Recenzja książki: Mój pies, moja świnia, moje życie

Recenzuje: Izabela Mikrut

Prowokacyjno-zaczepny tytuł książki Arnolda Stadlera („Mój pies, moja świnia, moje życie”) w połączeniu z kontrowersyjną okładką (kawałek kiełbasy i szkic świni na tle kopuły Bazyliki Świętego Piotra) i w zestawieniu z pozornie nieco absurdalnym wyjaśnieniem genezy tego tytuł, zapowiada doskonale zawartość omawianej pozycji.

Niemiecki pisarz, przyjmując konwencję memuarów, przedstawia życie i karierę (a raczej – pseudokarierę) A. A pochodzi z „dynastii handlarzy prosiąt”, z rodziny Schwanzów (nazwisko to oznacza świński ogon). Połączenie słowa „dynastia” konotującego co najmniej królewskie pochodzenie i z mało wzniosłym zawodem to pierwszy wskaźnik gorzkiej groteski, na jaką będziemy natrafiać podczas lektury. Stadler bezustannie zderza wybitność i patos z przyziemnością i ośmieszeniem. Przez całą książkę prowadzi dosyć ryzykowną grę. Próbuje na przemian szokować, zachwycać i wzbudzać niesmak. Trudno powiedzieć, która z tych tendencji ostatecznie zwycięży, prawdopodobnie będzie to zależało od wytrzymałości czytelników.

Utwór dzieli się (przynajmniej pod względem zawartości) na trzy części, mimo że w zasadzie stanowi jedną długą opowieść. Pierwsza część to dzieciństwo potomka handlarzy świń, pobyt w Schwackenreute, gdzie, na skutek kojarzenia krewniaczego, rodzą się karły („wegetowały zapewne w swojej małej komórce w stajni. Były przecież tak małe, że nie do końca istniały na świecie”). To obraz zacofania i nędzy, siedlisko bolesnych czy wstydliwych wspomnień. Zbiór tradycji, ale i skandali. Schwackenreute – wbrew temu, co sądzi się o idealizowaniu „kraju lat dziecinnych” nie budziło cieplejszych uczuć. „Nie było ani jednego człowieka, który sam z siebie przyjechałby do Schwackenreute; tylko kilkoro uchodźców po drugiej wojnie światowej znalazło drogę do nas albo zabłądziło. Niebawem znowu uciekli”. We wspomnieniach, „tych bólach poporodowych” powraca natrętny refren o A. – siedmioletnim dziecku, które wciąż robiło w spodnie. Mieszkańcami Schwackenreute – a raczej ich językiem – interesuje się tylko filozof, Heidegger, za sprawą swojego kuzyna – handlarza bydłem. A ponieważ w tej wsi „ludzie szli chorzy przez życie, wychudzeni albo otyli, zdegenerowani z powodu kojarzenia krewniaczego albo suchotniczy”, bohater zapragnął uciec. W tym celu postanowił zostać papieżem.

Tak otwiera się druga część książki Stadlera. Droga do realizowania marzeń. A. przedziera się przez szkoły o aryjskich tradycjach, echa Trzeciej Rzeszy odbijają się w marginesowych uwagach. Aż wreszcie przychodzi czas na Rzym.
Obraz Watykanu przypomina wynaturzony zestaw wszelkich możliwych uchybień i grzechów. Duchowni rozmiłowani w uciechach cielesnych, totalitaryzm, skostniałe przepisy i śmieszne tradycje, zachowywanie pozorów świętości przy jednoczesnym korzystaniu z uciech  świata – Stadler ośmiesza centrum Kościoła katolickiego widziane jako siedlisko zła, przytaczając coraz więcej argumentów. Przepisy rządzące Watykanem nazywa wręcz absurdem lub „cyrkiem świętym”.

Wreszcie, po rezygnacji ze zdobywania święceń, stary ubogi kawaler A. zostaje mówcą pogrzebowym. Piętnaście lat studiów teologicznych poszło na marne, dawni przyjaciele odwracają się od A. Zbieg okoliczności pozwala mu upozorować własną śmierć. Czy jednak zdobędzie się na rozpoczęcie nowego życia?

„Mój pies, moja świnia, moje życie” to książka dręcząca i irytująca. Neguje wszystkie pozytywne wartości i pozbawia nadziei. To opowieść o zatraceniu ideałów, kryzysie wiary i ucieczce od siebie. „Musiałem znaleźć się na drugim końcu świata mnie samego. Wiedziałem, że aby siebie uratować, muszę uciec od siebie, muszę opuścić siebie, trzymać się z dala od takiego człowieka jak ja”.

Kup książkę Mój pies, moja świnia, moje życie

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Mój pies, moja świnia, moje życie
Książka
Reklamy