Teoria ewolucji Darwina jest chyba najszerzej głoszonym poglądem na zjawisko specjacji czyli powstawania nowych gatunków. Pamiętamy także lekcje biologii, podczas których prezentowana była ścieżka przekształceń od małp człekokształtnych, przez hominidy aż po homo sapiens. Ewolucja człowieka od małpy wydaje się być niezaprzeczalna. Jednak od organizmów jednokomórkowych po skomplikowane Hominoidea droga wydaje się być daleka. Neil Shubin w swojej książce „Nasza wewnętrzna menażeria” zabiera czytelnika w fascynującą podróż do początków życia na Ziemi, by pokazać, jaką ewolucyjną spuściznę każdy z ludzi nosi w swoim materiale genetycznym.
Na pierwszy rzut oka niewiele cech ma człowiek współczesny (a także pierwotny) wspólnych z rybami. Neil Shubin chce zadać kłam temu błędnemu przekonaniu, ukazując mnogość cech, jakie łączą nas z tymi wodnymi stworzeniami. W sposób rzeczowy tłumaczy przyczyny zawiłości naszych nerwów czaszkowych, które w pierwotnej, rybiej wersji były upakowane w sposób absolutnie logiczny. Autor wyjaśnia pochodzenie trzech kostek obecnych w uchu wewnętrznym, które są niczym innym, jak ewolucyjnym przekształceniem dwóch łuków skrzelowych. Pokazuje także, że wiele współczesnych chorób – otyłość, przepukliny czy choroby serca spowodowane są w głównej mierze naszą ewolucyjną historią. Niegdyś aktywni myśliwi i zbieracze, dzisiaj większość dnia spędzamy przed komputerem, płacąc wieloma chorobami cywilizacyjnymi za swoje lenistwo. Co ważne, autor podkreśla, że wszystkie zawiłości widoczne w strukturze kręgowców lądowych wynikają z trudności w „przebudowaniu” ciała ryby w człowieka. To mniej więcej tak, jakby chciano przerobić starego garbusa w bolid, co jest oczywiście możliwe, ale wymaga wielu kombinacji – tłumaczy autor.
Książkę otwiera rozdział poświęcony odkryciu tak zwanego „brakującego ogniwa”, gatunku pośredniego między rybami a płazami – tiktaalika. Sprawcą tego dzieła był właśnie Neil Shubin, który dokonał tego podczas jednej ze swoich wypraw na Arktykę. Ten znakomity paleontolog od tego właśnie wydarzenia zaczyna snuć swoją opowieść o ewolucji i wspólnych korzeniach wszystkich żyjących bądź wymarłych już gatunków. Jego historia to zaskakująca, niezwykle wciągająca lekcja biologii. Pomimo wielu naukowych terminów, odnoszących się do różnych organów czy mnogości gatunków występujących w publikacji, czytelnik ma wrażenia jakby uczestniczył w wielkiej wyprawie do czasów, w których pierwsze zwierzęta wyszły na ląd. Nawet obecna w książce lekcja genetyki, doświadczenia na embrionach czy opis pracy laboratoryjnej stanowią spójną całość w prowadzonych przez Shubina wywodach.
„Nasza wewnętrzna menażeria” opatrzona jest niezliczoną ilością fotografii ukazujących kopalne szczątki czy dokumentujących liczne wyprawy autora w celach wykopaliskowych. Obecne są w publikacji także schematy czy rysunki porównawcze, które w ciekawy sposób uzupełniają i tak już barwną narrację. A żywa i prowadzona w niezwykle interesujący sposób narracja jest podstawą książki Neila Shubina. Autor nie rozwodzi się bowiem w nieskończoność nad żadnym z podejmowanych przez siebie tematów. Historie ewolucji poszczególnych części naszego organizmu są zwięzłe, rzeczowe, często opatrzone w anegdoty związane z ich odkrywcami czy zabawnymi sytuacjami, w jakich podczas badań na nimi znalazł się autor. Neil Shubin w swojej publikacji chce pokazać, że biologia jest nauką żywą, można by rzec, cały czas obecną w nas samych. Po lekturze „Naszej wewnętrznej menażerii” kroczenie po stopniach teorii Darwina z pewnością przestanie się kojarzyć z nudnym wkuwaniem kolejnych osiągnięć ewolucyjnych, a stanie się logicznie zbudowaną machiną napędzającą różnorodność życia na Ziemi.