Recenzja książki: Misja SZCZENIAK. Pozdrowienia z Bagdadu

Recenzuje: mrowka

„Na mocy rozkazu operacyjnego nr 1-A zabrania się żołnierzom posiadania żywych maskotek, przygarniania wszelkich zwierząt domowych lub dzikich, opiekowania się nimi oraz ich dokarmiania”. Ten wyimek bezdusznego regulaminu powtarzają sobie żołnierze przebywający na misji w Iraku. Przygarnięte przez nich zwierzęta na mocy rozkazu mają zostać zabite. Wie o tym doskonale podpułkownik Jay Kopelman – jest on w końcu żołnierzem piechoty morskiej od 1992 roku (wcześniej służył zaś w marynarce wojennej). Marines są szkoleni na twardzieli, muszą reagować odruchowo, wiedzieć jak zachować się w chwilach zagrożenia. Nie mogą wahać się przed zabiciem żywej istoty – nieważne, człowieka czy zwierzęcia. I mimo doskonałej znajomości regulaminu, mimo automatycznych reakcji, mimo świadomości konsekwencji – podpułkownik Kopelman decyduje się na przygarnięcie malutkiego szczeniaka znalezionego w jednym z opustoszałych budynków przez żołnierzy z jego oddziału, z oddziału Lava Dogs. Zmęczony, z nerwami napiętymi do granic możliwości, Kopelman zostaje we własnym stanowisku dowodzenia zaatakowany przez małą futrzaną kulkę – śmiesznie warczącego pieska. Kopelman zauważa ze zdumieniem, że tą bojową postawą psiak próbuje zamaskować strach. Zwierzę błyskawicznie zaskarbia sobie sympatię i przyjaźń twardych marines – szybko staje się jasne, że zawojowało groźnych żołnierzy.

 

„Ale najlepsze jest to, jak ci marines, ta elita, te dobrze naoliwione maszyny do zabijania, które teoretycznie w każdej chwili na sto różnych sposobów mogą pozbawić drugiego człowieka życia, stają się nagle w obecności takiego małego stworzenia najzwyklejszymi ludźmi pod słońcem”.

 

Nagle okazuje się, jak bardzo potrzebne było żołnierzom zwierzę do kochania – to mały Lava pozwalał im odpocząć od trudów wojny, przypominał o pozostawionych w kraju bliskich, odwracał uwagę walczących od ponurej codzienności, przynosił wytchnienie. Marines cieszyli się każdą chwilą spędzoną z psiakiem – z radością przyjmowali fakt, że Lava atakuje ich buty, śpi w hełmach i obgryza sznurówki, wzruszali się, kiedy psiak załatwiał się na elementy ich garderoby.

 

„Ten pies jest jak postać z kreskówki puszczonej w przyspieszonym tempie. Ciągle za czymś goni, coś żuje, kręci się, wsadzając łeb, gdzie się da. Tropi cienie, pyłki kurzu i zwinięty w kulki papier. W niecałe dwie minuty potrafi zjeść cygaro i zawlec kamizelkę kuloodporną z jednego końca pokoju na drugi. Ten mały smarkacz jest po prostu w nieustającym ruchu. Jeśli nie ciągniesz go właśnie za sobą, bo akurat wbił się zębami w twoje sznurówki, to siedzi na dachu zaplątany w kable lub zawieruszył się i piszczy w czyimś plecaku”.

 

Nietrudno się domyślić, jak bardzo Lava zmienia życie żołnierzy. Maskotka oddziału skupia na sobie uwagę marines i staje się doskonałym PSYchoterapeutą, rozładowuje stres i przynosi odprężenie przebywających na misji. Ale wciąż problemem pozostaje rozkaz operacyjny nr 1-A – jeśli Lava zostanie odnaleziony, zginie. Niebezpieczeństwo czai się we własnej armii. Psiaka trzeba wydostać z Iraku, rozpoczyna się więc dramatyczna walka o ocalenie jednego małego życia. Żeby można było przetransportować Lavę do Ameryki, pies musi mieć wszystkie szczepienia i dokumenty. Muszą się znaleźć ludzie dobrej woli, odważni i oddani sprawie. Musi się udać skoordynowanie kilku różnych akcji i tras kierowców, którzy przewiozą zwierzę przez kolejne strefy Iraku. Trzeba wręczyć moc łapówek i liczyć się z możliwością niepowodzenia operacji. Nie wolno jednak przecież zostawić przyjaciela w potrzebie. Zwierzeniom Kopelmana kształt nadała Melinda Roth.

 

Czas więc zatrzymać się nad stylem opowieści. To historia przedstawiona przez wojskowego, pierwszoosobowa narracja nasuwa skojarzenia z pamiętnikiem czy listem (na to wskazywałby także nieco ironiczny, jakby „wakacyjny” podtytuł – „Pozdrowienia z Bagdadu”), są także w książce zwroty do Melindy – co sugerowałoby formę mówioną, bezpośrednią ustną relację. Starała się bardzo Melinda Roth, żeby odzwierciedlić czy imitować sposób mówienia żołnierza przy jednoczesnym nadaniu historii literackości. Objawia się to w suchym bezemocjonalnym stylu, zasypywaniu czytelników informacjami technicznymi – mniej więcej w połowie książki bohaterem przestaje być szczeniak, na pierwszy plan wychodzą rozmaite organizacje mogące pomóc w uratowaniu Lavy oraz szczegóły logistyczne.

 

Upraszczając – w pierwszej części widać pióro Roth – to tu w charakterystyce psiaka przebija pewna czułość i tkliwość, w drugiej ciężar narracji „przejmuje” Kopelman – Melinda Roth nie da rady uatrakcyjnić opowieści, relacja staje się więc bardziej rzeczowa a mniej uczuciowa. Przy tym wszystkim tło stanowi obraz Iraku – zachowanie miejscowych żołnierzy, trudności, z jakimi boryka się armia czy kwestie zaopatrzenia. Niekonwencjonalny, wzruszający i, nie ukrywajmy, medialny wizerunek amerykańskich marines i mały, nadpobudliwy szczeniak zachowujący się jakby mówił „zaraz skopię ci tyłek”, piesek, który zawojował serca twardzieli – to zapewnia „Misja szczeniak”

Kup książkę Misja SZCZENIAK. Pozdrowienia z Bagdadu

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Misja SZCZENIAK. Pozdrowienia z Bagdadu
Autor
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy