Znajdujemy się w krainach rządzonych przez bogów żywiących się wyłącznie światłem - Veltana i jego siostry Zelany. W krajach tych żyją zarówno zwykli śmiertelnicy, jak i na wpół ludzcy (potrzebujący normalnego pożywienia), na wpół boscy (obdarzeni nadnaturalnymi zdolnościami) Marzyciele. Nazwa ich wzięła się stąd, że mają prorocze sny, potrafią też dzięki marzeniom sennym do pewnego stopnia zmieniać rzeczywistość. Jeden z Marzycieli ma właśnie proroczy sen, w którym widzi dwie wielkie bitwy. Ziemiom Veltrana zagraża niebezpieczeństwo. Pierwszym z niebezpieczeństw są armie Vlagha - odrażającego władcy Pustkowia. Ma on do dyspozycji wszechmózg, który sprawia, że cokolwiek ujrzy jedna z istot, które wysyła na podbój innych ziem, widzą to pozostali członkowie armii. Istoty te są rodem z nocnych koszmarów - Vlagh kopiuje bowiem najlepsze rozwiązania (czytaj: najlepiej służące przetrwaniu) z natury i swobodnie krzyżuje gatunki. Oczywiście nie obywa się bez wpadek - czasami próbne istoty są za mało inteligentne lub szybko giną. Jeśli jednak któryś mieszaniec okaże się strzałem w dziesiątkę, Vlagh kopiuje go w milionach egzemplarzy. Mamy więc ludzi - węże i ludzi - owady. Spotykamy też jadowite nietoperze o owadzich głowach, a także żółwie na ośmiu nogach (są bowiem skrzyżowane z pająkami). Szkaradne twory chorego umysłu. Ziemiom Veltana zagrażają także chciwi duchowni amariccy. Ich przywódcą jest pozbawiony skrupułów Jalkan. Zaczyna się walka. Okazuje się przy okazji, że Veltan ma dodatkowego sprzymierzeńca. Jest to tajemnicza kobieta, która potrafi nie tylko czytać w myślach, ale także nimi swobodnie kierować i narzucać umysłom różne słowa i wizje. Lektura świetnie oddaje mechanizmy władzy w kościołach toczonych przez patologie. Zresztą opowieści o chciwych i obłudnych kapłanach różnych wiar to dla nas nie pierwszyzna - niejednokrotnie pojawiały się książki podejmujące ten temat. W omawianej lekturze momentami pojawiają się sytuacje groteskowo przerysowane. Trudno bowiem inaczej nazwać zajęcia z teologii, na których wykład zaczyna się od... zbierania na tacę.
Widoczne jest, że książkę pisały dwie osoby. Styl jest bowiem nierówny. Jedna z osób pisze w sposób piękny, pełen magii, ale całkowicie poważnie. Druga natomiast jest pełna poczucia humoru. Nie zawsze (choć przeważnie) jest to dowcip wysokich lotów, ale za każdym razem śmiejemy się do rozpuku. To wyraźne rozwarstwienie stylu jest według mnie nieco irytującym mankamentem.
Irytują też nieco przeskoki czasowe. Akcja nie ma bowiem charakteru linearnego i na przykład dopiero po zapoznaniu się z obecnymi losami Jalkana poznajemy jego przeszłość (po czym znów wracamy do teraźniejszości). Przejścia między czasami są ostro odgraniczone i można się w tym nieco pogubić. Lektura wymaga na początku ogromnego skupienia. Jesteśmy bowiem bombardowani szczegółami. Rozpoczynająca książkę opowieść o Vlaghu jest ponadto stylizowana na język archaiczny.
Jednak jeśli przebrnie się przez początkowe kartki, akcja wciągnie z wielką siłą. To opowieść pełna magii.
Kalina Beluch
Większość ludzi spokojnie wędruje przez życie. To świadkowie historii. Są jednak tacy, którzy ją tworzą. Ale nawet w tym wyjątkowym gronie Belgarath jest...
Choć została dwa razy pokonana i straciła dwie ogromne armie, groźna Vlagh nadal planuje zajęcie całego Dhrallu. W ciągu kilku dni jest w stanie wydać...