Najnowsza książka autora “Oskara i Pani Róży” oraz “Małych zbrodni małżeńskich” podzielona jest na dwie powiązane ze sobą tematycznie części. Są to: “Noc w Ogrodzie Oliwnym” oraz “Ewangelia według Piłata”.
W pierwszej części widzimy Jezusa parę godzin przed swoją ofiarą. Przeżywa On typowe lęki człowieka w obliczu zbliżającej się śmierci. Chce, żeby “zabili Go szybko i umiejętnie”- żeby długo nie cierpiał. Zastanawia się, czy Jego życie nie mogłoby się inaczej potoczyć. Mówi:
“Dziś wieczór mógłbym być gdzie indziej. W domu, którego nie mam, czekałaby żona, której także nie mam, a w drzwiach, zachwycone, że znów widzą ojca, kędzierzawe i uśmiechnięte maluchy. Tymczasem na co mi przyszło: czekać w tym ogrodzie na śmierć, która przejmuje mnie strachem”.
Wspomina swoje życie, które na początku było całkiem zwyczajne. Bajkowe dzieciństwo ze snami o lataniu, okres dojrzewania, początki dojrzałości... Widzimy Jezusa bardzo ludzkiego. Ma na pewno dobre serce. Po śmierci ojca, którego długo opłakiwał, mówi każdemu, kogo napotka, że go kocha. Ludzie Go nie rozumieją i wyśmiewają, lecz On nie potrafi się powstrzymać. Zatroskanej matce tłumaczy: “Ale...mamo, lepiej nie tracić czasu i mówić im, że się ich kocha, bo przecież mogą umrzeć, no nie?”. Przypominają się w tym miejscu nieodparcie słowa księdza Twardowskiego “Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą”. Tak właśnie rozumował Jezus w książce Schmitta. Prócz dobrego serca ma jednak również typowo ludzkie słabości i wady. Jest niesfornym uczniem. Nauczyciele go nie lubią, bo zadaje setki kłopotliwych pytań. Po śmierci ojca przejął jego miejsce w warsztacie, ale był bardzo słabym cieślą (nie musiał jednak bać się konkurencji- w okolicy nie było żadnych innych warsztatów ciesielskich). Ludzie jednak ciągnęli do Niego, ponieważ umiał słuchać i udzielać mądrych rad. Zajęty pracą i rozmową z ludźmi, z początku ku utrapieniu bliskich nie chce się ożenić. Kobiety traktuje jak zwykłe partnerki do rozmowy do momentu, gdy pojawi się w Jego życiu Rebeka. Zrywa z nią jednak w dniu zaręczyn, gdy ta każe wyrzucić żebraka z dzieckiem, zakłócających im tę uroczystą chwilę. I tak spokojnie i zwyczajnie upływają Jezusowi kolejne dni. Wszystko się zaczyna zmieniać, gdy Jan Chrzciciel rozpoznaje w nim dawno wyczekiwanego Mesjasza. Jezus nie jest w stanie w to uwierzyć. Gdy Jan ogłasza ludziom zebranym na brzegu Jordanu tę radosną nowinę, mdleje ze strachu. Stara się odrzucić wszelką myśl o swej ewentualnej boskości. Czuje się przecież zupełnie zwyczajnym, szarym, przeciętnym człowiekiem. W końcu ucieka na pustynię w nadziei, że w samotności odkryje, kim naprawdę jest. Wtedy właśnie przeżywa magiczną chwilę. Jak ona wyglądała? Popatrzmy.
“Wtedy powoli dokonała się przemiana. Byłem sobą i nie byłem sobą. Miałem ciało i już go nie miałem. Nadal myślałem, ale już nie mówiłem o sobie “ja”. Znalazłem się w oceanie światła. Tam było ciepło. Tam rozumiałem wszystko. Tam czułem absolutną ufność. Dotarłem do kuźni życia, do środka, do jądra, gdzie wszystko się stapia, tworzy i przesądza.”
To mistyczne doświadczenie jest zaskakująco podobne do tego, co przeżył sam Schmitt. Właśnie na pustyni doświadczył On, który mówił sam o sobie “wychowałem się jako ateista w rodzinie ateistów”, po raz pierwszy obecności Boga. Wsłuchajmy się w Jego słowa zamieszczone w przedmowie do książki:
“Zgubiłem się. O siódmej zapadła noc, zerwał się wiatr, powiało chłodem- znalazłem się sam, o kilkaset kilometrów od najbliższej wioski, bez wody i jedzenia, przerażony, skazany na rychłą śmierć i rozszarpanie przez sępy. Jednak zamiast wpaść w panikę, położyłem się na ziemi, pod niebem, które wyciągało do mnie gwiazdy wielkie jak jabłka, i poczułem przeciwieństwo strachu: ufność. Podczas tej ognistej nocy przeżyłem mistyczne doświadczenie, spotkanie z Bogiem transcendentnym, który mnie uspakajał, który mnie uczył i który dawał mi siłę tak wielką, że nie mogła pochodzić ode mnie. Rano, niczym ślad odciśnięty w najtajniejszym zakątku mojej jaźni, znalazłem wiarę. Prezent. Łaskę. Olśnienie. Teraz będę mógł umrzeć w wierze albo żyć w wierze.
Przeżyłem...”
Wracając do tekstu- właśnie czas spędzony na pustyni (przez 40 dni wciąż zagłębiał się w siebie, by od nowa przeżywać to doświadczenie, aż zadecydował, że chce wrócić do ludzi) dała Jezusowi siłę do pełnienia swojego boskiego posłannictwa. Jednak nadal ma typowo ludzkie wątpliwości. Gdy ostatniego dnia na pustyni widzi węża, zastanawia się, czy to Bóg do Niego przemawiał, czy też Szatan Go kusił podsuwając myśl o boskości. Szuka racjonalnego wytłumaczenia czynionych przez siebie cudów (podejrzewa nawet, że niektóre z nich apostołowie wyreżyserowali). O ludziach wierzących w Jego moc mówi ironicznie:
“Ludzie ciągnęli do mnie jak krowy do wodopoju, bez zastanowienia.
Leczysz może choroby skóry?
A masz coś na porost włosów?
Gdy w końcu zbliża się czas Jego ofiary, nie ma w nim ufnego oddania się woli Boga. Jest wtedy słaby, przerażony, pełen wątpliwości. Myśli sobie w duchu:
“Czy dotrę jeszcze do źródła miłości, kiedy mnie będą biczować? Kiedy przybiją mnie do krzyża? A co będzie, jeśli ból zamknie mi dostęp do źródła? Jeśli zostanie mi tylko głos, słaby ludzki głos, by krzyczeć, gdy będę konał?”
Przypomina się tu nieodparcie wiersz Tomasza Jastruna “Na krzyżu”:
Patrzył w niebo
Było puste
I zrozumiał
Że jest człowiekiem
Chwycił go za gardło strach
Zawyły gwoździe
W jego stopach i dłoniach
Lecz chyba nie mniej bał się
Gdy przed laty
Poczuł
Że jest Bogiem
I że musi iść
Przed siebie.
Można by się zastanawiać- czy obraz Jezusa pełnego ludzkich słabości nie obraża uczuć religijnych? W końcu większość chrześcijan postrzega Go tylko w aspekcie boskości. Ale przecież przybrał On ludzkie ciało. Zamieszkał wśród nas, przeżywał radości i troski dnia codziennego. Zresztą na kartach Ewangelii widzimy Go czasem “z ludzką twarzą”. Pełen gniewu wyrzuca kupców ze świątyni. Płacze nad Łazarzem. W Ogrodzie Oliwnym pod wpływem strachu poci się krwią i pragnie, żeby Bóg “oddalił od Niego czarę goryczy”. Taki ludzki Jezus jest chyba bliższy naszemu sercu niż obojętna doskonałość.
Druga część książki- “Ewangelia według Piłata”- dzieje się trzy dni później, w dniu zmartwychwstania Jezusa. Do uszu Piłata dociera wiadomość, że Jego grób stoi pusty. Zaniepokoiło go to bardzo. Jest pewny, że ciało po prostu ukradzione, ale wie o wierze w zmartwychwstanie i boi się, żeby nie wybuchły zamieszki. Oddajmy zresztą głos Piłatowi:
“Nie wyobrażasz sobie ogromu kłopotów, jakie czekają nas, jeśli natychmiast nie odnajdziemy tej padliny. Jeśli pozwolimy, by wierzono, że magik sam wrócił do życia, że sam odsunął kamień ze swojego grobu, sprawcy tej kradzieży gotowi rozpętać ruch o takiej sile, że wkrótce lud Izraela będzie miał na ustach tylko imię Jeszui. Albowiem tutaj sekty religijne zawsze podszyte są polityką”.
Piłat poszukuje więc desperacko sprawców domniemanej kradzieży. Z początku głównymi podejrzanymi są oczywiście apostołowie. Oni jednak są przerażeni i niczego nieświadomi. Pomysł, że to Herod ukrywa ciało, też okazał się nieprawdziwy, bowiem leży on w łóżku ciężko chory. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy roznoszą się wieści, że coraz więcej osób widziało Jezusa żywego. Piłat początkowo myśli, że Jego rolę odgrywa sobowtór. Ten trop również okazuje się fałszywy. Snuje więc kolejną hipotezę- Jezus wcale nie umarł na krzyżu! Przecież konanie w taki sposób zajmuje nieraz wiele dni, a tu już po paru godzinach zawiadamiają o śmierci i proszą o możliwość pochowania ciała! Pewnie ukryli Go w grobie ciężko rannego, ale nie martwego, żeby doszedł do siebie. Piłat wierzy w tę hipotezę święcie aż do czasu, gdy zabrany przez apostoła do pustego grobu Jezusa traci przytomność. Korzenie i pachnidła mające odkażać grobowiec tworzą bowiem tak zabójczą atmosferę, że ranny w żaden sposób nie mógłby przeżyć. Gdy Piłat doszedł do siebie, apostoł przekazał mu list od żony (która była zresztą jedną z osób cudownie uzdrowionych). Uwierzyła ona w zmartwychwstanie i poszła do Nazaretu, żeby spotkać się z Jezusem. Piłat ruszył więc w drogę, by ją odnaleźć. Podczas swej wędrówki przeżywa mistyczne doświadczenie. Jak mówi:
“Z każdym dniem coraz bardziej odczuwam siłę, wielką, niebezpieczną, wspaniałą, która pcha tłumy idących. Ta siła sprawiająca, że mają jasne oczy, pogodne czoło i niestrudzone nogi, to Dobra Nowina. Zaczynam właśnie pojmować, co przez to rozumieją”.
Pod koniec drogi dociera pod górę Tabor. Widzi wielką jasność, ale nie dostrzega, co dzieje się na wierzchołku. O Jego przemienieniu i odejściu mówią mu schodzący z góry pełni radości apostołowie. Niedługo potem odnalazł żonę. Wrócił do zwykłych, codziennych obowiązków, ale nie był już taki sam. Dokonała się w nim wewnętrzna przemiana. Uwierzył, że “istnieją rzeczy, których nie można pojąć”.
Obie części książki łączy wspólny mianownik. Są to historie ludzi, których na początku przerosła Tajemnica. Jezus odrzucał myśl o swojej boskości. Piłat nie umiał uwierzyć w zmartwychwstanie. Oboje szukali racjonalnych wyjaśnień. Aż w pewnej chwili odnaleźli w sobie głos Boga. Nie przestają być ludźmi ze swoimi słabościami, ale ich życie zyskuje nowy wymiar, inną jakość. Fascynująca lektura.
Kalina Beluch
Życie to coś więcej.Więcej niż rola do odegrania. Niż religia i konwenanse. Więcej niż mąż i dziecko. Pieniądze i sława.Trzy kobiety. Gwiazda filmowa,...
Mężczyzn trzeba doprowadzać do granic możliwości, aby zobaczyć, co im w duszy gra. Wolność wtedy tylko istnieje, kiedy się z niej korzysta. Nie trzeba...