Spokój nigdy nie trwa zbyt długo
Takie właśnie wrażenia pozostawia w nas nie tylko większość literatury, ale i samo życie. Nie inaczej jest z trylogią Ognisty Wiatr. Spokój, bezruch, nuda, wtórność to coś, czego tu nie doświadczymy.
Nadchodzi czas okrucieństwa, po czasie pokoju, czasie śpiewu. Czas oczekiwania na wybawienie z niedoli. Spokój nigdy nie trwa zbyt długo. Człowiek może i o nim marzy, ale przy każdej nadarzającej się okazji niszczy go bezpowrotnie. Po to chyba, by było o czym śnić i do czego dążyć. By utopie mogły szczelnie wypełniać umysły ludzi kolejnych epok.
Miasto Aramanth zostaje zniszczone. Żołnierze Hegemonii pod wodzą Mariusa Semeona Ortiza palą, zabijają, biorą do niewoli. Bez jakiejś prymitywnej nienawiści, bez złości. Z wyrafinowania i ze świadomością, że terror po prostu dobrze służy ich wzniosłym celom. A cel uświęca środki, o czym nieustannie próbuje nas przekonywać świat. Praktyczni, zdyscyplinowani, niezwyciężeni żołnierze Ortiza zabijają bo muszą, dla przykładu. By w nowych niewolnikach wzbudzić respekt, strach, lęk. By skutecznie zasiać w nich ziarno zwątpienia w możliwość odmiany swojego losu i zmusić do pełnej uległości.
Ira Hath i jej rodzina, Mumpo Inch i inni mieszkańcy Aramanth, giną lub zostają wzięci w niewolę. Wszyscy oprócz Kestrel, której cudem udaje się uniknąć łap wrogów. Ludzie i zrabowany dobytek zostają dostarczeni do Hegemonii. Ci ludzie, którzy zdołają tam jakoś dotrzeć przez piaski niegościnnej pustyni. Na ich ciałach zostają wypalone numery identyfikacyjne. Dzieci, dorośli, starcy - wszyscy mają służyć swoim nowym panom tym, co najlepiej potrafią. Mają pracować i pomnażać wspaniałość swojego nowego miejsca na Ziemi. Samotna Kestrel nie upada na duchu. Podąża śladem najeźdźców, próbując w piaskach pustyni wyczuć słaby trop myśli swojego brata. Znajduje ją tam orszak władców królestwa Gang, zmierzający do Hegemonii. Szczęśliwy przypadek, bez którego życie nie miałoby sensu. Rodzina Hathów jest rozdzielona. Proroctwa Iry spotykają się z niechęcią i drwiną. Niektórzy czują jednak, że coś się zbliża wielkimi krokami. Coś niekoniecznie dobrego. Czy Manthanie będą jeszcze kiedyś wolni? Czy rodzina Hathów zbierze się jeszcze kiedyś razem wokół wspólnego stołu? Czy dojdzie do połączenia Hegemonii i Gangu?
Niezwykła wizja Williama Nicholsona przykuwa uwagę, urzeka i fascynuje. Różne ludy, różne tradycje i obrzędy. Różne sposoby myślenia i oceniania świata. Nic tu nie jest do końca proste i oczywiste. Ani ludzie, ani ich sposób życia. Piękno może być zabójcze dla jego odkrywcy. Niewola nie musi być jednoznacznym piekłem na Ziemi. Ci, co zamordowali rodziny Manthan, spalili ich domy, nie są aż tacy źli, jak można by się spodziewać. Pozwalają pracować, wykorzystywać talenty i zdolności, awansować. Stosują okrutne, ale jasno sformułowane prawa. Pozwalają grzać się niewolnikom w blasku chwały Hegemonii, o ile tylko poddają się oni regułom jej funkcjonowania. Nic zatem dziwnego, że temat wolności i wyboru drogi życia jest w tym tomie tak mocno nakreślony.
„Lepiej być niewolnikiem i żyć (...) niż być wolnym i umrzeć” - to zdanie nieraz pada w powieści, choć znamy je przecież dobrze również z historii ludzkości. Możemy zrozumieć dylematy, które ciągle żywe są i w naszych czasach:
„Ale po co patrzeć wstecz? Żyjemy tu i teraz, patrzmy w przyszłość.
- Chodzi mi o to, że cokolwiek dobrego jest w tym kraju, zbudowano to na przemocy i okrucieństwie. Jest zatruty od środka (...)
- Nic nie jest idealne. Żyjemy w prawdziwym świecie. Naszym obowiązkiem jest robić to jak najlepiej.”
Dostosowywać się, czy udawać akceptację losu, buntować, czy iść na układy?! Dążyć do wolności, czy wybrać małą stabilizację, wyzbytą wspomnień, odartą z przeszłości i własnych tradycji?! Każdy musi wybierać. Hathowie wierzą w siłę wolności.
Hegemonia jest ciekawym przykładem autorytaryzmu oświeconego, praktycznej tyranii, stosującej metodę „kija i marchewki”, nagrody i kary, dobroci po szokującym okrucieństwie. Przywódca tego państwa, Pan, to esteta i myśliciel, jednako zdolny do wzruszeń i wyrafinowanego okrucieństwa.
„Jestem artystą, a moi ludzie są moim materiałem! Wytwarzam piękno z samego życia!”
Wielbiciel muzyki, mecenas sztuki, swoiste ucieleśnienie marzeń Platona o światłych przywódcach-filozofach. Postać, która rządzi twardą ręką dla dobra maluczkich, którzy bez tego zupełnie by się zagubili i zmienili w dzikusów. Wielki manipulator, świadomy ludzkich słabości i ułomności. Przytłoczony odpowiedzialnością za dobro i piękno kreowanego świata Ojciec Narodu.
„Kochanie tych, co mają władzę, to naturalny ludzki instynkt.”
Pan ma wizję świata, w której wszyscy obywatele są tak naprawdę jego niewolnikami. Tylko on wie, co jest dla nich dobre. Podstawą jego pedagogiki jest karanie ludzi, zanim zrobią coś złego i nagradzanie za wierną służbę.
Problem wolności i akceptowania przemocy porusza też drugoplanowa, dość ciekawa postać naukowca, profesora Fortiza. Według niego „skrupuły moralne znikają z czasem”. Jego receptą na życie jest wyrafinowana ślepota, widzenie tego, co dobre, nie dostrzeganie tego, co złe. Pozwala mu to działać, pracować i spać spokojnie, skutecznie usuwając z umysłu i serca jakiekolwiek rozterki.
Kolejnym mocno uwypuklonym w powieści tematem jest kwestia kłamstwa. Czy jest ono dopuszczalne, kiedy chcemy osiągnąć coś w naszym mniemaniu słusznego? Czy cel naprawdę uświęca środki? Czy kłamstwo w jakikolwiek sposób się opłaca? Czy nie niesie ze sobą niebezpieczeństw dla stosujących je?
Należy podziwiać niezwykłą wyobraźnię Nicholsona. Hegemonia, Gang, Aramanth - to wielkie bogactwo pomysłów i wplecionych w opowieść przemyśleń. To stawianie nam przed oczami pytań o to, jak warto żyć i kim warto być. Pytań zasadniczych dla każdej myślącej jednostki. Czy piękno i okrucieństwo mogą iść w parze? Czy można połączyć ze sobą rozwiniętą cywilizację i terror, piękno i śmierć, przemoc i miłość? Czy takie skrajne połączenia prędzej czy później nie wybuchną ogniem wewnętrznej sprzeczności? Czy zewnętrzne, utrzymywane manipulacjami piękno jest ważniejsze niż to wynikające z ludzkiej wolności?
Ta powieść wciąga, zmusza do refleksji. Intryguje silnymi kontrastami, mocą stawianych tu pytań. Rozważaniami o obecności w życiu i w nas samych zła i dobra, skłonności do miłości i do nienawiści, zdolności do zachwycania się pięknem, ale i ukrytej w wielu z nas dzikiej żądzy krwi. Autor łączy epicki styl opowieści z poetyckością opisów. W obrazach manaksy - tańca walki i śmierci czy niesamowitej tantarazy zawarta jest wielka wrażliwość. Emocje towarzyszą nam nieustannie, emocje spotykanych postaci i nasze własne. Nie brakuje też w książce momentów lżejszych, nuty humoru. Niosą go ze sobą postacie pustelnika Psiatwarzy i kota Mista. Kota, który jakże mocno przypomina tajemniczo uśmiechającego się Kota z Chesire.
Cóż, stylu Harry`ego Pottera w tej powieści nie czuję, nie słyszę i nie widzę. To dobrze, bowiem jest to trylogia, której nie trzeba tak naprawdę porównywać do tamtej historii. Książki Nicholsona bronią się same, a nie świecą odbitym światłem cudzej popularności. Z niecierpliwością czekam na kolejny, ostatni już tom cyklu. Gdzie tym razem powiedzie nas głos Pieśni? Jakie jest przeznaczenie bohaterów opowieści? Warto poznać inne dokonania literackie Williama Nicholsona. Cykl Ognisty Wiatr jest do tego doskonałą zachętą.
Nadszedł czas okrucieństw. Czas zimy, głodu i zła. To nie jest dobra pora na podróż, ale Manthanie nie mają wyjścia. Jeśli chcą dotrzeć do swojej ojczyzny...
Pryskaliwkać egzaminy! Nienawidzę szkoły i klasyfikacji! Nie będę sięgać wyżej, starać się bardziej ani pracować ze wszystkich sił, by jutro być lepszym...