Aborygeni to od pewnego czasu bardzo niewygodny temat dla Australii. Biały człowiek, przekonany o tym, że działa w interesie Aborygena, wyrwał go z jego naturalnego środowiska i wskazał dom, w którym, podobnie jak wielu jego braci, ma teraz mieszkać. Oczywiście na próżno szukać w tym domu białego sąsiada. Biały człowiek zrobi, co tylko w jego mocy, by Aborygena nie zobaczyć choćby z odległości kilkudziesięciu metrów. A nawet, jeśli go zobaczy, zachowa się tak, jakby go nie widział. Aborygen stał się niewidzialny. Bo tak po prostu wygodniej...
Jeśli już zapytać białego człowieka o Aborygena, chętnie opowie on o miejscach, do których lepiej nie zaglądać. O ludziach agresywnych i wiecznie pijanych, o śmieciach, bezpańskich zwierzętach, zaniedbanych dzieciach. Gorzej, jeśli zapytać białego człowieka, z czego ta sytuacja może wynikać. Tu kończy się wiedza białego człowieka. I właśnie tutaj rozpoczyna się opowieść Mateusza Marczewskiego.
Niewidzialni to dość nietypowy reportaż. Choć zawiera wiele interesujących informacji, nietrudno o moment, w którym czytelnik naprawdę nie ma pojęcia, o czym czyta. Marczewski jest nie tylko pisarzem, ale i poetą, co istotnie wpływa na sposób, w jaki opisuje rzeczywistość. Jego myśli błądzą między najróżniejszymi zdarzeniami, gdzieś się zatrzymują, nad czymś dumają, czymś się zachwycają. Podążanie za tymi rozbieganymi myślami może stanowić interesującą, literacką przygodę, choć z pewnością wymaga ona pewnego wysiłku i nie każdemu przypadnie do gustu.
Marczewski poświęcił sporo czasu, by przemknąć do hermetycznego świata Aborygenów. Zobaczył, jak usilnie biały człowiek próbuje pozbawić Aborygena dumy i własnej tożsamości. Tworzona jest cała masa obsurdalnych przepisów, jak choćby ten, który odbierał Aborygenom możliwość uzyskania australijskiego obywatelstwa, wprowadzony rzekomo po to, by uniemożliwić Aborygenom zakup alkoholu, którego wcześniej nie znali, a któremu bardzo szybko ulegają. Równie absurdalne było odbieranie dzieci z mieszanych związków tylko po to, by czyniąc je sierotami, ukształtować na swoje podobieństwo, z dala od aborygeńskich korzeni. Podobnych przykładów jest tu sporo, choć dla Marczewskiego największym problemem jest tutaj brak nici porozumienia. Ludzie decydujący o losie rdzennych mieszkańców kraju nie podjęli trudu poznania ich zwyczajów. Wyszli z założenia, że sami najlepiej wiedzą, co dla Aborygena jest najlepsze. W ten sposób stracili szansę, by zintegrować go jako pełnowartościowego członka lokalnej społeczności. Nie rozumiejąc jego zachowań, po prostu zostawili go gdzieś na boku. Tak, by pogrążony w nałogach, wśród brudu i chaosu kiedyś dokonał swojego żywota.
Starsi Aborygeni, pozbawieni dumy, tułają się z miejsca na miejsce, nie potrafiąc określić nowego sensu swojego istnienia. Ich dzieci, pozbawione dawnych, silnych wzorców, godzinami wpatrują się w telewizję, marząc, że któregoś dnia nędą mogły odnieść podobny sukces jak amerykańscy raperzy. Czas mija, a choć niektóre przepisy już dawno zostały zniesione, sytuacja nie ulega zmianie. Aborygeni nadal nie potrafią odnaleźć się w nowej rzeczywistości a biały człowiek skupia się tylko na tym, dlaczego Aborygen mu przeszkadza. Poprawa nie nadejdzie, jeśli nadal będzie brakowało dialogu i być może właśnie dlatego takie ksiażki i takie spostrzeżenia są ważne.
Autor tłumaczy, dlaczego tak trudno wyleczyć Aborygena z choroby. Biały lekarz zadaje pytania, a gdy nie uzyskuje odpowiedzi, sam próbuje postawić diagnozę, często błedną. Lekarz wychodzi z założenia, że Aborygen tak naprawdę nie wie, co mu dolega, podczas gdy on dopiero szykuje się do odpowiedzi. Cisza jest częścią jego dialogu, jednak lekarz nie ma ani czasu. ani chęci, by przysłuchiwać się ciszy. Z Niewidzialnymi jest chyba podobnie. Łatwo o brak zrozumienia, łatwo o brak cierpliwości. Mam jednak nadzieję, że nie zabraknie ludzi, którzy podejmą wysiłek poznania tego reportażu. Przy odrobinie szczęścia być może uda im się choć na chwilę zajrzeć do duszy Aborygena...
W XII wieku kapłani Światowida uciekli przed chrześcijańskimi krzyżami na wschód. Schronili się nad Świtezią i tak pogańskie pomieszało się z chrześcijańskim...
Wyobraźmy sobie las, który nie należy do świata geografii. Jest dziurą w wyobraźni, słowem na końcu języka. Szaman prowadzi tam zagubionych, wspólnie idą...