Po błyskotliwym debiucie powieściowym Scotta Lyncha, czyli po książce „Kłamstwa Locke’a Lamory”, książce, która zebrała entuzjastyczne recenzje, wydawnictwo MAG wypuszcza kontynuację historii Niecnych Dżentelmenów. „Na szkarłatnych morzach” nie tylko dorównuje błyskotliwością i poziomem poprzedniemu tomowi, ale nawet – choć poprzeczka została postawiona niezwykle wysoko – przewyższa go niejednokrotnie. Daje się tu zauważyć już na pierwszy rzut oka większą dyscyplinę pisarską – „Na szkarłatnych morzach” jest książką krótszą (zaledwie 620 stron), lecz przesyconą trzymającymi w napięciu wydarzeniami. Jeśli ktoś próbowałby streścić najnowszą powieść Lyncha, musiałby poświęcić na to co najmniej równy objętościowo tom – akcja zmienia się tu w piorunującym tempie i nie daje wytchnienia, wstrząsy następują jeden po drugim przez kilkaset stron. Rzadko spotyka się takie stężenie przygód.
Tym razem dwaj przyjaciele, Locke i Jean, rozpoczynają kolejną życiową historię w ekskluzywnym centrum hazardu. Dwaj szulerzy, wykształceni i wybitni złodzieje, mają jednak ambitniejsze plany niż okradanie klientów Złotych Schodów. Dalekosiężne nadzieje wywiodą ich między innymi na Morze Mosiądzu i sprawią, że bohaterowie trafią na piracki okręt, zyskując możliwość sprawdzenia swoich umiejętności w nietypowych okolicznościach. Mimo częstych zmian planu i samych wydarzeń opowieść Lyncha jest bardzo spójna. Rytm nadaje jej przede wszystkim głęboka analiza prawdziwej męskiej przyjaźni, oddania idealnego. Jean wielokrotnie będzie ratował życie Lamory, uciekając się często do nietypowych środków zaskakujących i Locke’a, i odbiorców; szczegółów nie zdradzam, żeby nie odbierać przyjemności z lektury. A ta przyjemność będzie ogromna.
W „Kłamstwach” uskarżać się można było na zbyt dużą ilość makabrycznych opisów, przemoc i brak litości. W „Szkarłatnych morzach” poziom krwawych wydarzeń obniżony został zaledwie odrobinę – wyrafinowane tortury mogą odrzucać, ale jednocześnie w jakiś tajemniczy sposób urzekają. Fascynacja okrucieństwem w przypadku Lyncha łagodzona jest przez nierealność wydarzeń. Straszne morderstwa budzą litość nawet u bohaterów, którzy przecież z przemocą mają do czynienia bez przerwy. Płaszczyzna fantasy wybija się w „Na szkarłatnych morzach” na plan pierwszy i trzeba przyznać, że realizowana jest z godnym podziwu rozmachem. Alchemia na każdym kroku logicznie wiąże się ze sferą emocji i uczuć, fakt, że autor odwołuje się do świata wymyślonego, wykreowanego przez siebie w niczym nie przeszkadza – bo jest to świat idealnie i konsekwentnie dopracowany, w najdrobniejszych szczegółach. Jeden z pseudozarzutów, jakie pojawiły się po „Kłamstwach” dotyczył praktycznie braku wątków miłosnych. To „niedopatrzenie” nadrabia Lynch teraz, wprowadzając gwałtowny i namiętny romans jednej z pierwszoplanowych postaci.
Dodatkowym atutem jest brak jednoznacznego zakończenia, po rozdzierającej historii nie ma ostatecznego rozstrzygnięcia. Scott Lynch odwołuje się tu bardzo często do żeglarskiego slangu, w posłowiu natomiast przyznaje się do niekompetencji w tej dziedzinie. Jeśli jednak odczytywać tom „Na szkarłatnych morzach” zgodnie z jego przeznaczeniem, czyli jako powieść fantastyczno-przygodowo-łotrzykowską, a nie źródło wiedzy na temat gwary marynarzy – nawet ewentualne potknięcia nie będą przeszkodą w odbiorze. Elementem przykuwającym uwagę jest także sfera szeroko pojętej moralności, honorowy kodeks obowiązujący w świecie Locke’a Lamory budzi podziw i nawiązuje do najlepszych rycerskich opowieści. Piękne są i modlitwy kierowane do Trzynastego.
Czego się spodziewać po drugiej części cyklu o Niecnych Dżentelmenach? Całej sieci intryg, kłamstw i oszustw, mnóstwa magii i śmiałych planów, wielu trucizn i tajemniczego antidotum, bitew i w tle – groźnych więzimagów. Niemałej galerii przerażających kobiet oraz… karcianych sztuczek. Jest w awanturniczych powieściach Lyncha coś, co przyciąga i każe niemal bezkrytycznie podziwiać kunszt autora, bez względu na nasycenie drastycznymi scenami. Po prostu – Niecny Dżentelmen – Locke Lamora i jego niezawodny oddany kompan Jean Tannen to bohaterowie, którzy wzbudzają sympatię czytelników. Nie trzeba być fanem fantasy, żeby czerpać przyjemność z lektury. Pozostaje tylko czekać na kolejne tomy – bo póki co, rozwinięcie cyklu nie zawiodło.
Po przygodach na wzburzonych morzach, Locke i Jean wracają na ziemię - i to w przyspieszonym tempie. Jean opłakuje śmierć ukochanej, Locke zaś zmaga się...
Bestseller New York Timesa i Publisher’s Weekly. Powiadają, że Cierń Camorry to niezwyciężony fechmistrz, złodziej nad złodziejami, duch, który...