„Brudna robota”, „Lamb” czy wreszcie „Najgłupszy anioł” - to podobno najważniejsze z osiągnięć literackich Christophera Moore’a, okrzykniętego przez prasę amerykańską „Największym satyrykiem od czasów Jonathana Swifta” [„Denver Rocky Mountain News”], który - co więcej - strącił z piedestału doskonałości samego Kurta Vonneguta. Wydaje się, że są to opinie, używając terminologii delikatnej, raczej z rzeczywistością niezgodne. Leży przede mną książka okrzyknięta „Najzabawniejszą amerykańską powieścią 2005 roku”, która położyła na łopatki kultową powieść Dickensa, niezapomnianą już od czasów wczesnoszkolnych, „Opowieść wigilijną”. Pozostaje tylko jedna zasadnicza kwestia - czy jest to prawda? Pewnie, jak i w większości recenzji i opinii, skazani jesteśmy na subiektywizm autora, któremu coś może się podobać lub nie, co nie oznacza, że wszyscy ludzie na kuli ziemskiej muszą sądzić, że książka prezentuje dużą wartość czy jest to pozycja jedna z wielu, niczym nie wyróżniająca się z tłumu woluminów. Przed czytelnikiem jawi się dość specyficzna opowieść świąteczna, przesiąknięta seksem, dziwnymi stworami, narkotykami, chorobami psychicznymi czy wreszcie naznaczona morderstwem - kluczową sprawą w całej książce. Zacznijmy jednak od okładki – czerwonej, z motywem cudownego, pulchnego, uśmiechniętego aniołka. Dopóki nie zajrzymy do środka, książka ta wydaje się po prostu doskonałym prezentem dla dzieci. Strona 9 jednak obnaża prawdę - oto autor podkreśla, że „zawiera ona brzydkie słowa [… ] pozbawione smaku opisy kanibalizmu i aktów płciowych osób po czterdziestce.”. W tym jednym, krótkim zdaniu streszczona jest praktycznie cała bożonarodzeniowa historia zaprezentowana przez Moore’a. Jedyną rzeczą zasługującą na uwagę jest swoista bliskość dwóch światów, - fizycznego, realnego i świata zmarłych, którzy z perspektywy grobowców analizują wydarzenia - głównie te, które dzieją się w okolicach cmentarza. A czytając książkę ma się nieodparte wrażenie, że jest to miejsce kluczowe i jedyne w swoim rodzaju. Dlaczego ten świat obcy, świat zmarłych, powiedzmy - świat metafizyczny, jest taki ciekawy? Któż z bohaterów nie zwierzał się ze swoich problemów bliskim złożonym w grobie? A gdyby tak zmarli powstali i rozgłosili światu, co posterunkowy wraz z żoną robili wieczorem na jednym z grobowców, albo kto łopatą „unieszkodliwił” na wieki samego Mikołaja? Wszystko to obraca się wokół dość niespotykanej atmosfery kolacji wigilijnej, na której podstawowym daniem będzie….. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze anioł, tytułowy bohater, który - zdaniem autora - jest zdecydowanie najgłupszy wśród całej reszty mniej lub bardziej wyraźnych postaci. W końcu ile razy w życiu można się tak mylić? „Najśmieszniejsza”, „najlepsza” czy „najciekawsza” to chyba opinie zupełnie na wyrost. Śmiechu jest bardzo mało, chyba, że ktoś ma dość specyficzne poczucie humoru - choć początek sam w sobie jest całkiem obiecujący. Swoją drogą, po co się żalić, skoro człowiek, o własnej i nie przymuszonej niczym woli sięga po jedną z licznych pozycji na księgarskich półkach. Oceniając subiektywnie, „Najgłupszy anioł” to przygnębiająca i zamazująca prawdziwy obraz Świąt książka. Ile razy można śmiać się z przygód, które spotykają bohaterów, jeśli są one raczej na poziomie marnym? Jedna rzecz jest pewna - książka nie otwiera nowych horyzontów, co więcej: wyraźnie je zawęża. Brakuje w niej jakiegokolwiek przesłania, a cała historia staje się w pewnym momencie zbyt oczywista, a - co za tym idzie - nużąca. Powiedzmy szczerze: do „Opowieści wigilijnej”, do stylu Dickensa, do umiejętnego budowania grozy, brakuje recenzowanej książce bardzo wiele. Przywołane na okładce książki recenzje zachęcają do spotkania z „Najgłupszym aniołem”, ale czy wnikliwa analiza treści pozwala na utrzymanie takiej opinii? Jedynym aspektem, który w mniejszym lub większym stopniu zasługuje na wyróżnienie, jest język. Należy stwierdzić, że książkę czyta się bardzo szybko, kilka godzin i wszelkie zagadki zostają rozwikłane. Według mnie powieść ta raczej słabo wpisuje się w nurt książek świątecznych, bo i do „Opowieści wigilijnej” jej daleko, i „Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną” nie dorównuje. Gdyby choć jeden z tych wątków był ciekawie rozbudowany! Ocena jednoznaczna, ale subiektywna nie może być wysoka, choć należy wziąć pod uwagę, że każdy śmieje się z czego innego, każdy z nas lubi inny typ literatury. Może książka ta rzeczywiście będzie dla kogoś natchnieniem i źródłem niepohamowanego śmiechu. Dla człowieka, którego trudno rozśmieszyć, książka zasługuje na ocenę najwyżej dostateczną.
Znakomita... godna polecenia... pełna dziwacznych bohaterów, błyskotliwych dialogów i przezabawnych sytuacji. Ciąg niesamowitych wypadków, rozgrywających...
Zachód słońca malował fioletem wielką Piramidę, podczas gdy Cesarz wzniecał kłęby pary, odlewając się przy kontenerze na śmieci w zaułku poniżej. Nisko...