Komiks „Mikropolis. Przewodnik turystyczny” Krzysztofa Gawronkiewicza i Dennisa Wojdy to świetny zbiorek krótkich, absurdalnych historyjek z życia mieszkańców pewnego niezbyt dużego miasteczka. W kolejnych obrazkach odbijają się mocno przerysowane wady, zachowania, przyzwyczajenia i typy osobowości ludzi, jakich każdy z nas może spotkać na co dzień. To album bardzo dowcipny, który wielu dorosłych czytelników z pewnością rozbawi i wprawi w dobry nastrój.
Album ten nie posiada tak naprawdę spójnego wątku łączącego poszczególne opowieści. Autorzy pragną raczej ukazać małomiasteczkową codzienność. Rodzice chodzą do pracy, dziadkowie (a szczególnie – babcia jednego z głównych bohaterów dziecięcych, Ozrabala) – na pobliski bazarek, pomagając wychowywać najmłodszych, dzieci zaś bawią się, rozrabiają i uczą. Nie w szybko biegnącej akcji tkwi więc największa siła komiksu. Opowieść jest bardzo fragmentaryczna, jednak poszczególne wątki związane z różnymi bohaterami co pewien czas powracają, przeplatając się ze sobą i składając na znakomitą całość.
Autorzy dają się poznać jako baczni obserwatorzy rzeczywistości. Zaprezentowane na kartach albumu sytuacje z pozoru tylko wydają się kompletnie absurdalne i nierzeczywiste. Po chwili przemyślenia orientujemy się, że stanowią one echo typowych zachowań znanych nam z codziennego życia, że tak naprawdę to tylko nieco przerysowane – nie zawsze pozytywne – sytuacje, które są nam całkiem bliskie. Ot, choćby dzieci w ramach pędu do wiedzy faszerujące domowe zwierzątka tabletkami dziadków czy terroryzujący młodsze dzieci „spadochroniarz” ze starszej klasy.
Głównym atutem, największą zaletą tych opowieści są znakomicie zarysowani bohaterowie. Każdy z nich posiada cechę, która od razu wybija się na pierwszy plan i pozwala czytelnikowi zbudować całościowy portret psychologiczny, uproszczoną charakterystykę, pozwalającą odróżnić daną postać od innych. Bohaterowie, w swej karykaturalności są jednak bardzo prawdziwi, autentyczni, wiarygodni. Mamy tu więc nadgorliwą uczennicę Zosię – stereotyp szkolnego „kujona”, niespełnionego poetę, który do Mikropolis przybywa w poszukiwaniu natchnienia i śladów dawnych mistrzów, zajętych pracą rodziców, dziecko dorobkiewiczów, które nie ma kochającej babci, nie jest na co dzień wychowywane, ale za to może mówić, że jego rodzice „mają kupę forsy”. Nie mogło zabraknąć również ulubionego bohatera dowcipów czy programów satyrycznych – starszej pani, przedstawicielki cywilizacji „moherowych beretów”. Co jednak mocno zaskakuje, babcia Ozrabala przedstawiona jest nadzwyczaj ciepło. Obdarzona jest życiową mądrością, która – choć nie zawsze przystaje do naszych czasów – na pewno choćby po części przyda się wnukowi w dorosłym życiu. To prawda, że jej dylematy czasami są absurdalne – na przykład pozwala wypić wnukowi trzecią szklankę mleka wyłącznie pod warunkiem, że nie będzie miał do niej pretensji, iż z tego powodu coś mu w życiu nie wyjdzie.
Trudno streszczać tu poszczególne opowiastki. Wszystkie je łączy niecodzienny, mocno absurdalny dowcip, czasem opierający się na słownej grze i rozbijaniu frazeologizmów, czasem na przerysowaniu rzeczywistości w celu napiętnowania ludzkiej głupoty czy przywar, a czasem budowany na zasadzie dowcipu sytuacyjnego.
Również styl rysowników jest bardzo charakterystyczny i od pierwszego rzutu oka rozpoznawalny. Może miejscami przypomina nieco kadry z kreskówki „Trio z Belleville” czy komiksów „Jeż Jerzy” – rysy postaci w podobny sposób są bowiem uproszczone, nierealistyczne – bohaterowie są także w warstwie graficznej po prostu przerysowani. Tło i krajobraz również sprowadzają się do najważniejszych elementów – wypełniają je barwne plamy czy kilka prostych kresek. Barwne ilustracje przeplatane są fragmentami szkiców roboczych, swego rodzaju notatek z miasteczka Mikropolis, które pozwalają pokazać ewolucję, jaką komiks przeszedł od czasu powstania.
Mimo nasuwających się z miejsca skojarzeń z popularnym miasteczkiem South Park, komiks Wojdy i Gawronkiewicza różni się od niego niemal w każdym calu. Jedynym punktem stycznym jest krytyczny stosunek do rzeczywistości. Gdy jednak twórcy „South Parku” skupiają się na tym, co najgorsze, najbrzydsze, najbrudniejsze, najbardziej brutalne i wulgarne, Wojda i Gawronkiewicz owszem, piętnują ludzkie wady, jednak potrafią pokazać również to, co w każdym człowieku dobre, pozytywne. „Mikropolis…” to więc komiks, którego urok w pełni docenią jedynie dorośli, to świetna opowiastka o naszej codzienności, to przerysowany obraz ludzi, których spotkać możemy na ulicach naszych miast – to sposób na odkrycie nowego spojrzenia na to, co nas otacza. To zachęta do traktowania absurdów codzienności z przymrużeniem oka – i trzeba przyznać, że przedsięwzięcie to udaje się znakomicie.
Matki, nie czytajcie tego swoim dzieciom! Dzieci, nie czytajcie tego swoim misiom! Licealistki, nie czytajcie tego przed snem! Drugie rozszerzone wydanie...