Wniebowstąpienie
Pewnie niejeden raz zastanawiałeś się, co by się stało i jak zmieniłoby się Twoje życie, gdybyś nagle ujrzał… Matkę Boską. I nawet, jeśli teraz gorąco zaprzeczysz, to nie uwierzę, że nie zastanawiałeś się chociaż raz, jak bardzo zmieniło się życie tych, którzy doświadczyli objawień w przeszłości. Pomijając różne bolesne konsekwencje tego cudu (jak palenie na stosie czy zamknięcie w zakładzie dla umysłowo chorych), część z tych wybrańców dziś osiągnęła status świętych. Dlaczego nie dołączyć do tej plejady gwiazd?
Może dlatego, że zazwyczaj daleko nam do posiadaczy kryształowo czystych dusz, a każdy ma tak naprawdę na sumieniu mniejsze czy większe grzeszki. To jednak nie przeszkodziło pewnemu „młodemu wilczkowi”, bohaterowi kontrowersyjnej książki Jarosława Stawireja, spotkać się oko w oko z Matką Boską, która zstąpiła z Nieba prosto do jego luksusowego apartamentu. Mogło by się wydawać, że brand manager w dużej, międzynarodowej korporacji kosmetycznej, dla którego liczą się tylko „skóra, fura i komóra” - oraz, oczywiście, „wypasiona laska” - jest najmniej odpowiednią osobą do dostąpienia tego rodzaju zaszczytów. Sam zresztą mówi o sobie: jestem bezbożnikiem i hedonistą. Piję alkohol, palę papierosy i zażywam narkotyki. Nadużywam też brzydkich wyrazów, uprawiam seks przedmałżeński, masturbuję się oraz czytam „Gazetę Wyborczą” (zamiast „Słowa na Niedzielę” - chciałoby się dodać). Mimo wszystko, Matka Boska obdarza go łaską. Zostałeś wybrany. Pójdziesz w Świat, głosić słowo Boże - mówi, zostawiając go z tym, zdecydowanie przerastającym większość ludzi, problemem na głowie. No bo - jak tu podbijać nowe rynki, wprowadzać nowe produkty, czy nawet podrywać kobiety, kiedy paskudne stygmaty krwawią w najmniej sprzyjających okolicznościach? Nic dziwnego, że mężczyzna, który w krótkim czasie traci pracę, mieszkanie i seksowną pogodynkę (czyli dziewczynę zredukowaną do roli łóżkowego dodatku, bez aspiracji na partnerkę do rozmowy), ląduje w szpitalu na terapii.
Jednak nawet elektrowstrząsy nie są w stanie wyleczyć z Matki Boskiej kogoś, kto ją faktycznie widzi. W tej sytuacji pozostaje jedynie popełnić samobójstwo. Tyle tylko, że późna wiosna to nie najlepszy czas na samotne przeniesienie się w zaświaty - każdy bowiem chce odejść w tak komfortowych warunkach, jakie zapewnia skok z mostu. Gorzej, jeśli na pomysł ten wpadnie więcej niż jeden desperat, a dodatkowo każdy z nich będzie się obawiał wykonania tego ostatecznego kroku…
W tym duchu toczy się reszta książki, a wszystkie trzy Księgi powieści (Wejścia, Zejścia i Lasu) utrzymane są w podobnym, sceptyczno-kpiarskim tonie. Z mostu samobójców, gdzie zgromadzeni na nim życiowi nieudacznicy po raz pierwszy zetknęli się z cudem, bohater trafia na satanistyczną ceremonię, czyli Czarną Mszę z Matką Boską w roli dziewicy, a następnie do leśnego sanktuarium. Będzie musiał sporo przemyśleć i posłużyć się największym darem wręczonym ludziom, jakim jest wolna wola. Wyzwoleniem od tego niestandardowego modelu życia może być jedynie Ostatnie Przymierze, zgodnie z którym Syn Boży (Stawirej zdecydował się również na wykorzystanie jego wizerunku) zwolni go z misji na Ziemi, ale w ramach umowy nie będzie już na świecie żadnych cudów, objawień i boskich interwencji. Co zatem zrobi mężczyzna - zapragnie powrotu swoich cudownych umiejętności i stanie się prawą ręką Jezusa, czy wybierze życie korporacyjnego szczura, gdzie zmęczenie zapija się kolejnym alkoholem z najwyższej półki?
Jarosław Stawirej kreśli nieco smutny obraz społeczeństwa, dla którego wartością stały się samochody, luksusowe domy i wakacje w kurortach. Jesteś typowym dzieckiem swoich czasów - mówi do naszego bohatera Jezus - Takich jak ty jest legion. I z każdym dniem przybywa, we wszystkich zakątkach globalnej wioski. Czas pastuszków się skończył, dzisiaj to twoje oblicze jest obliczem mojego ludu.
Autor sprytnie wykorzystał kontrowersyjny temat, połączył kilka wątków, zastawił na czytelnika kilka pułapek, ale mimo tych zabiegów Masakra Profana mnie nie przekonuje. Nie chodzi o stosunek do religii i przekraczanie pewnej umownej granicy, ale o chaos panujący w książce i brak ostatecznego szlifu. Tym sposobem powieści mówię: „nie”, choć wciągnęły mnie niezwykle plastyczny język autora i łatwość, z jaką oddał on egzystencjalne rozterki hedonisty-cudotwórcy. Z niecierpliwością czekam zatem na kolejną powieść autora, by zweryfikować ostatecznie swoje poglądy odnośnie do jego twórczości.