazdy, a jednak każdy znajdzie wśród nich kogoś, komu będzie sekundował w zmaganiach z losem. A wystarczyłaby odrobina przesady i mielibyśmy do czynienia z książkami wypełnionymi bezdusznymi monstrami, karykaturalnie złymi i nie zachęcającymi do powrotu do tego świata.
Nim zawisną to nie tylko doskonały drugi tom, ale i krwisty kawałek literackiego "mięcha", ostrzący czytelnikom apetyt na zwieńczenie trylogii.
Główny bohater Logen Dziewięciopalcy musi stoczyć jeszcze jedną walkę. Poprzysiągł sobie, że będą o niej kiedyś rozprawiać i zapisze się ona na kartach...
Książę Yarvi poprzysiągł zemstę zabójcom ojca. Chce odzyskać Czarny Tron. Najpierw jednak jako sprzedany w niewolę galernik musi stawić czoło okrucieństwu...