CHŁOPIEC ZACZYNA DOJRZEWAć
Marcin Świetlicki – palacz papierosów, smakosz wódki, rockman, korektor „Tygodnika Powszechnego”, gwiazda telewizyjnego czasu niskiej oglądalności i autor kryminału. Do tego poeta – to ponoć podstawowe zajęcie krakowskiego autora. Jego nowy tomik doczekał się już bałwochwalczych recenzji, jakiś krytyk zdążył już awansować Świetlickiego na „Pana Cogito nowej rzeczywistości”. Kiedyś, by zasłużyć na pochwały trzeba było pisac mądre odkrywcze wiersze. Dziś wystarczy ledwie rozpocząć poetycką edukację.
Świetlicki jest twórcą głośnym i uznanym, jednak – wbrew pozorom – wiele na niwie poezji dotąd nie zwojował. Zasłużył się za to jako „upowszechniacz”- upowszechnił model poezji, który podchwyciły dziesiątki młodych i jeszcze młodszych autorów, nazywanych „postbruLionowcami”. Aż dziw, że dotąd tak niewielu krytyków zauważyło, że coś, co określają mianem „dykcji bruLionowców” jest tak naprawdę powrotem do doświadczeń Nowej Fali; nic więc dziwnego, że teksty wielu bruLionowców przypominają bardziej brulion niż wiersz.
Najnowszy zbiór wierszy Marcin Świetlicki zatytułował „Poezja środka”. Piotr Śliwiński na łamach „Dziennika” zamieścił dużą recenzję z tej książki, optarzoną wielkim tytułem „Świetlicki – Pan Cogito nowej rzeczywistości”. Porównanie do Herberta zobowiązuje. Jednak po lekturze „Muzyki środka” można dojść do wniosku, że albo porównanie jest przesadzone niczym nazwanie latawca jumbo jetem, albo dzisiejsza („nowa”) rzeczywistość wyjątkowo się skundliła, skoro tak niewiele trzeba, by powiedzieć o niej coś ważnego. W „Muzyce środka” jest jeszcze sporo Świetlickiego – niefrasobliwego chłopczyka spod znaku bruLionu, który kręci głowę czytelnikom egotyzmem i rewelacjami typu „naprawdę – seks po Danielsie jest o niebo lepszy // niż po haszyszu – i to bez dyskusji”. Takie teksty najzwyczajniej męczą; są jałowe, a przy okazji pokazują, jakie wiersze wystarczało przez półtora dekady pisywać, by zostać oficjalną gwiazdą poezji III RP. A jednak, w „Muzyce środka” znajdziemy też tony czyste, jakby krakus Świetlicki zaczął czytać wiersze innych krakusów: Bronisława Maja, Jana Polkowskiego i z nauki tej wyciągał jakieś wnioski. Czerpie też z doświadczeń Zagajewskiego i Krynickiego. Od czegoś trzeba zacząć drogę dojrzałości... Puer zaczyna się uczyć, powoli odkrywa, że rzeczywistość to nie tylko picie wódki, palenie papierosów, kac i zapatrzenie w siebie. Że domaga się także głębszego, delikatniejszego ujęcia, stanowi bowiem tajemnicę, nie plac zabaw dorosłego chłopca.
Świetlicki nie uwolnił się jeszcze od egotyzmu, jednak potrafi chwilami o sobie opowiadać bez histerii, powściągliwie: „Śni się alibi. / Umrę teraz, bo nie chcę / umierać w samotności. // Umrę teraz, objęty / i spokojny. Zanim / dzień powie prawdę.” Jest w tym tomie garść wierszy dobrych, chwilami pięknych, chwilami brzmiących przejmującym tonem. Na Świetlickiego to dużo. W wieku 45 lat Puer zaczął dorastać? To dobrze, byle tylko nie poszedł drogą, jaką zapisał w jednym z utworów: „Kiedyś ci się już przydarzyło dojrzeć, / chłopcze. // teraz upijasz się i mądrzysz / sam przed sobą, obcy.”
MARCIN HAŁAŚ
Oto mroczny Kraków. Miasto skrywające straszne tajemnice. Na trop jednej z nichwpada dawny gwiazdor kina dziecięcego, mężczyzna przegrany, detektyw z przypadku...
"Świetlicki jest delikatny delikatnością ojca kibicującego swemu dorastającemu synowi, który kroczy niepewnie od jednego zniszczenia do drugiego ...