Miasto świętych i złodziei to wciągający thriller nie tylko dla nastolatków, dotykający najbardziej palących problemów dzisiejszej Afryki.
Gdy matka Tiny została zamordowana, dziewczyna postanowiła zniknąć. Znalazła dla swej przyrodniej siostry, Kiki, bezpieczne schronienie, a sama dołączyła do Goondan - młodzieżowego gangu, złożonego z sierot i dzieci ulicy. Teraz pragnie zemsty. Tyle, że podczas akcji mającej na celu ujawnienie wszystkich tajemnic i brudów Rolanda Greyhilla, kochanka matki, którego Tina obwinia o jej śmierć, nic nie idzie tak, jak powinno. To, co miało być przedsięwzięciem najzupełniej rutynowym, okazuje się początkiem wielkiej podróży, podczas której Tina będzie musiała zmierzyć się z tajemnicami matki i własną przeszłością.
Przede wszystkim Miasto świętych i złodziei to bardzo sprawnie napisany, zgodny z regułami gatunku, rasowy thriller. Debiutująca tą powieścią Natalie C. Anderson potrafi umiejętnie budować atmosferę i trzyma czytelnika w napięciu aż do ostatnich stron. Niezbyt długie rozdziały, wyraźny, dość szybki rytm narracji, wiele krótkich zdań, cliffhangery i kolejne zwroty akcji - warsztatowo powieść ta okazuje się zaskakująco dopracowana - szczególnie jak na debiut. Oczywiście, momentami zaskakiwać może, jak łatwo nastoletnie dzieciaki radzą sobie z kolejnymi wyzwaniami, przedostając się przez ogarnięte wojnami plemiennymi terytoria czy łamiąc najdroższe zabezpieczenia w luksusowych apartamentach, jak szybko rozwiązują kolejne problemy, jednak powiedzieć trzeba, że to nie fabuła i nie wątek sensacyjny są w powieści Natalie C. Anderson najbardziej interesujące.
Autorka pracowała w organizacji działającej na rzecz uchodźców i swe doświadczenia wykorzystuje, by ukazać los osób, które uciekły z ogarniętego wojną Konga, by dotknąć problemów, jakie toczą współczesną Afrykę, której spora część ogarnięta jest wojnami plemiennymi. Natalie C. Anderson pisze o wykorzystywaniu dzieci, o dramatycznym losie osób pracujących przy wydobyciu złota, o afrykańskich kobietach, które nawet przez moment nie mogą czuć się bezpieczne, o gwałtach i zmuszaniu kobiet do prostytucji, które są tu na porządku dziennym. To dzięki społecznej wymowie książka Natalie C. Anderson jest tak autentyczna i tak bardzo poruszająca.
W swojej powieści Anderson odwołuje się do rozmaitych konwencji. Momentami tempo akcji przypomina nieco fabułę przygodowej gry komputerowej. Autorka przytacza kolejne zasady rządzące życiem ulicznych złodziei żyjących w Sangui (nieistniejące miasto w Kenii), otwierając pierwsze rozdziały swej książki wyimkami ze swoistego kodeksu przestępcy i ilustrując w nich zasadność poszczególnych reguł. Dzięki temu zabiegowi czytelnik bardzo szybko pogrąża się w powieściowym świecie, by po lekturze kilkudziesięciu stron nie chcieć go opuścić. Z kolei gdy przychodzi do opisania najbardziej traumatycznych przeżyć, jakie stały się udziałem matki głównej bohaterki i jej przyjaciółki, Anderson ucieka się do konwencji nieco odrealnionej, mało szczegółowej, ale nie mniej przez to poruszającej anty-baśni. I jest to kolejny bardzo udany zabieg w jej książce.
Oczywiście, Miasto świętych i złodziei nie byłoby powieścią tak poruszającą, gdyby nie pełnokrwiści, wiarygodni bohaterowie. Bohaterowie często niejednoznaczni, uciekający się czasem do niezbyt czystych środków, by zapewnić bezpieczeństwo lub dobrobyt sobie czy swoim bliskim, pełni wątpliwości, nękani kolejnymi dylematami, zmuszeni czasem do wybierania „mniejszego zła”. To dzięki nim przekonujemy się, że zbyt szybkie osądzanie kogoś może okazać się zgubne. I że zemsta nie niesie ulgi. Niby nie nowe to wnioski, ale przecież nieczęsto tak zgrabnie wplatane w fabułę powieści sensacyjnych.