Okruchy wspomnień
Zagubione słowa, urywki zdań, wspomnienia rozrzucone niczym puzzle i rozsypujące się jak domek z kart. Zagubienie? Bezsilność? Poczucie wyizolowania? Co może czuć człowiek, który nie umie już odnaleźć siebie, który nie ma ani przeszłości, ani przyszłości?
Są takie książki, które napełniają nas bezmiernym smutkiem, nostalgią, a jednocześnie - wzruszeniem. Taki był „Pamiętnik” Nicholasa Sparksa, „Tato” Williama Whartona i taka jest też „Niewdzięczna pamięć” Bernlefa.
Marten Klein, bohater ostatniej z wymienionych powieści, powoli, choć nieubłaganie traci kontakt z rzeczywistością. Początkowo zwiastunami tego procesu są drobne luki w pamięci - mylenie pory dnia i zapomniana kawa, ale przerażająca destrukcja osobowości postępuje w lawinowym tempie. Marten cztery lata wcześniej jako protokolant uczestniczył w zebraniach IMCO, a wydaje mu się, jakby to było wczoraj. Dzieci, które dawno odeszły z domu, dla niego wciąż są obecne, a tracąc nieodległą przeszłość, nasz bohater coraz częściej wraca do lat dziecięcych.
Temu powolnemu zatracaniu się towarzyszą oszołomienie, dezorientacja i poczucie bezdennej pustki. Klein z energicznego emeryta staje się nieobliczalnym, bezradnym dzieckiem, które postępuje w irracjonalny sposób. Jego żona, Vera, może tylko obserwować to powolne zapadanie się w nicość i pilnować, by mąż nie zrobił krzywdy sobie i innym.
„Niewdzięczna pamięć” to książka przepiękna, niezwykłe studium demencji i pogrążania się w niebycie. Jednocześnie to powieść o wielkiej miłości scalonej przez wojnę, głód i strach o własne życie, a później przez codzienne kłopoty i problemy. Ponad czterdzieści lat wspólnego przywiązywania się do siebie, wspomnień radosnych i przerażających chwil, zostaje brutalnie odebrane małżeństwu przez chorobę. Teraz Martena otaczają obce twarze, obcy jest mu niekiedy własny dom oraz język, którego przez wiele lat używał, a nawet dźwięki wypełniające przestrzeń. Odgłosy świata rzeczywistego są przytłumione, napływają z oddali, jakby nie dotyczyły tu i teraz mężczyzny. Ulatuje też muzyka, która towarzyszyła Kleinowi przez całe życie, a wraz z adagio z XIV sonaty fortepianowej Mozarta umierają wszelkie nadzieje na poprawę.
Zakończenie książki Bernlefa jest wiadome, choć niedopowiedziane. „Niewdzięczna pamięć” zaś przykuwa nas do siebie niewidzialną nicią i wzrusza do łez. To czyste, nieuchronne piękno, ubrane w słowa, to muzyka i akordy grające w naszej duszy. Dawno już nie odczuwałam takiej przyjemności z obcowania z książką, a to dzieło Bernlefa bez wątpienia zasługuje na obdarzenie gorącym uczuciem i wielokrotne powroty do niego.