Szczęście, nieszczęście, radość, ból istnienia
Temat szczęścia jest zawsze popularny, niezależnie od zakątka ziemi, stanu posiadania czy czasów w których się o nim rozmyśla. Bo któż z nas nie chciałby być szczęśliwym? Tylko co to tak naprawdę znaczy? Szczęście zdaje się być ulotnym, nietrwałym stanem, zwiewną jak mgiełka efemerydą. Leżymy zadumani, wydaje się, że jest cudownie, a za chwilę coś złośliwie gniecie nas w plecy, a niepokojące myśli, przybyłe z jakichś zakamarków pamięci, zaprzątają rozleniwiony, zrelaksowany aż do tej pory umysł. Na rynku jest mnóstwo poradników, których jedynym celem, jak głoszą krzykliwe słowa z okładki, jest pomóc nam osiągnąć stan niekończącej się szczęśliwości. Poradniki, powieści czy przepastne rozprawy odmieniają słowo szczęście przez wszystkie możliwe przypadki. A życie, nieświadome tych dogłębnych analiz, toczy się dalej. Wokół nas, tak się przynajmniej zdaje, króluje raczej nieszczęście, niezadowolenie i cierpienie.
Po co więc kolejna książka na temat szczęścia? Przyznam, że tego typu opracowania zawsze biorę do ręki z dużą dozą sceptycyzmu. Nie lubię prostych jak cep recept na niekończącą się radość, spełnienie, zadowolenie, bycie bogatym, zdrowym czy wiecznie młodym. Ta pozycja taka nie jest. Nie jest zbiorem dobrze i prosto brzmiących odpowiedzi. Jest zapisem rozmów dwóch osób o całkiem odmiennym doświadczeniu życiowym. Jedną z nich jest praktykujący lekarz psychiatra Dominique Megglé. Drugą sędziwy zakonnik z przygotowaniem psychologicznym Amedee Hallier. Różne doświadczenia, różne podejście do tematu, spojrzenie z odmiennych pozycji na wybrane istotne problemy współczesności. Wykształcony lekarz, mężczyzna w sile wieku, uzbrojony jest w metody i język nowoczesnej medycyny. Mnich, staruszek u kresu życia, uzbrojony jest głównie w przemyślenia i własne doświadczenie.
Jakie są myśli i punkty widzenia tych osób? Podstawowym źródłem cierpienia człowieka jest, mocno upraszczając, zgorzknienie wynikające z rozczarowania rzeczywistością. Rzeczywistość nie spełnia naszych oczekiwań. Zawsze coś idzie nie po naszej myśli, oczekiwania przerastają możliwości spełnienia. Pojawiają się lęk, niepokój, brak akceptacji siebie i świata takim jakimi są, a to może być pośrednią lub bezpośrednią przyczyną chorób, nie tylko tych o podłożu psychicznym. W tej diagnozie otaczającego nas świata obaj rozmówcy są zgodni. Ludzie, którym obiektywnie żyje się stosunkowo nieźle, przynajmniej pod względem materialnym i poczucia bezpieczeństwa, są niezadowoleni. Nerwica lękowa dotyka od 10% do 25% populacji krajów wysokouprzemysłowionych. Na miejsce takich plag jak głód, wojna, choroby, w umyśle, który nie znosi pustki wyrastają "chwasty niezadowolenia". Z tego, że czegoś nie mamy, że kimś nie jesteśmy, że czegoś nie osiągnęliśmy. Wychodząc z różnych założeń i przyjmując różne podejście do tych samych spraw rozmówcy wyciągają podobne wnioski, stawiają zbliżone diagnozy. Postawić diagnozę jest jednak czasami łatwiej niż pomóc. Autorzy proponują pewne ogólne rozwiązania, choć prostych dróg osiągnięcia szczęścia (dla każdego) po prostu nie ma. Są co najwyżej możliwości z których możemy skorzystać umiejętnie przystosowując je dla siebie. Wymaga to codziennej, nieustannej pracy, tak niepopularnego w dzisiejszych czasach wysiłku.
Zakonnik patrzy na rzeczywistość przez pryzmat wiary. Naukowiec przez pryzmat nauki, i paradoksalnie, wiary w jej teoretycznie obiektywne możliwości. Psychiatria jako nauka nie wie co to szczęście koncentrując się raczej na teoriach nieszczęścia. Jako nauka nie potrafi odpowiedzieć na pytania egzystencjalne: o sens życia, cierpienia, zło, śmierć, nadzieję. Psychiatra zauważa, że większość chorych poszukuje u niego odpowiedzi dotyczących sensu bytu. On może je dać tylko jako człowiek, a nie jako lekarz-naukowiec. Nie taki jest bowiem cel nauki. Na pytanie o sens daje jedynie etykietkę i pigułkę, nazwę choroby i lek, który może pomóc lub nie. Słowa i chemiczny specyfik, który w zasadzie nie leczy przyczyn. Książka nie jest pełnym radosnego szumu poradnikiem osiągnięcia szczęścia w weekend i nie jest zbiorem gotowych do realizacji recept na udane życie. Jest refleksją sięgającą rzeczywistych źródeł niektórych ludzkich problemów. Mówi o tym czego większość ludzi stara się unikać jak ognia - zastanawianiu się po co żyjemy, co chcemy osiągnąć, kim jesteśmy. Stara się uporządkować fakty. Ukazać ciągle żywe, atrakcyjne i pięknie brzmiące mity. Większość z nas wie, że życie i szczęście nie są ani proste, ani łatwe. Nie da się osiągnąć tego miłego stanu połykając rano małą niebieską pigułkę.
Trudno być szczęśliwym bez miłości i nadziei. Ciekawa, przynajmniej dla mnie, jest pewna obserwacja pojawiająca się w trakcie lektury: więcej radości i poczucia życiowego spełnienia jest w mnichu staruszku niż w uznanym, niestarym jeszcze lekarzu. Życie zakonnika wydaje się jakże ubogie i stracone w opinii większości współczesnych ludzi. Odrzuca to co większość tak ceni: sławę, podziw, bogactwo. Jest za to zwyczajnie, prosto zadowolony ze swojego życia.